// 1 //

76 19 16
                                    

carpe diem!
- Horacy

***

— ...Horacy mówił: chwytaj dzień! Dzisiaj ja również to mówię i nie raz będę jeszcze powtarzał. W szczególności wam, moim serdecznym koleżankom i kolegom z ostatniej klasy. Czerpmy z młodości ile się da! Oczywiście nie uprzykrzając zanadto życia, naszemu kochanemu gronu pedagogicznemu. Bawmy się! Imprezujmy! Spędzajmy czas z przyjaciółmi! Bo za rok nie będzie już nas tutaj! Za pewne wyruszymy w wielki świat! W dorosłość! A na razie bądźmy jeszcze dzieciakami! Carpe diem!

Wszyscy zgromadzeni, jak jeden mąż, zaczęli głośno wiwatować. Wstawali z krzeseł, klaskali, tupali i krzyczeli. W tamtej chwili nikomu nie doskwierał koniec wakacji i rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Ich młode serca wypełniła siła, której tak potrzebowali. Czuli się jakby wszystkie ich marzenia były w zasięgu ich rąk i wystarczyło jedynie po nie sięgnąć. A wszystko za sprawą Benjamina Scotta.

Złoty chłopak znów poruszył całą szkołą i natchnął beztroskie dusze niewinnych nastolatków.

Benjamin Scott był przewodniczącym rady uczniowskiej. Wszyscy go uwielbiali. Wszyscy kochali złotego chłopaka. Nie tylko uczniowie, również nauczyciele. Benjamin miał zdolność zjednywania sobie ludzi. Potrafił tak mówić, by go słuchano, a przede wszystkim, by go wysłuchano. Uwielbiał przebywać wśród ludzi. Uwielbiał rozmowy, za równo te błahe jak i te poruszające problemy natury filozoficznej. Uwielbiał spotykać się ze znajomymi, za równo z tymi bliższymi, jak i z tymi dopiero co poznanymi.

Po prostu kochał ludzi. Ludzie kochali Benjamina Scotta. I taka była naturalna kolej rzeczy.

Była przerwa. Benjamin Scott siedział razem ze znajomymi, Margot Robinson, Lucasem Clearwaterem i kilkoma innymi, na stołówce. Jak zawsze zajmowali okrągły, ośmioosobowy stół, stojący na środku pomieszczenia. Zewsząd dobiegały ożywione rozmowy dotyczące udanych wakacji, wyjazdów, obozów i wiecznie intrygujących, letnich miłości. Benjamin również prowadził błahą pogawędkę o minionych dwóch miesiącach. Co jakiś czas, ktoś podchodził do ich stolika, gratulował mu jego przemowy, klepał go po plecach i życzył udanego nowego, ostatniego roku szkolnego. A on szczerze im dziękował, serdecznie uśmiechał się i dopytywał o samopoczucie.

– Hej, Scott! Świetna przemowa.

Benjamin odwrócił się. W jego stronę szła niska blondynka o hipnotyzujących, niebieskich oczach. Charlotte Landfield. Nie znał jej zbyt dobrze. Na pewno kiedyś rozmawiali, ale nawet nie mógł sobie przypomnieć, kiedy. Takich ludzi, jak Charlotte Landfield, czy Benjamin Scott, po prostu się znało.

– Hej Landfield. Jak wakacje?

– Szkoda gadać... No, nieważne. W weekend Jackson robi imprezę. Będziesz?

Monica Jackson. Kolejna osoba, którą po prostu się znało.

– Jackson robi imprezę? – do rozmowy przyłączyła się Margot, która wcześniej rozmawiała z Benjaminem. Opowiadała mu o swoim pobycie u dziadków i spotkaniu z Robertem, ich starym znajomym, który rok wcześniej przeprowadził się do Europy.

– Tak. Chcesz też wpaść? Myślę, że Monica się nie obrazi, jeżeli przyjdzie kilka osób więcej... Właśnie próbuję namówić Scotta. To jak?

– No dobra, jeszcze tylko pogadam z Emily, czy nie ma żadnych planów.

– Zabierz ją ze sobą, będzie weselej.

Charlotte odeszła bez pożegnania. Benjamin patrzył za nią, jak dołączyła do grupki kolejnych, po prostu znanych ludzi.

Benjamin często dostawał zaproszenia na różne imprezy. Rzadko je przyjmował.

więzy młodościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz