30.

883 36 15
                                    

Andrés poszedł zrobić sobie kawę, ja natomiast udałam się do łazienki. Załatwiłam się, doprowadziłam do porządku i patrzyłam w lustro.

- Tu jesteś! - usłyszałam głos Nairobi. Odwróciłam się w jej stronę i lekko się uśmiechnęłam.

- Stęskniłaś się? - pomachałam sugestywnie brwiami. Odwróciłam się w stronę umywalki i przemyłam twarz zimną wodą.

- Troszeczkę. - parsknęła. Patrzyłam na jej odbicie w lustrze. Lekko zmarszczyła czoło. - O co chodzi? Wyglądasz na spiętą. - jednym ruchem ręki odwróciła mnie w swoją stronę.

- Myślisz, że wyjdziemy z tej całej mennicy? - wciągnęłam powietrze.

- Wyjdziemy! - odparła pewnie. Po chwili przytuliła mnie lekko. - Chodźmy, pewnie niedługo Profesor będzie rozmawiał z policją. Trochę się pośmiejemy. - poklepała mnie po plecach. Obie udałyśmy się do naszego pokoju głównego. Berlin, Tokio, Denver i Moskwa siedzieli już przy telefonie. Ich wzrok padł na nas.

- Co ma pani na sobie? - z telefonu rozbrzmiał metaliczny głos Profesora. Wargi Berlina wygięły się w szerokim, kpiarskim uśmiechu. Usiadłam obok niego. Podparłam głowę na dłoniach i obserwowałam sytuację.

- Chciałabym zobaczyć minę Profesora, gdy walnął ten tekst. - usłyszałam głos Nairobi przy uchu. Zaśmiałyśmy się.

- Są ofiary śmiartelne po tamtej akcji? - odwróciłam się do Andrésa. Splotłam nasze dłonie pod stołem.

- Nie. - odezwała się Tokio. Skinęłam głową w jej stronę.

- Chyba będziemy musieli rozdać zakładnikom kombinezony. - odezwałam się gdy połączenie Profesora zostało zakończone.

- Chyba masz rację. - odparł Andrés. - Helsi, Oslo łapcie za torby, idziemy im to rozdać. - wstał. Również się podniosłam.

- Idę z wami. - powiedziałam. - Mogę tej nocy pilnować zakładników.

- Jesteś pewna? - spytał. Wszyscy bacznie nam się przeglądali. - Wyglądasz na zmęczoną. - położył mi dłonie na biodrach. Nie wiem jak on to robił, ale wcale nie przeszkadzało mu, że nasi wspólnicy wypalali nam dziurę w plecach.

- Ostatnio cały czas jestem zmęczona. - powiedziałam zgodnie z prawdą i wzruszyłam ramionami.

- Chyba nawet wiem dlaczego. - wyszczerzył się. Kątem oka zobaczyłam jak Tokio przewraca oczami, krzywiąc się przy tym jakby zjadła kilo cytryn. Po chwili wyszła. - Ale skoro chcesz to zapraszam. - gestem dłoni wskazał abyśmy wyszli. Udaliśmy się do holu głównego. Chłopcy zajęli się rozdawaniem kombinezonów, dodatkowo Berlin zaczął swoją przemowę. Oparłam się plecami o barierkę i obserwowałam co się dzieje, będąc myślami zupełnie gdzieś indziej. Denver odstawił niezłą scenkę z dyrektorem mennicy. Chwilę potem wszyscy zaczęli zdejmować z siebie ubrania. Andrés podszedł do mnie. Obserwował wszystkich do momentu, kiedy stanęłam mu przed oczami.

- Wyszukujesz sobie nowej kobietki? - uniosłam brew do góry i skrzyżowałam ręce na piersi. Spojrzał mi w oczy.

- Niepotrzebna mi inna. - pochylił się, żeby mnie pocałować, lecz odsunęłam się lekko.

- Chociaż nie tutaj. - poprosiłam. Strząchnęłam kurz z jego barku i uśmiechnęłam się słodko. Patrzyłam na jego twarz, która w momencie zaczęła wirować. Zakręciło mi się w głowie. Złapałam się jego kombinezonu, aby nie upaść.

- Co się dzieje? - objął mnie w pasie i lekko podtrzymywał. - Denver! - zawołał chłopaka. - Zajmij się grupą w miarę możliości. Zaraz wrócę. - chłopak spojrzał na mój stan zestresowany i skinął głową. Poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi. Objęłam lekko szyję Andrésa. Po chwili byliśmy w pokoju z telefonami. Mężczyzna położył mnie na kanapie i uchylił lekko okno. Kucnął przy mnie. - Jesteś cała blada. - chwycił po butelkę wody i jakiś słodki baton. Niechętnie go zjadłam i wypiłam znaczną część wody.

- Już mi lepiej. - skłamałam. Chwyciłam się za usta, czując odruch wymiotny. Po chwili jednak szybkim krokiem podeszłam do kosza i zwróciłam baton, który zdążyłam zjeść. Chwyciłam po butelkę z wodą.

- Kurwa... - Andrés pokręcił głową. Kucnął przy mnie i lekko objął moje plecy.

- Idź do holu, poradzę sobie. - wyszeptałam. Wysiliłam się na uśmiech w jego stronę. Chyba niezbyt mi wyszedł, bo mężczyzna pokręcił głową. Pomógł mi usiąść na fotelu.

- Co dziś jadłaś? - spytał i przyglądał mi się z widoczną troską. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na niego lekko zaniepokojona.

- Od dłuższego czasu nic nie jem. - tarłam nerwowo dłonie. Ten patrzył na mnie z politowaniem. Przymrużył oczy i nabrał powietrza. Chwilę później ponownie mogłam patrzeć w jego tęczówki. Był chyba na mnie trochę zły.

- Musiałaś rozregulować sobie pracę żołądka... - patrzył na mnie zrezygnowany. - Od teraz będziesz jadać razem ze mną i nie widzę żadnych sprzeciwów. - rzekł poważnie, a ja skinęłam głową. Podszedł do telefonu i zadzwonił do Profesora. Przedstawił mu sytuację. - Już dziś nie dostaniemy żadnych leków na pracę żołądka, ale musisz spróbować coś zjeść. - chwycił po jabłko ze stołu i obrał je szybko. To urocze, co dla mnie robił. Usiadłam po turecku i niechętnie zaczęłam jeść. Miałam wrażenie, że jedzenie rosło w mojej buzi.

- Będziesz mi się tak przyglądał? - spytałam, gdy udało mi się przełknąć pierwszy kęs. Ten jedynie skinął głową.

- Zachowujesz się czasem jak dziecko, wiesz? - mówił dość ostrym tonem. Oparł się o jakąś szafkę i skrzyżował ręce.

- Najpierw nie mogłam jeść bo było mi niedobrze przez stres, a później... - tłumaczyłam. - nawet jak spróbowałam coś zjeść, to wymiotowałam. Nie złość się. - powoli podeszłam do niego i chwyciłam jego dłoń. Patrzył w sufit, a jego szczęka była zaciśnięta. - Nic mi nie jest.

- Clara, nie denerwuj mnie... - zabrał swoją dłoń ode mnie. - Mogłaś nabawić się chorób.

- Nie przesa... - zaczęłam, ale mi przerwał.

- Nie przesadzam! - podniósł głos. Zacisnął ręce na blacie za jego plecami.

- Nawet jeśli byłabym chora, to jakoś byśmy razem przez to przeszli! - też wysiliłam się na krzyk. - Więc przestań się na mnie złościć i robić problemy tam, gdzie ich nie ma.

- Tak, przeszlibyśmy razem. - rzekł trochę nieobecny. - Usiądź i dojedz to. - poprosił. Zrobiłam to. - Teraz trochę odpocznij. - chciał przykryć mnie kocem, ale wstałam.

- Już mówiłam, że biorę dzisiejszą wartę. - powiedziałam pewnie. Rzeczywiście czułam się już lepiej.

- Nie. - rzekł. - Kładź się i nawet mnie nie denerwuj. - wskazał na sofę.

- Przestań bawić się w tatusia, bo pomyślę, że przedziurawiasz gumki, gdy się pieprzymy i nie będziesz miał do mnie dostępu. - zaśmiałam się lekko i zaczęłam zmierzać w stronę drzwi. Poczułam żelazny uścisk na ramieniu. Odwróciłam się.

- Powiedziałem coś. - rzekł twardo. - Ten jeden raz możesz się mnie posłuchać. - mówił wciąż ściskając moje ramię. Przejechał delikatniej dłonią wzdłuż mojej ręki. - Wezmę dziś twoją wartę, a ty odpowiednio mi się niedługo odwdzięczysz.

- Andrés... - westchnęłam zrezygnowana. - Przestań mnie we wszystkim wyręczać. To są moje obowiązki.

- Ale to jest wyjątkowa sytuacja. - odparł. - Po prostu zamienimy się zmianami, okej? - pogładził lekko mój policzek.

- Niech będzie. - zgodziłam się na jego propozycję. Położyłam się na sofie, a on wyszedł

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz