rozdział 7

1.2K 109 7
                                    

Gdy kelner podsuwał jej krzesło, powiedziała sobie, że uczucia Louisa i jego przyszłość wcale jej nie obchodzą. W końcu, dlaczego miałyby obchodzić? Powinna się raczej skoncentrować na Rayu i sprawie, którą chce z nim załatwić. W końcu po to tutaj przyszła i im prędzej wyjaśni to Rayowi, tym lepiej.

Lunch był dokładnie tak nieprzyjemny, jak przewidywała. Kilkakrotnie Ray próbował namówić ją na wyjazdową kolację, ale za każdym razem zmieniała temat, aż w końcu stał się zły i agresywny.

Wiedząc, że inaczej się nie uda, powiedziała w bardzo stanowczy sposób:

- Jesteś żonaty i nawet gdybyś mi się podobał, to ten jeden fakt decyduje o tym, że nasza znajomość musi się ograniczyć wyłącznie do interesów.

- Jesteś taka staromodna? Muszę ci powiedzieć, że w rzeczywistości... moje małżeństwo... no, powiedzmy...

- Nie mówmy więcej na ten temat - powiedziała Kate. - Jesteśmy tutaj, żeby mówić o interesach i o niczym innym. A teraz, niestety, muszę już iść. Mam jeszcze inne spotkanie, a przedtem muszę wpaść do biura.

Nie można powiedzieć, aby był zachwycony, ale nie mogła dopuścić do tego, by szantażem zmusił ją do czegoś, na co zupełnie nie miała ochoty.

Gdy zbliżała się do biura, czuła się okropnie, ale co dziwniejsze, nie z powodu Raya Lewisa. Jej złe samopoczucie spowodowała sprzeczka z Louisem. Była zła na siebie za to, że dała mu się w taki dziecinny sposób sprowokować. Ale w końcu po co ją denerwował? Przecież ostatnią rzeczą, na jaką mógł mieć ochotę, było nawiązanie jakiegokolwiek kontaktu między nimi.

Powiedział to zresztą wyraźnie pare lat temu, swojemu dziadkowi, gdy zauważył jej dziecięce uwielbienie.

Czy to on ją zirytował, czy też może ona szuka wytłumaczenia dla swego postępowania? Czy... Ale nie. Jego niestosowny i głupi komentarz był oczywiście jawną prowokacją. Odrzucając wszelkie emocje i spoglądając na ten incydent spokojnie, musiała przyznać, że Louis, robiąc swoją uwagę, nie miał żadnego innego motywu poza doprowadzeniem jej do gniewu. Być może po to, aby okazać jej swą pogardę. Ale dlaczego? W jakim celu?

Czy obawiał się, że przetrwało w niej tamto idiotyczne uczucie? Na myśl o tym zaczerwieniła się. Przecież to było dziesięć lat temu! Zmieniła się od tego czasu. Jest już dorosłą kobietą.

Kobietą... Czy istotnie? Jest dorosła, ale czy jest kobietą?

Próbowała zapomnieć o tych wszystkich mężczyznach, którzy chcieli jej... pożądali... których erotyczne propozycje odrzucała zdecydowanie i w wielkim strachu. Bała się zresztą nie tyle mężczyzn, ile tego, że zbliżając się do niej, zranią jej uczucia. Tak jak kiedyś Louis.

To śmieszne, żeby przejmować się czymś tak długo. Czymś czy raczej kimś, kto w końcu odegrał dość niewielką rolę w jej życiu. Inne dziewczyny też przechodziły miłosne zawody, ale się pozbierały i stworzyły sobie inne, bardziej dojrzałe układy damsko-męskie. Więc dlaczego nie ona?

Może to uraz, który powstał, gdy słuchała, jak mówi do dziadka, że wie o jej uczuciach i nie jest nimi zachwycony? Może była zbyt sentymentalna... zbyt speszona, kochając kogoś, kto zupełnie nie chciał jej miłości? Miała wtedy piętnaście lat... zaledwie piętnaście lat.

Pokręciła głową, próbując uwolnić się od zalewu męczących ją myśli, myśli, które już tyle razy próbowała z siebie wyrzucić, wmawiając sobie, że jest po prostu jedną z tych kobiet, które bardziej interesują się swoją karierą niż mężczyznami.

Gdy weszła do biura, czuła, że głowa jej pęka. Meg na jej widok natychmiast zaproponowała aspirynę, której jednak nie przyjęła.

- Zaraz mi przejdzie. To tylko nerwy.

- Mam nadzieję - zauważyła sekretarka. - Chociaż musisz uważać, bo teraz panuje jakiś wirus. Zaczyna się to bólem głowy, a kończy okropną grypą. Pół miasta już na to choruje.

- Nie kracz! - zaśmiała się Kate. - Tylko mi jeszcze brakuje grypy.

Podczas jej nieobecności szereg osób dzwoniło w różnych, bardziej lub mniej ważnych sprawach. Zaczęła więc od tego, że wysłuchała uważnie wszystkich nagrań na sekretarce automatycznej, a następnie zabrała się do podpisywania listów, które przygotowała Meg. Meg była wzorem sekretarki. Zawsze dosłownie uprzedzała życzenia swoich szefowych - Kate i Belindy, a te nigdy nie miały dla niej dość słów pochwały.

Współpraca układała się im wspaniale. Teraz właśnie Meg przypomniała, że o czwartej ma przyjść dziewczyna na rozmowę w sprawie pracy. Często zgłaszali się różni kandydaci, ale wybierano tylko najlepszych. Dzięki temu firma cieszyła się znakomitą opinią, co było niesłychanie ważne.

Belinda i Kate wiedziały, że uczciwie zapracowały na swoją reputację, i za nic nie zdecydowałyby się na zarekomendowanie do pracy osoby, do której fachowości można by mieć najmniejsze wątpliwości.

Dziewczyna, która się zgłosiła, była specjalistką od komputerów. Niestety, po urodzeniu dziecka musiała przerwać pracę i zająć się wyłącznie domem. Obecnie, gdy maleństwo podrosło na tyle, że mogła je zostawiać w domu pod opieką swojej matki, postanowiła wrócić do zawodu. Miała podobno najwyższe kwalifikacje i długie łata praktyki w bardzo wymagającej instytucji. Trzeba to było jednak dokładnie sprawdzić i dlatego została zaproszona na rozmowę.

Obecnie, gdy Ray Lewis zamierzał poważnie rozwinąć swe przedsiębiorstwo i potrzebował nowych pracowników, należało mu znaleźć co najmniej trzech specjalistów komputerowych. Ta dziewczyna ewentualnie mogła być jednym z nich.

Oczywiście, trzeba było się liczyć z tym, że Ray, rozzłoszczony nieudanym lunchem z Kate, może zrezygnować z usług ich firmy i przenieść zlecenie do innej podobnej instytucji. Po takim człowieku można było spodziewać się wszystkiego, a właściwie - wszystkiego najgorszego.

Miał opinię kobieciarza, a nawet rozpustnika, jednakże sprawy osobiste to jedno, a sprawy zawodowe to drugie i nie można było wybierać sobie klientów, kierując się wyłącznie ich sposobem prowadzenia się. Tym bardziej, że firma Belindy i Kate ciągle jeszcze się rozwijała, a podobne instytucje wyrastały w mieście jak grzyby po deszczu.

Trudno, pomyślała Kate, jeżeli Lewis będzie taki małostkowy i tak głupi, że wycofa swoje zapotrzebowanie na pracowników, jakoś to zniesiemy.

Westchnęła, rozdarta wewnętrznie między chęcią nieoglądania już nigdy więcej obrzydliwego Raya Lewisa a myślą, że byłaby to dla ich przedsiębiorstwa bardzo duża strata i lepiej jednak, żeby nie wycofał tego zlecenia.

_________________
Życzę wszystkim wesołych świąt i mokrego dyngusa ;)

Boy from the past /L.T ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz