„Szybkie zlecenie"
W karczmie było gwarno i tłoczno. W powietrzu unosił się zapach piwa i nieświeżych ryb. Kupcy kłócili się gdzie najlepiej sprzedać ostrygi a żeglarze głośno omawiali najlepsze sposoby ustalenia kierunku wiatru. W jednym z alkierzy, nudzące się jak mopsy w czasach pokoju, markietanki ofiarowały swoje usługi i co chwilę jedna z nich znikała z kolejnym biednym chłopakiem nieświadomym, że koszty leczenia rzeżączki znacząco przewyższą i tak wysoką cenę dzisiejszej zabawy.
W najsłabiej oświetlonym alkierzu siedział młody mężczyzna imieniem Yuring. Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miał ciemne oczy, krótkie rude włosy i bladą cerę, na której widniało kilka blizn zapewne po cięciach nożem lub czubkiem miecza. Nosił wzmocnioną, skórzaną kurtkę i wysokie buty. Za mała kurtka eksponowała umięśnione ręce. Ubiór jednoznacznie wskazywał, że nie pochodził stąd.
- Jeszcze jeden dzban wina! – Krzykną Yuring wyciągając z kieszeni kilka wyjątkowo krzywych srebrnych monet.
- Pozwól, że ja zapłacę – rzekł wchodzący nagle do alkierza mężczyzna.
Nieznajomy ubrany był zgodnie z modą panującą wśród bardów z tych stron. Miał na sobie kolorowy, pasiasty kubrak, krótkie czarne spodnie i łączące się w nimi białe nogawice. W ręce trzymał bogato zdobioną lutnię. Po specyficznych wycięciach Yuring stwierdził, iż instrument był wykonany na specjalne zamówienie.
- Skoro płacisz to siadaj, zapraszam –wskazał nieznajomemu miejsce naprzeciw siebie.
- Muszę załatwić niecierpiącą zwłoki sprawę a ty wyglądasz na idealnego kompana do współpracy. – Mówił taksując Yuringa wzrokiem. – W tej miejscowości urząd burmistrza zajmuje wyjątkowo nieprzyjemny typ. Ja jako dobrowolny przedstawiciel terroryzowanych mieszkańców zobowiązałem się, że poszukam odpowiedniego kandydata do załatwienia...
- Przychodzisz do mnie w środku dnia do zatłoczonej karczmy - przerwał mu Yuring – i proponujesz mi, żebym dopuścił się zamachu na tutejszego władcę? Macie tu pewnie jakąś straż w mieście, zaraz by mnie dopadła a ja nie chcę spędzić reszty życia w kryminale.
- Spokojnie, straży się nie bój. – zaczął przestraszony nieco bard. - Komendantowi też burmistrz zaszedł już za skórę. Mówił nawet, że zabiłby go, ale wiesz... Przysięgał służyć. To prosta robota, burmistrz jest już stary a do swojej posiadłości nikogo nie wpuszcza. Wchodzisz w nocy, robisz swoje a na drugi dzień cieszysz się nagrodą.
W tym momencie córka karczmarz przyniosła dwa drewniane kubki i zamówiony dzban.
- Oto pańskie zamówienie. – Mrugnęła jednym okiem do barda na znak, że wszystko słyszała. – Całe miasto będzie panu bardzo wdzięczne – powiedziała odwracając się do Yuringa.
- Widzisz? – podjął od razu bard. – Miejscowi tylko czekają, aż uwolnisz ich od tego tyrana.
Yuring rozsiadł się wygodniej i wypił naraz cały kubek przeczuwając, że rozmowa może jeszcze potrwać.
- Tyran powiadasz... – Stłumił beknięcie. – A co takiego zrobił ten wasz burmistrz, że otrzymał takie miano?
- Co zrobił? – zaśmiał się bard. – Należało by zapytać jakiego występku przeciwko rodzajowi ludzkiemu ten okrutnik jeszcze się nie dopuścił. Raz przykładowo kazał powiesić żonę jednego z rybaków, bo przypomniał sobie, że ma ona tak samo na imię jak jego znienawidzona żona, o której nawiasem mówiąc, słuch zaginą jakieś sześć lat temu. Innym razem kazał wybić dwadzieścia świń należących do pewnego hodowcy. Tłumaczył się później, że denerwowały go wydawane podczas uboju dźwięki. – Nieznajomy zdjął kapelusz i podrapał się po głowie. – Długo można by o tym mówić. Myślę, że najlepiej będzie jeśli zaprowadzę cię jutro do dwóch osób, które najbardziej skrzywdził.