Akt II Scena III *Sherlock*

95 20 5
                                    

POV SHERLOCK

Leżałem zamknięty na cztery spusty w swojej sypialni na Baker Street założyłem nawet dodatkowy zamek sam nie wiem po co, może żeby chronić ludzi przede mną albo mnie przed nimi. Wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni w nieodgadniony dla mnie sposób przytłoczyły mnie. Zwinięty pod kocem w pozycje embrionalną dotknąłem swojej obolałej twarzy. Nie przypuszczałem, że Mycroft tak się na mnie wścieknie. Zacisnąłem oczy nakrywając głowę. Ja... Matko nie okazuję uczuć, ale nie chciałbym aby Graham, Gavin... a no tak Greg brat mi wbił w końcu to imię do głowy, przekręcanie go już nie sprawia mi takiej frajdy jak kiedyś, umarł z biologicznego punktu widzenia. Mycroft miał rację zataiłem część informacji, ale co miałem mu powiedzieć, że to lalka dla dzieci sieje takie spustoszenie, że to ona mną owładnęła. Wpakował by mnie do swojej limuzyny i zamknął w najbliższym szpitalu dla obłąkanie chorych. Jęknąłem i przewróciłem się na drugi bok. Jeszcze John mieszkając ze mną pod jednym dachem oberwał rykoszetem w sumie gdyby się zastanowić to każdy jest zraniony przez moją osobę. Kiedyś nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, ale teraz zacząłem mięknąć. Nie chce tego, złapałem się za swoją głowę. Za dużo myśli, za dużo! Czuję jakby mój mózg miał się zaraz przegrzać od natłoku informacji oraz przetwarzanych danych. Obrazy skakały kaskadowo przed moimi oczami jedne były bardzo wyraźne inne mniej a jeszcze inne doszczętnie zamazane. Sam nie wiem czy właśnie krzyczałem czy płakałem. Może jedno i drugie a gdyby to był tylko wytwór mojej wyobraźni? Zacząłem się śmiać na cały głos, tak na pewno teraz to robiłem. Przez zamknięte drzwi musiałem brzmieć jak psychopata a nie socjopata, za którego się uważam, uważałem, będę uważać? Nie wiem nawet jakiej formy użyć. Ja Sherlock Holmes nie wiem tak trywialnej rzeczy! Proszę państwa świat się wali! Usiadłem na łóżku a koc spadł na moje biodra. Słyszałem jak John chodzi po salonie, nerwowo i mocno. Tłucze naczyniami i nagle słyszę trzask i jego przekleństwo. Stuk kubek, pewnie ten swój ulubiony. Patrzyłem się na drzwi jakby zaraz magicznie miałby się w nich pojawić albo jakieś inne dziadostwo.

- John przepraszam to moja wina. – Powiedziałem sam do siebie i powoli wstałem po czym podszedłem do szafy. Podważyłem jeden panel i wyciągnąłem czysta strzykawkę z igłą i kokainę. Miałem już nie brać, ale nie jestem wstanie wytrzymać tych pędzących myśli. Nabrałem roztworu do strzykawki gdy dostałem sms'a, zignorowałem go, ale nagle przyszły trzy kolejne. Zacisnąłem oczy i poszedłem po telefon, który był pod poduszką. Zacząłem je odczytywać.

- Po co to robisz? MH – Prychnąłem pod nosem.

- Robisz nam wszystkim na złość? MH

- Czy może chcesz aby John już w ogóle zszedł z tego świata? MH

- Zamiast się narkotyzować ruszyłbyś tą swoją głowę i popchnął sprawę do przodu. Na pewno każdy byłby szczęśliwy z tego powodu. Tylko sugeruję możesz jak zwykle mnie zignorować, w końcu to wychodzi Ci najlepiej. MH

Gdy przeczytałem wiadomości roztrzaskałem telefon o ścianę. Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Szczerze to w cale nie chciałam o tym myśleć, chciałbym o tym zapomnieć, wymazać z mojego umysłu. Mycroft uważał się za mądrzejszego to niech sam się za to weźmie. Wziąłem głęboki oddech i wolno wypuściłem powietrze. Popatrzyłem na miejsce gdzie leżała strzykawka. Chciałem tego jak cholera i wtedy usłyszałem pukanie do pokoju.

- Sherlock proszę Cię otwórz drzwi. – Zacisnąłem powieki oraz dłonie w pięści.

- John odejdź ode mnie! Idź zajmij się czymś trywialnym i zostaw mnie samego! – Krzyknąłem w stronę drzwi. – Proszę dajcie Wy mi wszyscy święty spokój. – Wyszeptałem i z powrotem usiadłem na łóżku zapominając co chciałem przed chwilą zrobić. Słyszałem jak siada pod drzwiami niczym pies czekający na swojego pana. Na autopilocie podszedłem na drżących nogach i sam zrobiłem to samo. – John. – Zacząłem mówić i puknąłem raz w drewno. Po chwili Watson również zapukał, ale dwa razy. Delikatnie się uśmiechnąłem i popatrzyłem w sufit. – Mój mózg. – Oblizałem wargi i kontynuowałem. – Mój mózg jest przeciążony, głowa mi pęka a Pałac Pamięci się wali. Nie mogę tego zatrzymać. Pamiętasz sprawę, którą zatytułowałeś Pies Baskerville'ów? – Usłyszałem puknięcie obok mojej głowy. – Biorę to za tak. – Następne stuknięcie. – Gdy siedzieliśmy w tej restauracji widziałeś jak moja dłoń trzymająca szklankę się trzęsła, jak mój głos drżał. Teraz nie mogę opanować nie dłoni, ale całego ciała. – Nie wiedziałem czy mam mu to powiedzieć w końcu jestem Holmes, świr i wariat. Osoba bez jakichkolwiek uczuć. – Boję się John. – Nie usłyszałem nic, zamknąłem oczy. – Rozumiesz to nie jest kolejny eksperyment czy jakaś tajna sprawa od Mycrofta, o której nie mogę Ci powiedzieć. – Wypuściłem wolno powietrze z płuc i zacząłem kontynuować. - Tym razem nic z tych rzeczy ja nie udaję ja się naprawdę boję. – Dodałem szeptem. - Najgorsze w tym jest to, że nie o siebie, ale o Ciebie, Grega czy nawet mojego brata. Słyszałeś zapamiętałem imię Lestrade'a. – Zacząłem się śmiać. – Kochany braciszek wbił mi jego imię do głowy i to dosłownie. – Dotknąłem swoich ran na twarzy. – John ja nie chcę się martwić, nie chce tych uczuć! – Krzyknąłem. – Zabierz je ode mnie, zrób coś z nimi. One nie pozwalają myśleć racjonalnie i zamazują mój zdrowy osąd. – Wyszeptałem i usłyszałem jedno puknięcie przerwa kolejne przerwa, puk, puk, przerwa puk puk puk szybka przerwa i kolejne trzy stuknięcia, myślałem, że to koniec ale usłyszałem kolejne uderzenie pauzę i dwa ostatnie puknięcia. Chwila konsternacji na mojej twarzy no tak to alfabet Morse'a Watson wypukał do mnie słowo „otwórz". Odwróciłem się tak, że siedziałem bokiem do drzwi. Zawahałem się lekko, ale zacząłem odpowiadać. Przesunąłem kostkami po drzwiach sygnalizując pierwszą pauzę dwa szybkie stuknięcia i przerwa puk dłuższa pauza puk przerwa i stuknięcie chwila przerwy trzy szybkie uderzenia pauza stuknięcie i przesunięcie dłoni po drzwiach (I). Nastała głucha cisza.

Different story || Sherlock 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz