25.

1K 39 47
                                    

Poczułam delikatne pocałunki na szyi. Rozwarłam powieki i spotkałam się z tęczówkami Andrésa.

- Wstawaj śpiochu, zaraz będzie śniadanie. - podniósł się z łóżka. Ja natomiast przekręciłam się na bok.

- Nie chcę tam iść. - przykryłam się szczelniej kołdrą.

- To umrzesz z głodu. - pokręcił głową. Spojrzałam na niego. Wybierał ubranie na dziś.

- A może przyniesiesz mi coś na śniadanie? - uśmiechnęłam się słodko, gdy spojrzał na mnie zrezygnowany.

- Po napadzie mogę robić to codziennie. - podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka. - Gdzie podziała się ta twoja pewność siebie?

- Może nigdy jej nie było? - wzruszyłam ramionami. Mężczyzna pogładził moje włosy.

- Wstawaj kochanie. - westchnął po chwili. - Zejdziemy na dół, zjemy, a potem porobimy coś ciekawego.

- Andrés... - mruknęłam. Mężczyzna wstał i zabrał mi kołdrę. Zimne powietrze spotkało się z moim ciałem. Przeszedł mnie dreszcz. - Zimno... - wstałam, podeszłam do niego. Schował kołdrę za plecami.

- Nie licz na to. - rzekł, gdy chciałam mu ją odebrać. Wściekle podeszłam do szafy, wyciągnęłam długi sweter i założyłam go.

- Jesteś niemiły. - pokręciłam głową. Ten rzucił niedbale kołdrę na łóżko i sam wskoczył w ubrania.

- Zmusiłaś mnie do tego. - podszedł do mnie i przejechał dłonią po moim ramieniu. - Leć na śniadanie. Ja idę jeszcze do łazienki. - skinęłam głową niezadowolona. Mimo napięcia w środku, pewnym krokiem ruszyłam przez siebie i z uniesioną dumnie głową, zasiadłam przy stole. Chwyciłam po jakąś kanapkę i położyłam ją na swój talerz. Upiłam łyk herbaty. Międzyczasie również Andrés pojawił się przy stole. Zapadła niezręczna cisza. Zabrałam się za śniadanie, lecz nie było dane mi zjeść w spokoju.

- Mam coś napisane na czole?! - warknęłam. I obejrzałam się po wszystkich. Andrés parsknął śmiechem. - Przestańcie się na mnie gapić! Wariaci... - pokręciłam głową. Nałożyłam sobie jeszcze jedną kanapkę na talerz, chwyciłam po kubek z herbatą i zaczęłam zmierzać w kierunku swojego pokoju.

- Wiesz co, Wenecja? - usłyszałam za plecami wredny głos Tokio. - Przynajmniej już wiadomo skąd brały się te jęki w nocy.

- Tokio! - oburzył się Profesor. Nabrałam powietrza. Odłożyłam śniadanie na stole. Usiadłam Berlinowi na kolana i objęłam jego szyję. Był lekko zdziwiony.

- Jak mogłabym nie jęczeć przy takim facecie? - cmoknęłam go w usta. Wstałam, chwytając po raz kolejny za moje śniadanie. Idąc w stronę pokoju, zatrzymałam się jeszcze przy krótkowłosej. - Jesteś zazdrosna? Może Rio nie może podołać? - posłałam jej wredny uśmiech. Chwilę później zjadłam śniadanie w moim pokoju. Ktoś zapukał do moich drzwi, po chwili Nairobi weszła do pomieszczenia.

- Nie wiem co powiedziałaś Tokio, ale nieźle ją zatkało. - zaśmiała się. Do pokoju wtargnął również Berlin.

- Zaimponowałaś mi. - rzucił w moją stronę, zupełnie olewając obecność drugiej kobiety. Podszedł do mnie.

- Daj spokój... - wstałam. Mężczyzna objął mnie w pasie. Spojrzałam na Nairobi lekko zmieszana. Andrés chwycił mój podbródek i zmuszona byłam patrzeć na niego.

- Załóż dziś coś odświętnego, zabieram cię na małą wycieczkę. - chwycił moją dłoń i ucałował jej wierzch.

- Ale... - zaczęłam.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz