JRK R.3 - Ale Albus już wie, jak je rozwiązać

189 7 6
                                    


Gryfonem Albus był, zatem jego "jak" było dość proste: NA YOLO.

Wszelkie usterki przyjmie zaś z nieprzepraszającą otwartością wobec okrutnego faktu, że jest tylko członkiem gatunku o mózgu z ograniczonym zakresem rejestrowania danych i pojemnością, a nie jakimś wszech-wszystko bogiem.

Nie znaczyło to, jednakże, że nie mógł czuć się jak bóg, postawiony (własnoręcznie; cóż, własnonożnie) przed ekscytującą ilością kraników w Łazience Prefektów. Jego ciało już opływały fale rozkoszy na myśl o czystej przyjemności, jakiej niebawem doświadczy – abstrahując od tej ściśle związanej z blondwłosym prefektem Ravenclawu.

Od czasu słodyczy masturbacji tuż przy rzeczonym minęło całe półtora doby, i Albus zaczynał już czuć głód do tego nowo odkrytego narkotyku.

Kto by pomyślał.

On na pewno nie. Ale poczuł. Nie musiał więc już o tym myśleć. Ani specjalnie rozkminiać, jak doprowadzić to do upragnionego dalej – miał bowiem niespotykany dar, doprawdy cudowny, w postaci mózgu niemalże magicznie naginającego rzeczywistość pod jego wolę w sposób wielokrotnie bardziej przejmujący niż zwyczajne czary-mary patykami czy eliksirami. Jego magia to był prawdziwy, surowy dar.

Podobnie jak posiadanie starszego brata który mógł dostarczyć mu wszystkich potrzebnych informacji, dzięki którym Albus wchodził właśnie do basenu pełnego hipnotyzujących zapachów i bąbelków rozpryskujących dziecięcą radość w jego żyłach.

Westchnął w błogości wonnego nieba obmywającego jego nagą skórę. Obsceniczny to był dźwięk, w każdym człowieku rozbudziłby niezaspokojone pulsowanie między nogami, niczym pieśń trytona, pana jezior, mórz, i oceanów, zapraszająca do głębokiego wdechu i rzucenia się prosto w obietnicę raju gdzieś na mrocznym dnie zdominowanym rozpustą–

klik

Ręka Albusa drgnęła, ale nie zdjął jej ze swojego twardniejącego członka. Przekręcił jednak głowę, by potwierdzić swoje przypuszczenie.

— Malfoy! Powiedz, bo żem ciekaw. Czy twój dom dysponuje lepszymi warunkami niż ta łazienka? Bo jeśli tak, dziwię ci się, że przetrwałeś te wszystkie lata /nie/bycia prefektem.

Malfoy zamarł przy drzwiach, wpatrując się w niego.

Mrugnięcie.

Drugie.

Bąbelek obok sutka Albusa prysnął.

Trzecie mrugnięcie.

— Nie, nie dysponuje lepszymi warunkami. — Otrząsnął się ("Ciekawe, co go tak zszokowało", pomyślał Albus), i wszedł w głębie łazienki. — Z jakiej racji tu jesteś, Potter? O ile mi wiadomo, nie uzyskałeś nagle miana prefekta.

Albus zaśmiał się pod nosem, bezczelny i otwarty w swojej bezczelności.

— Jestem tu z racji takiej, że wiem, jak się tu dostać.

Scorpius zmarszczył brwi, znów utkwiony w miejscu. Między wejściem, basenem, i kabinami klozetowymi.

Albus miał ochotę wyciągnąć rękę i wciągnąć go do basenu. Ale

niestety

przystojny blondyn w okularach postanowił tymczasowo przyczepić się do podłogi w miejscu odrobinę zbyt odległym od zakresu chwytu Albusa.

Przeklęte życie.

— Nie zapytasz, skąd to wiem? — Albus uniósł na niego brew.

Scorpius pokręcił głową, wzdychając (szlag, te jego perfekcyjnie ułożone włosy nawet zawirować odrobinę nie chciały! Ach, ależ Albus by je wytargał... w gorącym tańcu języków, odnajdując wewnętrznego węża z Malfoyem, gdy ich biodra trą o siebie, pragnąc wejść w drugiego...).

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz