No i wszystko trafił szlag!

69 4 7
                                    


- Chyba żartujesz, że mogłabym o tym zapomnieć! - warknęłam wściekle, nic sobie nie robiąc z faktu, że stojący najbliżej ludzie zwracali na nas coraz większą uwagę, a ich szepty z pewnością były wypowiedziane pod naszym adresem. - Puść mnie w tej chwili, bo za siebie nie ręczę!

Robert złapał mnie za ramiona i najwyraźniej, mimo moich głośnych protestów, nie zamierzał wcale pozwolić odejść. Złość ze mnie wręcz kipiała, a jego spojrzenie zbolałego psiaka, przestało na mnie działać w momencie, kiedy nakryłam go z moją najlepszą przyjaciółką. I to, kiedy? Przed niespełna pół godziną! Mizdrzyli się na mojej imprezie urodzinowej; w moim domu; ba! w moim cholernym łóżku, na którym sama nieraz oddawałam się podobnej rozrywce. Szkoda tylko, że z Elwirą miałyśmy tak bardzo podobny gust, że nawet kutasa przygarnęłyśmy dokładnie tego samego. Wykrzywiłam twarz w grymasie i szarpnęłam, próbując jeszcze raz się uwolnić. Za nic nie zamierzałam pozwolić Robertowi zrobić z siebie pośmiewiska przez wszystkimi znajomymi. I już nawet nie chodziło mi o to, co oni sami sobie o mnie pomyślą, co o fakt, że z pewnością kilku bardziej życzliwych zaraz z samego rana pobiegnie do moich rodziców, by podzielić się z nimi gorącą nowinką.

Jęknęłam w duchu, gdy Robert zamiast wreszcie spełnić moje życzenie i mnie puścić, przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Na mojej twarzy osiadł jego ciężki oddech zaprawiony sporą dawką alkoholu. I chociaż sama byłam już nieco wstawiona, zrobiło mi się niedobrze, a w żołądku zacisnął się ciasny supeł, przez który zjedzona niedawno kolacja zaczęła mi się cofać.

Złapałam Roberta za rękę i zacisnęłam na niej mocno palce, wbijając je w skórę. Twarz wykrzywiła mu się w grymasie, lecz najwyraźniej sprawiłam mu za mało bólu, aby dał wreszcie spokój.

Przysunęłam twarz bliżej i wysyczałam przez zaciśnięte zęby:

- Naprawdę dobrze ci radzę, jeśli nie chcesz, żebym zaraz ośmieszyła cię na oczach tych wszystkich ludzi, lepiej zrobisz, gdy mnie posłuchasz.

Robert uśmiechnął się pod nosem, trochę cwaniacko, jakby nie wierzył, że rzeczywiście mogłam mu w jakikolwiek sposób zaszkodzić. W sercu poczułam ucisk, a ból szybko rozprzestrzenił się dalej.

- Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić - powiedział tylko kręcąc głową. Zaraz jednak uniósł na mnie wzrok i, zapewne widząc cierpienie malujące się na mojej twarzy, posmutniał. - Skarbie, proszę, to nic nie znaczyło. Nie chciałem...

Musiał poluzować uścisk, gdyż wreszcie udało mi się z niego wyrwać.

- Nie chciałeś przelecieć mojej przyjaciółki na mojej imprezie urodzinowej - weszłam mu w słowo, a w oczach zamajaczyły pierwsze łzy, których nie umiałam zatrzymać dla siebie.

- Ina - zwrócił się do mnie zdrobniale, jak tylko najbliższym pozwalałam się nazywać; wyciągnął rękę, lecz cofnęłam się jak poparzona, nie zamierzając pozwolić mu zbliżyć się na choćby jeszcze kilka centymetrów. - Proszę cię...

Zaśmiałam się smutno i powiedziałam z ironią:

- Szkoda, że nie chce mi się tego słuchać.

Mówiąc te słowa, obróciłam się na pięcie, wiedząc, że jeśli jeszcze chociaż przez chwilę zostanę w tym samym pomieszczeniu, co mój były chłopak, z pewnością złość i cierpienie przejmą nade mną kontrolę; a naprawdę nie chciałam się teraz rozpłakać przed tymi wszystkimi świeżo upieczonymi lekarzami - moimi kolegami ze studiów. Jeszcze tylko tego by brakowało, żebym stanowiła główną anegdotkę opowiadaną na kolejnych imprezach.

Niewiele więc myśląc, chwyciłam butelkę prosecco i ruszyłam schodami na górę, prosto do jednego z pokoi gościnnych. Chociaż najchętniej zaszyłabym się we własnym pokoju, akurat tego zrobić nie mogłam, gdyż obrazy Roberta i roznegliżowanej Elwiry, skutecznie rozdrapywały świeżą ranę.

Do szaleństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz