VI

41 2 1
                                    

- Szybciej, szybciej. - poganiałam.

Wstała i stanęła obok mnie, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że demon mimo chęci mordu nawet nie drgnął. Ustała na tylnych kończynach, a jej skóra, która przypominała skórę węża, robiła się przezroczysta w miejscach przechodzącego ognia. Ona paliła się od środka. Demon darł pazurami swoje łuski, jakby chciała pozbyć się przemieszczających płomieni, niszczących demona wewnątrz. Jeśli w ogóle Istota mroku miała jakieś.

- Wszystko z wami dobrze? - spytał Raymond, zbiegając ze schodów.

Obejrzałam się, spoglądając na mężczyzn, po czym z powrotem swoją uwagę skierowałam na demona, który wydał z siebie przeraźliwy jęk i zamienił się w garść popiołu. Zamrugałam kilkakrotnie, w duchu odczuwając ulgę, że to jest już koniec.

- Bridget, zranił cię? - spytał Raymond, sprawdzając pod obdartym rękawem jej rękę.

- Nie, przewróciłam się. A od kiedy ty się o mnie martwisz?

- Wyobraź sobie Panienko, że to jest ważne, bo przez ranę demona szybko może zdać się śmiertelne zakażenie.

Odpowiedział Alycent zamykając drzwi wejściowe.

- Przykro mi z powodu matki. - Powiedział Raymond.

Jakieś silne emocje przemknęły przez jego twarz.

- Mi jeszcze bardziej. - powiedziała.

- Posłuchajcie uważnie. To, co właśnie widziałyście, musi zostać w sekrecie. - Alycent zaczął zwijać łańcuch i przypinać go do pasa.

Jestem ciekawa co wymyśli Bridget na temat śmierci rodzicielki, skoro prawda musiała zostać odstawiona w kąd.

- Ale...

- Żadne „ale" jeśli to przez ciebie wyjdzie na światło dzienne, możesz zapomnieć o łasce biskupa. - przerwał jej Raymond.

Rudowłosa popatrzyła na mnie. Pokiwałam głową.

- Na tym świecie jest coś więcej niż na pierwszy rzut oka. - Powiedział choć wyraźnie nad czymś myślał.

Oparłam się plecami o komodę, chcąc wiedzieć jak najwięcej.

- No jasne Raymond jeszcze wmieszaj mieszkańców w sprawy kościoła. - Alycent przekręcił oczami.

- Właśnie zamierzam.

- Chyba się właśnie przesłyszałem. Czy zapomniałeś o swojej przysiędze?

Powoli irytowała mnie postawa Alycenta, bo myślał że życie w Kłamstwie jest lepsze od prawdy. Kogo tym chce chronić? Kłamstwo prowadzi do kolejnego aż później coraz gorzej jest z mówieniem prawda i co za tym idzie zaufaniem jakie szybko można zawieść. Naprawę ciężko mi zrozumieć rządy oraz sposób podejścia Biskupa do kraju, które jak udało mi się zauważyć jest oparte na zmyślonych bajeczkach.

- Za to ty najmniej masz do powiedzenia, bo z tego co słyszałam, księdzem nie jesteś i żadnych przysiąg nie składałeś, a jesteś obeznany w sprawach z demonami. I chyba w czymś jeszcze. - Powiedziałam, mając dość sekretów.

Należy mi się prawda i Bridget również.

- No ma trochę racji. - Przytaknął ksiądz.

- Ty się zamknij. - syknął do Raymonda, po czym zwrócił się do mnie. - A ty dziewczyno, trzymaj język za zębami, bo ta sprawa cię nie dotyczy.

Zacisnęłam mocniej zęby, gromiącego go spojrzeniem.

- Że co proszę? Mój brat został porwany. Demon pomylił mnie i chciał mnie zabić, a żeby tego było mało ty uważasz, że nie powinnam się mieszać. Masz tupet egoistyczny gnojku.

Wampirzy SzlachcicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz