Rozdział jedenasty w który cały świat zawirował

313 18 0
                                    


Uwaga! W tym rozdziale mogą pojawić się wątki +18 


Siedziałam na jego kolanach i powoli się wyciszyłam. 
-Idź do łazienki, czy coś, ja też się ogarnę. - Szepnęłam w pewnym momencie, po czym zsunęłam się z jego kolan. Powinnam się czuć skrępowana, ale ledwie to odczuwałam. Spojrzał na mnie i cicho westchnął. Nie komentował, po prostu wyszedł, chyba rozumiał, że muszę się wyciszyć. 

Ubrałam się i wymknęłam na jedno z pastwisk. Zabrałam stamtąd siwego, podpięłam mu do kantara lonżę i wyprowadziłam na przygotowany lonżownik. Zaokrąglone, wydzielone miejsce, gdzie mogłam sprawdzić ich ruch i nieco rozprostować ich kości. Siwy był wiekowym koniem, w dodatku zagłodzonym, więc nie chciałam go jeszcze dosiadać, a potrzebował ruchu. Mogłam zaobserwować czy nie kuleje i na moment zająć myśli czymś innym. 

-Jak bardzo jesteś na mnie zła? - Spytał, opierając się o ogrodzenie i obserwując mnie. 
-Nie jestem na ciebie zła, to nie twoja wina, że mam zrytą banię. - Mruknęłam nawet na niego nie patrząc, choć może na chwilkę na niego zerknęłam. 
Westchnął ciężko, po czym usiadł na szycie belki. 
-Mógłbym ci z tym pomóc, pomału... 
-Nie chcę. -
Ucięłam rozmowę dość oschle, może nie powinnam, tak naprawdę gdzieś w głębi duszy, chciałam mu na to pozwolić. 
-Przecież widziałem, że ci się podobało. 
-Ja naprawdę nie potrzebuję tego do szczęścia. Jestem szczęśliwa, nie chcę się przywiązywać. -
Powinnam być opanowana, a czułam, że znów górę biorą emocje. Milczał, tak uparcie milczał, a ja nie wiedziałam co siedzi w tej jego głowie. 
-Jesteś tak cholerną egoistką jak każda miastowa. - Burknął wreszcie i zeskoczył z ogrodzenia. To zabolało. Zatrzymałam konia i stałam tak przez moment, nie rozumiejąc co się tu właśnie wydarzyło. Nigdy nie skierował do mnie tak ostrych słów, nie takim tonem. 
-Ja jestem egoistką? Bo wyrzekam się w jakiś sposób czegoś co mogłoby mnie być może dopełnić? Dylan, nie porównuj mnie do swojej Amandy! - Byłam na niego wściekła, zawsze jak wracał z miasta, od niej, był taki inny. 

Zacmokałam na konia i zaprowadziłam go na pastwisko, a lonżę zostawiłam gdzieś obok stajni. Zaraz potem pobiegłam za mężczyzną. Był w domu i chyba próbował się pakować. Szarpnęłam go za ramię, zmuszając aby odwrócił się w moją stronę. 
-Jestem o ciebie zazdrosna, znacznie bardziej wolałabym żebyś tu został, ale nie mogę cię o to prosić. Jak widzisz, tylko bym cię unieszczęśliwiła. Nie jestem jak inne, potrzebuję wolności, wybrałam ją zamiast bliskości, bo byłam przekonana, że tylko wtedy mogę być bezpieczna. I nagle pojawiłeś się ty! A za chwilę Amanda. Ustąpiłam z drogi, dałam ci wolność, ty mi również... - Urwałam, bo chyba już sama nie wiedziałam co mam mówić i po co. Jego spojrzenie złagodniało. 
-Uwielbiałam tego chłopaka ze wsi, którym byłeś. Chociaż czasem mnie tak strasznie irytujesz. - Uniosłam oczy ku niebu i westchnęłam. Zaraz potem przytuliłam się do niego. Objął mnie delikatnie, ale wciąż milczał. 
-Nie jesteś egoistką, przepraszam. Chciałem ci pomóc, chciałem być przy tobie. - Szepnął, jego słowa były dla mnie dziwne, niezrozumiałe w jakiś sposób. Odsunęłam się nieco i spojrzałam na jego twarz. 
-Niby dlaczego, co? - Zapytałam cicho. 
-Bo lubię cię irytować. - Kącik jego ust drgnął w uśmiechu. Trzepnęłam go za to w ramię i zaśmiałam się cicho. 

-Musisz przestać bać się mówić i okazywać uczucia. - Przyznał po chwili, spojrzałam na niego dość krytycznie. 
-Niby tak? 
-Niby tak. Na przykład teraz. - Mruknął i przesunął wargami po mojej szyi. Znajome uczucie zakotłowało się w moim podbrzuszu. Przymknęłam oczy i zagryzłam wargę, by się nie uśmiechnąć. 
-Nie lubisz dotyku, ale moje usta i pocałunki ci się podobają. - Szepnął koło ucha. Zamrugałam i spojrzałam na niego. Zaraz potem zmarszczyłam brwi. Właściwie miał rację. Na sam dotyk czułam nieco panikę, ale kiedy tylko muskał mnie wargami mogłam poczuć coś więcej. Odsunął się ode mnie, a ja wciąż to wszystko analizowałam. 

Czekam na ciebie 🗝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz