Spojrzała na swoje ręce, które widniały nad świecącą klawiaturą. Jej ręce były pokryte złotymi pierścionkami, a w tle słychać było muzykę. Jej dłonie trzęsły się jak nigdy.
Płakała, nie wiedząc nawet dlaczego. Może porostu już wiedziała, urodziła się taka, pełna problemów, brak przyjaciół, brak zaufania. Puste miejsce dla osoby, która nie istnieje w jej przypadku.
Nie potrafiła kliknąć głupich kilka klawiszy by w komunikatorze pojawiło się słowo przepraszam. Nie umiała, wszystko dzisiaj odmawiało jej posłuszeństwa. Nie potrafiła włączyć piekarnika, nie mogła normalnie wstać, nie mogła zrobić nic.
Czuła się jak nikt.
– Zapomniałaś – W progu drzwi usłyszała znajomy głos.
Tak bardzo kiedyś doprowadzał ją do przyjemnych dreszczy, do prawdziwych motyli, do ukochanego ciepła w sercu.
Przestała czuć.
Odwróciła się natychmiastowo do niego, jednym kliknięciem zgaszając ekran komputera.
– O czym zapomniałam? – spytała z lekkim uśmiechem. Wskazującym palcem jeździła po drugiej dłoni, robiąc małe kółeczka.
Nie mógł poznać że coś jej jest, nie teraz.
– Mieliśmy się spotkać...
– Mamy się spotkać jutro, dzisiaj jest pierwszy marca. – Spojrzała na niego, już bez uśmiechu, Wiedziała że będzie wielka afera.
Nie mogły jej się zlewać dni, nie mogły. Nie mogło jej się mieszać. nie teraz.
– Dzisiaj jest trzeci Phoebe. – Podszedł do niej, i przykucnął. Spojrzał w jej oczy i ujął jej małe dłonie w swoje. – Powiedz mi jak coś się dzieje.
Szatynka natychmiast zabrała od niego swoje dłonie. Trzęsły się jak cholera, nie chciała by wiedział.
Wstała z krzesła i przybliżyła się do ściany. Chciało jej się płakać, nawet nie wiedząc dlaczego. Przecie nie zrobił nic złego, nie oszukał jej, nie powiedział złego słowa na nią, a nie mogła mu spojrzeć w oczy. Chciała, ale nie mogła. Chciała się cieszyć, chciała czuć radość, chciała go przytulić.
Brunet wstał i spojrzał na nią, powolnym krokiem zbliżał się do niej. Nie chcąc żeby podniosła głos pod wpływem emocji, co zdarzało się często bez powodu.
–– Możesz mi powiedzieć jeśli to znowu się...
– Nie dzieje się! – Wykrzyczała – Nie może się teraz tak stać... – resztę zdania powiedziała bardziej cicho, nie chcąc by to usłyszał, lecz słyszał głośno i wyraźnie.
– Przepraszam Phoebe. – Złapał ją za ręce, przez co dziewczyna spojrzała mu w oczy. Ujrzał pełne łez ciemne oczy. Zranione, tylko ze znakiem smutku. Nie nawiedził gdy cierpiała. Nie gdy wszystko zaczęło się układać. Dlaczego?
–– To nie twoja wina, nie twoja Tommy. – Uśmiechnęła się lekko z łzami. – Po prostu skończmy to raz na dobre.
– Nie, nie, nie, nie, Phoebe. Nie w takim momencie. – W jego oczach również pojawiły się łzy.
– Wszystkim wyjdzie na tym lepiej, dobrze o tym wiesz – Jej głos już wręcz piszczał, i błagał "zrób to". Ujęła jego twarz w dłoniach i popatrzyła w jego oczy. – Bez boleśnie, najlepiej w świecie.
Chłopak nie wiedział czy robi dobrze biorąc leki z szuflady z biurka. Nie chciał, by cierpiała więcej. Nie chciał widzieć jak cierpi. lecz również wiedział, że stracą na tym wszyscy.
Podał jej leki które od razu po zażyciu zaczęły działać, opadła w jego ramiona bez żądnych przeciwskazań. Spojrzała na niego z małym uśmiechem i mokrymi policzkami.
– Jutro będzie lepiej, obiecuje Phoebe. Jutro będziesz szczęśliwsza. – Położył ja delikatnie na rozłożone już łóżko.
Wiedziała że zrobi to, zrobi do dla niej.
Lecz w tamtym momencie dziewczyna czuła się małą radość. Jak bardzo musiał ją kochać by uśmiercić ją z jego prośbą. Jak bardzo potem będzie musiał cierpieć po jej stracie.
Nie myśłała o rodzinie i o ceremonii. To, że jej mama żeniła się drugi raz, od rozwodu gdy miała 14 lat. Nie myśłała jak bardzo będzie płakać na swoim własnym, drugim ślubie.
Wiedziała że od początku jej nie chcieli. Była zwykłą wpadką. Nie dostrzegała jak bardzo kochali ją jej rodzice. Nie dostrzegała, że nawet gdy była tą głupią wpadką a im się nie udało, kochali ja na nad życie.
Tak samo jak jej narzeczony, który właśnie uśmiercił ją za jej prośbą. Myślała, że wydarzenie które miało odmienić życie jej mamy jest za dwa dni. Tak naprawdę wszystko się zlało. Ponownie.
Spojrzała na ukochanego ostatni raz, uśmiechając się lekko, resztkami siły które miała. Nie miała nawet siły na płakanie. Myśłała, że bez niej będzie lepiej. Wszystko się wszystkim ułoży, i w ten zamknęła oczy.
Zasnęła.
***
Wylane łzy, zaliczone.
Następny będzie Peter Parker <3.
Mam nadzieje, że miło się czytało.
Rozdział nie sprawdzony.