Z drzemki obudził mnie dzwoniący telefon. Dźwięk musiał rozchodzić się z holu. Było totalnie ciemno. Jedynie światła helikopterów przebijały się przez żaluzje. Chwyciłam po moją broń i udałam się do holu. Nikogo w nim jednak nie było. Czyli zaczęła się pierwsza bitwa. Szybkim krokiem udałam się do strefy załadunkowej. Ustawiłam się na swoim miejscu. Dostrzegłam sylwetkę Berlina. Gdy mnie zauważył to mocniej zacisnął dłonie na broni.
Akcja przebiegła pomyślnie i policja wycofała się tak, jak przewidział to Profesor.- Udało się. - podeszłam do Andrésa. Zdjęłam najpierw moją, a potem jego maskę. Reszta wspólników zaczęła odprowadzać zakładników do holu, zostaliśmy sami.
- Co nie zmienia faktu, że... - zaczął.
- Nie powinno cię tu być. - udawałam jego głos. - Daj spokój. - objęłam go lekko. Odwzajemnił uścisk. - Czuję się świetnie więc przejmuję nocną wartę. - cmoknęłam go w policzek.
- Nie zmrużę oka, bo będę się martwił, że mi tam zemdlejesz. - przejechał dłonią po moich włosach.
- W takim razie możemy mieć wspólne warty. - uśmiechnęłam się do niego słodko. Ten pomysł chyba mu się spodobał, bo jego wargi wykrzywiły się w szczerym uśmiechu.
- Twoja pomysłowość nigdy nie zawodzi, kochanie. - cmoknął mnie w czoło. Pociągnęłam go za dłoń i po chwili byliśmy już w holu głównym. Nairobi zgarnęła zakładników, którzy mieli zająć się produkcją naszych pieniędzy. Reszta zakładników ułożyła się do snu. Zgasiliśmy światła i obserwowaliśmy ich.
- Co zrobimy po napadzie? - wyszeptałam cichutko, żeby tylko on to słyszał. Usiedliśmy na schodach.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia gdzie i co chcę robić. Ważne, żebyś była obok. - czułam, jak rumienię się po tych słowach. Cieszyłam się z faktu, że było ciemno. Nie chciałam dawać mu cholernej satysfakcji.
- Zestarzeć się w górach czy na plaży? - zaśmiałam się cicho. - Osobiście preferuję to drugie.
- W takim razie tak zrobimy. - ścisnął mocniej moją dłoń, lecz jego ton był dziwny. Wciąż były rzeczy, których nie potrafiłam w nim odczytać.
- Otworzysz tą swoją winiarnię. Będziesz mógł rozwijać swoją karierę malarską, a ja zostanę twoją modelką. - odwróciłam głowę w jego stronę. - Będziemy żegnać i witać dzień kochając się do utraty sił. - rozmarzyłam się. Oparłam swoją głowę o jego ramię. - Ale musimy jeszcze przejść przez to, co jest tutaj. - jakiś zakładnik mruknął we śnie.
- Sprawdzę to. - Andrés wstał i obszedł zakładników, po chwili ponownie był przy mnie. Tak minęła nam pierwsza noc.
* * *
Andrés rozdał zakładnikom zadania. Miał właśnie odprowadzić słabsze kobiety do gabinetu dyrektora mennicy. Nie chcąc, żeby przebywał z Ariadną, postanowiłam ja to zrobić.
- Berlin, nie fatyguj się. Zaprowadzę je. - dotknęłam lekko jego ramienia. Ten uśmiechnął się i skinął głową. Pilnowałam je przez chwilę, lecz później zastąpił mnie Oslo. Wyszłam z gabinetu i udałam się do drukarni. Prawdziwa poezja. - Jak idzie? - stanęłam obok Nairobi.
- Bardzo dobrze. - uśmiechnęła się w moją stronę. - Lepiej powiedz jak się czujesz? Denver mówił mi co się stało.
- Dziś lepiej. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale wciąż mi jest niedobrze. Ledwo wciskam w siebie to, czym karmi mnie Berlin.
- Nie znałam go od tej strony... - powiedziała raczej do siebie. - Wybacz, ale muszę coś sprawdzić. Poza tym ktoś już się chyba za tobą stęsknił. - wskazała za mnie palcem. Dostrzegłam sylwetkę Berlina, który zmierzał w moją stronę.

CZYTASZ
To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]
Fanfiction>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyjaciela - Martina. Poznając aroganckiego, pewnego siebie, a zarazem nieziemsko seksownego i czarującego - Andrésa de Fonollosę - wszystko zacz...