Rozdział 30

9K 234 5
                                    

Lucjan

Jedziemy w drogę powrotną do mojego domu. Daniello załatwił zaufanego lekarza, który będzie czekał już na miejscu. Parę osób odniosło dość poważne rany, sam jestem trochę pokiereszowany.  Mam parę ran, z których cieknie mi krew. Nie zwracam na to szczególnej uwagi bo w mojej głowie toczy się totalna rozpierducha. Zaczynam poważnie obawiać się o życie Anny i naszego dziecka. Jeśli ten skurwiel potrafił nas tak wychujać to co planuje dalej. Do jakiego stopnia potrafi się posunąć by osiągnąć cel. Musimy szybko go namierzyć bo inaczej całkowicie stracę nad sobą panowanie i rozpierdolę pół miasta żeby tylko do niego dotrzeć. A wtedy dopiero pozna moją prawdziwą twarz. 

 -Lucjan, daj się opatrzeć lekarzowi- dochodzi do mnie głos mojego przyjaciela po wejściu do domu.

-Niech najpierw zajmie się tymi ciężko rannymi -odpowiadam i kieruje się w stronę mojej sypialni. Muszę wziąć ciepłą kąpiel by chociaż trochę starać się odprężyć. W zaciszu moich czterech ścian sypialni mogę chociaż na chwilę pobyć sam. Poprzypominać sobie jak to było leżeć obok mojej kobiety i czuć jej ciało koło siebie. Strasznie ciężko mi się do tego przyznać ale strasznie tęsknie za nią. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez niej.   Kurwa ja ją kocham i jej miejsce jest przy mnie. 

Anna

Zostałam przewieziona do innego domu. Nie wiem co to za miejsce. Wcześnie rano Marcello wszedł do pokoju i szarpiąc mnie za rękę wyprowadził tylnymi drzwiami do samochodu. 

-Dokąd jedziemy? -próbowałam go wypytać ale moje pytania tylko go drażniły.

-Radzę ci się nie odzywać. Nie twoja sprawa. 

-Ale chyba możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy. I tak nie mam telefonu żeby kogokolwiek powiadomić. 

-Po co ci ta wiedza? 

-Bo będę bardziej spokojniejsza. 

-Mała zamknij swoją śliczną buzie i nie zadawaj zbędnych pytać. Dobrze ci radzę. 

Od tamtego czasu nie zamienił ze mną ani jednego słowa. Jechaliśmy jakieś pół godziny zanim dotarliśmy do następnej posiadłości. Było to mały domek na obrzeżu miasta. Wyglądał bardziej jak jakaś kamienica niż dom. Drzwi otworzyli nam dwoje starszych ludzi może jakoś po sześćdziesiątce.  Kobieta wydawała się mi na pierwszy rzut oka bardzo sympatyczna. Starała się nie patrzeć w moją stronę jakby obawiała się, że ktoś zrobi jej krzywdę. 

Marcello skinął głową w stronę mężczyzny i bez zbędnej gadki przekazał mnie w jego stronę.

-Tak jak się umawialiśmy. 

-Tak, wszystko jest przygotowane.   

-Jakby coś się zmieniło, będę dzwonił. 

-Dobrze.

Zostałam zaprowadzona do jakiegoś pokoju, w którym stało tylko łóżko i jedna szafka. 

-Co ja tutaj robię? -spytałam się nieznanego człowieka. 

-Zostaniesz tutaj. Nic więcej nie mogę ci powiedzieć. Łazienka jest na końcu korytarza. Możesz z niej korzystać kiedy będziesz potrzebować.   Helena przyniesie ci za niedługo jedzenie. 

-Proszę, pomóż mi. 

-Nie mogę. 

-Chcesz pieniędzy? Mój chłopak dużo ci zapłaci jeśli zdradzisz mu gdzie jestem. 

-Nie mogę. Zostać tutaj i nie próbuj uciekać. Przed domem jest dwóch uzbrojonych mężczyzn. Jeśli tylko się stąd ruszysz nie zawahają się do ciebie strzelić. 

-Proszę, pomóż mi. Noszę w sobie dziecko. Proszę -starałam się wpłynąć na tego człowieka ale wszystkie moje próby nie robiły na nim żadnego wrażenia. Po moich policzkach spływało coraz więcej łez. Starszy człowiek ostatni raz spojrzawszy na mnie, obrócił się i  wyszedł z pokoju.  Po raz kolejny zostałam sama.  


Będziesz mojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz