꧁You were good꧂

1.5K 163 57
                                    

Słyszałem twój krzyk.
Tak, jestem pewny, że słyszałem go we śnie, a ten sen z pewnością był prawdą. I właśnie teraz, kiedy to przekonanie utkwiło w mojej głowie, żałuję, że rozstaliśmy się w niezgodzie. Mroczny znak na zawsze znalazł miejsce na twojej bladej skórze, okaleczył ją, zdewastował, naznaczył cię. Lecz jeszcze gorsze było to, że wtedy tego chciałeś, byłeś święcie przekonany, że to dobre. Myślałeś, że byłem zaślepiony, ale to ty byłeś. I było zbyt późno, kiedy już zrozumiałeś, że to złe, zbyt wiele zdążyłeś już do tej pory stracić, bo nie straciłeś tylko mnie ale też samego siebie.
Żałuję, że nie powiedziałem ci wtedy tego, co teraz wiem na pewno. Ludzie popełniają błędy. Jakie miało znaczenie to, że twoje ciało dzierżyło ten okropny znak, skoro dusza, jak się okazało, cały czas była wolna? Tyle razy błagałeś mnie o rozmowę i żałuję, że nawet na chwilę nie zatrzymałem się, żeby posłuchać. Ile by nas to kosztowało? Zaledwie kilka minut, teraz tych minut ci zabrakło. Wykorzystałeś je wszystkie, a ostatnie spędziłeś w tak okropny sposób.

I jestem pewny, że widok twojej nadal pięknej, chociaż tak zmęczonej twarzy w moim śnie również był prawdą. Byłeś w tej jaskini, trzymałeś w dłoni ten medalion oglądając go uważnie, jakby był ważnym przedmiotem badawczym. Nie mam pojęcia czemu go szukałeś, ale ty z pewnością miałeś ważny powód. Mimo, że to było tak odległe to czułem mrok otaczający ten przedmiot. Było to coś, czego nie pojmowałem, ale ty z pewnością tak. Widziałem jak działo się z tobą coś okropnego pod wpływem tego, co wypiłeś, nawet w pewnej chwili miałem wrażenie, że szeptałeś moje imię jakbyś liczył, że przybędę ci na pomoc. Uwierz, chciałbym.
Widziałem jak martwe ręce wciągały cię do wody. Przez kilka chwil się opierałeś, chciałeś walczyć, ale w końcu się poddałeś, pozwoliłeś obalić się bezwładnie na wilgotną ziemię i wciągnąć do lodowatej wody. I nagle po raz kolejny obudziła się w tobie wola życia, rozpaczliwa próba przetrwania. Machałeś rękami próbując wypłynąć i krzyczałeś. A robiłeś to tak przeraźliwie, że z pewnością nie słyszałem twojego krzyku jedynie we śnie, ale też w rzeczywistości, bo był tak głośny, że na pewno dotarł aż do Doliny Godryka. Krzyczałeś aż do chwili, w której nie miałeś już siły na walkę, pomimo chęci przeżycia nie mogłeś już nic zrobić. Woda wpłynęła ci do ust dławiąc krzyk. Próbowałeś się jej pozbyć ale już nie dałeś rady. Powoli traciłeś kontrolę, nie mogłeś dłużej utrzymywać się na powierzchni. 
A ja rzucałem się na łóżku chcąc cię stamtąd zabrać, trzymać w ramionach ciało, które w przeszłości tak często trzymałem w ramionach, wyciągnąć na brzeg, odgonić całe zło, które ci zagrażało. Byłem ci to winien, w końcu kiedyś ci to obiecałem, pamiętasz? Ale złamałem obietnicę skreślając cię przez ten znak i nawet nie zadając pytania czemu.

Powiedziałem ci tyle złych rzeczy, doprowadziłem do płaczu. Skrzywdziłem cię i to w najgorszy możliwy sposób, bo słowa bywają ostrzejszym narzędziem do okaleczania innych niż nóż. Oboje skrzywdziliśmy siebie wzajemnie zaraz po tym jak się naprawiliśmy.
Bo kiedy się poznaliśmy oboje byliśmy zepsuci, zapatrzeni w samych siebie, ale później unieśliśmy wzrok i zaczęliśmy patrzeć na siebie wzajemnie. I gdy się zakochaliśmy byliśmy tak szczęśliwi, że nie mogliśmy przyjąć do wiadomości, żeby świat mógł być smutny. Cieszyliśmy się sobą wzajemnie, uczyliśmy się siebie, budowaliśmy siebie cegiełka po cegiełce, ale wystarczył jeden twój ruch, moje raniące słowa, łzy, krzyk, błaganie, żeby to wszystko zrujnować. Tak, jakbyśmy cały czas układali domino i przypadkowo je potrącili. A skutki były gorsze niż którykolwiek z nas mógłby się spodziewać, bo tracąc siebie wzajemnie zburzyliśmy cząstkę siebie, która narodziła się wraz z naszą miłością, rosła i wrosła w nas na stałe aby następnie zostać brutalnie wyrwaną. Pytanie tylko, czy przez nas samych, czy przez okrutny los. 

I być może to był tylko sen, ale wiem, że gdybym poszedł teraz do tej jaskini to na dnie jeziora znalazłbym ciebie. Bez życia, twoja niegdyś blada skóra byłaby poszarzała, oczy, kiedyś takie radosne, skierowane w moją stronę ale wcale na mnie nie patrzące, usta okropnie sine, z których zamiast słów wypłynęłaby woda. 

I żałuję, że więcej nie usłyszę twojego głosu, nie zobaczę uśmiechu, nie poprawię przydługich włosów opadających ci na twarz. 
I żałuję, że kiedykolwiek powiedziałem ci, że jesteś zły, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Bo tak naprawdę byłeś dobry, a ja chciałem dzielić z tobą wszystko. 
Byłeś dobry, ale potrzeba było twojego odejścia, żeby to do mnie dotarło.

To takie straszne, że najpierw wspomnieniem dla mnie stał się tylko nasz związek. W końcu wiedziałem, że nadal gdzieś jesteś, że mamy czas, że miałbym szansę cię zobaczyć. 
Ale nie spodziewałem się, że ty sam mógłbyś stać się jedynie wspomnieniem.
Wiedz jednak, że nigdy nie opuściłeś mojego serca, chociaż był moment, w którym bardzo chciałem, żebyś to zrobił. Ale tego nie zrobiłeś i tam zostaniesz już na zawsze, nie na dnie jeziora. W moim sercu, w końcu ktoś musi je wypełniać. A ty też nie mógłbyś zostać w tym okropnym miejscu. Zachowam pamięć o tobie, już zawsze będziesz przy mnie.

I jestem pewny, że tuż po obudzeniu usłyszałem twój uspokajający głos, który tak uwielbiam.

Nie martw się już, będzie dobrze, James. - Szepnąłeś mi do ucha.


🎉 Zakończyłeś czytanie 𝒀𝒐𝒖 𝒘𝒆𝒓𝒆 𝒈𝒐𝒐𝒅 || 𝑱𝒆𝒈𝒖𝒍𝒖𝒔 🎉
𝒀𝒐𝒖 𝒘𝒆𝒓𝒆 𝒈𝒐𝒐𝒅 || 𝑱𝒆𝒈𝒖𝒍𝒖𝒔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz