┋14.┋

264 19 0
                                    

— Co się stało? — zadałem pytanie, dalej głaszcząc go ostrożnie po plecach. — Hm?

— Bo Taehyung… — znowu mu się nie udało dokończyć.

— Oddychaj — poleciłem mu spokojnym tonem, na co wziął kilka głębokich wdechów i spróbował odpowiedzieć:

— Nie powiedziałem ci, ale… ostatnio-ostatnio praktycznie wcale go tutaj nie było — powiedział szybko, zaciskając przy tym dłoń na mojej bluzce — kiedy pytałem powtarzał, że cały ten weekend spędzimy razem i nadrobimy, ale później napisał do niego Jeongguk z propozycją wyjścia na imprezę i stwierdził, że jednak kiedy indziej…

— Ale nie płacz — poprosiłem, patrząc jak znowu zbiera mu się na szloch, więc przełknął ślinę i po chwili zaczął znowu mówić:

— Powiedziałem mu, co o tym wszystkim myślę i zaczęliśmy się kłócić i stwierdził, że już nie chce ze mną mieszkać — zajęczał, kając się, a ja czułem się tak bardzo bezsilny, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. — Ja chcę do domu…

Pociągnąłem Jimin'a trochę do góry, przesiadając się przodem do niego, żeby móc poprawić nasz uścisk. Chłopak od razu to wykorzystał, całkowicie przylegając do mnie swoim ciałem, więc starałem się podarować mu tyle ciepła ile tylko mogłem. Czułem jak jego klatka piersiowa zbyt szybko unosiła się i opadała, w rytm kolejnych ciężkich, chaotycznych wdechów, przez co łamało mi się serce. Było mi go tak bardzo szkoda, a nie wiedziałem jak pomóc. Nigdy nie sądziłem, że będę musiał uspokajać tak bardzo roztrzęsioną osobę.

— Dobrze zrobiłeś, mówiąc mu prawdę — stwierdziłem łagodnie, opierając przy tym policzek na jego głowie — pewnie przemyśli wszystko i odezwie się do ciebie.

— Spakował walizkę i wziął rzeczy do Jeongguk'a, a resztę obiecał niedługo przewieźć — przez wtulenie twarzy w moje ramię, jego głos został znacznie stłumiony, ale na szczęście udało mi się go zrozumieć.

Westchnąłem.

— Dajcie sobie czas — zasugerowałem — porozmawiacie bez nerwów i wtedy będzie wam prościej dojść do jakiś wspólnych wniosków.

Pokiwał nieznacznie głową.

— Jeśli chcesz to możesz przenieść się na razie do mnie — zaproponowałem też, na co w reakcji poczułem, że pojawił się na jego twarzy nieznaczny uśmiech.

— Dziękuję — odpowiedział i odsunął się, przecierając oczy. — Jestem ci na prawdę wdzięczny.

— Nie zostawię cię przecież, żebyś zapłakał się na śmierć.

Wyciągnąłem do niego rękę, żeby jej wierzchem chociaż trochę wytrzeć mokre policzki chłopaka, a po tym potargałem mu włosy, na co również się uśmiechnął. Chciałem chronić jego radość. Był tak uroczą i kruchą istotą, która u każdego wywołałaby pewnie takie odczucia. Miałem nie szukać więcej przyjaciół, ale w tym przypadku cieszyłem się, że na takiego natrafiłem. Potrzebowaliśmy się wzajemnie. I to nawet bardzo.

— Pomogę ci się spakować — ogłosiłem, a Jimin pokiwał głową, wstając z miejsca. — Czego potrzebujesz?

— Ubrań i tego — wskazał na swoje biurko w dalszym ciągu całe w notatkach, których najwidoczniej przybywało.

— No dobra — zacząłem zastanawiać się nad podziałem obowiązków — lepiej ty zajmij się swoją wiedzą, a ja cię spakuję, tylko daj mi jakąś torbę.

— Okej — przytaknął kompletnie pozbawiony zapału.

Podał mi to o co poprosiłem, więc zacząłem wyciągać jakieś komplety ubrań, w których wydawało mi się, że widziałem go wcześniej. Zabranie całej szafy stanowiłoby niemały problem, a zatem chcąc-nie-chcąc Jimin został skazany na moją intuicję. Zostawiłem fragment miejsca na kosmetyki chłopaka i czekałem aż skończy pakowanie do plecaka, kartek wypełnionych najważniejszymi uwagami oraz najpotrzebniejszych książek, w jakimś układzie, który mógł mu później pomóc w rozłożeniu tego od nowa. Podcierał co chwilę nos, ale przynajmniej łzy już mu nie płynęły. Gdy skończył wcześniejszą czynność poszedł do łazienki, żeby wrócić po chwili z kosmetyczką, którą jakimś cudem wepchnąłem do torby sportowej, zarzucając ją sobie po tym na ramię.

Jimin zatrzymał się w progu swojego pokoju i przez kilka dobrych minut po prostu stał tam, więc cofnąłem się do niego, a zwróciłem na siebie jego uwagę, kładąc mu rękę na plecach.

— To tylko kilka dni — nie chciałem, żeby czuł się, jakby właśnie kończył ważny rozdział swojego życia — zawsze możesz tu wrócić, jeśli będziesz chciał.

Skinął głową i następnie zamknął drzwi. Pierwszy raz od chwili naszego poznania był taki cichy. Ehh…

Rozglądał się po mieszkaniu z pewnym żalem i ewidentnym smutkiem, podchodzącym pod rozpacz. Chciałem go rozweselić lub chociaż skierować jego myśli na inny tor, więc zacząłem szukać w głowie jakiegoś zajęcia, które moglibyśmy zrealizować u mnie, żeby poprawić mu humor.

Założył buty, a jakieś inne wziął w rękę, więc przejąłem je od niego, korzystając z okazji zakładania przez chłopaka kurtki; przewiązałam ze sobą luźno sznurówki i przewiesiłem z przodu torby. Jimin wyszeptał prawie nieme: „dzięki”, zakładając plecak, który miałem wrażenie, że zaraz go przeważy i nawet byłem gotowy go złapać, w przypadku zbliżającego się upadku. Otworzył drzwi, a zatem wyszliśmy. Przekluczył za nami, po chwili namysłu schował klucz i zaczęliśmy schodzić na dół.

Wszystkie czynności w jego wykonaniu były tak bardzo niepewne oraz pozbawione kszty energii. To nie był Jimin, z którym jeszcze wczoraj rozmawiałem. Cierpiał. W zasadzie to długo nosił w sobie ten ból, bo problemy z przyjacielem nie wynikały z jednorazowego incydentu, więc to, że wybuch wszystkich wstrzymywanych, ukrywanych oraz w sumie to nie dopuszczanych do siebie emocji był tak ogromny niepowinien mnie dziwić.

— Jadłeś coś? — spytałem go, pokonując kolejne schody, na co pokręcił głową.

Wpatrywał się w ziemię, a włosy przysłaniały mu część twarzy. Nie miałem pojęcia o czym teraz dokładnie myślał, ale na pewno o niczym co mogłoby poprawić jego nastrój, więc chociaż chwyciłem go za rękę, żeby czuł moją obecność i wiedział, że nie został z tym całkiem sam. Ścisnął ją lekko, co stanowiło ogromne przeciwieństwo do sytuacji, w których on ciągnął mnie gdzieś za sobą w taki sposób. Ta różnica była strasznie dotkliwa.

Aż nie dotarliśmy do mojego samochodu nie puściłem go, co jakiś czas głaszcząc jego skórę kciukiem.

Może właśnie przez to sporadyczne milczenie przekazywaliśmy sobie najwięcej?

Usiedliśmy w samochodzie i za nim ruszyłem, dyskretnie rzuciłem jeszcze okiem na Jimin'a. Oparł głowę o okno, a poza tym to widziałem, że szkliły mu się oczy. Co zrobić…? Chyba wpadłem na pewien pomysł…

Nawet jeśli miałbym tego później żałować to rozkręciłem radio na pełny regulator i zacząłem śpiewać, a przynajmniej w założeniu, bo z praktycznego punktu widzenia bliżej mi było do zwykłego darcia się, jednak po chwili Jimin uśmiechnął się lekko, patrząc na mnie jak na wariata, więc określiłbym to sukcesem.

EngineerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz