P.O.V. Art
-Nie nazywaj mnie tak!- wszyscy spojrzeli na niego. Wiem że on tego nie lubi. Widać że spanikowany wbiegł do szkoły.
Ale czemu go to tak zezłościło?Nie chciałem mu robić więcej problemów wszedłem do szkoły i zmieniłem buty.
Usiadłem w swojej ławce. Jestem ciekawy, jak wygląda uśmiechnięty Ren.
Wygląda jak dziewczyna w krótkich włosach i płaskim biuście.Przez całą lekcję myślałem jak by wyglądał Ren w sukience lub w jakimś innym ubraniu.
Ale jestem ciekawy dlaczego nie przepada za mną. Wszyscy mnie lubią więc dlaczego on mnie nie lubi? Nie mam kija w dupie jak inni i nie przeszkadza mi to że nie ma mamy. Nie to że to mi pasuje. Współczuję mu. Ale to nie powód do tego, aby go nienawidzić. Prawda?Lekcja po lekcji i tak w końcu lekcje dobiegły końca. Szłem korytarzem zmierzając do szatni, aby zmienić buty i iść do domu. Nagle usłyszałem jaką rozmowę.
I może nie interesowało by mnie to gdybym nie usłyszał głosu Rena. Przerażonego głosu Rena.-I co dziwko? Teraz płaczesz?! Trzeba było myśleć zanim to zrobiłeś!-O co mogło chodzić? Schowałem się, aby dowiedzieć się o co chodzi.
-A-ale to nie j-ja n-naprawdę-jego głos sie łamał.
-Tak? To kto w takim razie?
-Ja!-nie wiedziałem o co chodzi ale chciałem aby Ren ren (tak będzie go teraz nazywać) nie był smutny.-Więc to ty!-popchną Ren rena co mnie wkurzyło. Podszedł do mnie i złapał mnie za kołnierz.
-Zostaw go!- łamiący sie nadal głos Ren rena sprawił że nie wytrzymałem. Uderzyłem chłopaka w ryj przez co on upadł na ziemie.Drugi chłopak podniósł kolege i uciekli.
Ja podszedłem do Ren rena.
-Nic ci--odtrącił moją rękę.
-Po co to zrobiłeś?! Jak by ci coś zrobili i inni by sie o tym dowiedzieli był bym skończony!-z jego oczu poleciały łzy.-A-ale czemu?-byłem mocno zdziwiony.
-Mam sekret o którym nie moge ci powiedzieć...w sumie nikomu...ale oni jakoś sie dowiedzieli...-był bardzo smutny.
Złapałem go za podbródek i podniosłem jego głowe. Jego warga była przecięta, z nosa leciała krew a na policzku można było zobaczyć lekkiego siniaka.
-Chodź do pielęgniarki-powiedziałem i pomogłem mu wstać.W gabinecie nie było pielęgniarki. Posadziłem Ren rena na jednym z łóżek i zabrałem potrzebne rzeczy. Zaczołem go opatrywać.
P.O.V. Ren
Siedziałem z Artem w gabinecie pielęgniarskim. Miło mi było że ktoś mi pomógł. Ale czy to naprawde musiał być to ten palant? Nie podobało mi się też to że dotykał mojej twarzy. Zwykle jak ktoś ją dotyka to moja twarz jest posiniaczona i zakrwawiona. A z jego ręki dostałem plaster i opatrunek. Dziwak jak sie patrzy.
Chodź jego dłonie były gładkie i miłe. Znaczy były okej. Nie ważne.
-Dobra jest w porządku. Już możesz iść- powiedziałem i odwróciłem wzrok żeby się na niego nie patrzyć.
-Powiedz mi jedno Ren-miał poważny ton głosu co jest rzadkością. W sumie to pierwszy raz w życiu go takiego widziałem a znam go od przedszkola.-Co?-pytam obojętnie.
-Czy jak kolwiek mnie lubisz?-trochę mnie do zdziwiło. Nigdy mnie nie pytał. I to jeszcze z taką powagą.
-Nie wiem-czemu tak odpowiedziałem?
-Rozumiem... A co mam zrobić abyś jednak mnie polubił?-spytał już bardziej smutno niż poważnie.
-Nie wiem... Coś ci powiem...-podniosłem się.-Co takiego?
-Gdy sie urodziłem moja matka umarła przy porodzie... Okazało sie też że... Dobra nie ważne... I co? Też uznasz mnie za mordercę własnej matki?-spytałem patrząc na niego ze wzrokiem "znam odpowiedź" I czekałem.
-Niby dlaczego? To nie ty ją zabiłeś. Czasem sie zdarza że matka umiera przy porodzie. Ale lepiej aby to dziecko pochowało matkę, a nie matka dziecko.-nie wiedziałem co powiedzieć.-R-Ren ren co ci jest?!-nie wiedziałem o co mu chodzi.
-C-co?-poczułem jak łzy spływają mi po policzkach.
Art mnie... Po prostu przytulił. Poczułem się jak bym był w objęciach matki. Tak ciepło...tak dobrze... Odwzajemniłem ten gest.
-Art... Dziękuję...-staliśmy chwilę w milczeniu.P.O.V. Art
Pół godziny późniejRen ren zaprosił mnie do swojego domu. Byłem szczęśliwy bo to mój pierwszy raz.
-Art mam pytanie-spojrzałem na niego.
-Czemu nazywasz mnie "Ren ren"? Jeden
"Ren" Nie wystarczy?-zrobił mine typu "nie do końca rozumiem"
-Bo oglądałem takie jedno Yaoi i jedno dziecko miało na imie Ren i jeden starszy kolega tego dziecka nazywał go "Ren ren"
(Dp.a. Super Loves uwu)-Ty oglądasz yaoi?!-zrobił zdziwioną minę i sie zatrzymał.
-No tak. A to źle? Mam przestać? ;-; -nie wiedziałem co sie dzieje.
-Ja też je oglądam! Choć to dziwne że to chłopaki oglądają yaoi a nie yuri...-powiedział i podrapał sie po karku.-Dziewczyny też oglądają yuri. Moja siostra je ogląda-powiedziałem dumny.
-Ty masz siostre?-powiedział zaskoczony.
-tak. Odbierała mnie z przedszkola. Tyle razy ją widziałeś-powiedziałem zdziwiony.
-Czekaj to ta około 20 latka która cie odbierała to twoja siostra?!
-Nom. Ona ma teraz... 29 lat.-powiedziałem.
-Ale ty masz starą siostre. Bez urazy.-powiedział machając rękoma.-spokojnie. Też tak uważam. Ale mama ją urodziła w wieku 16 lat. A mnie w wieku 30 (dp.a. nwm czy dobrze policzyłam hehe)
-aaaaa. Mnie mama urodziła w wieku 31 lat...-powiedział smutny.
-O która godzina! Chodźmy do twojego domu haha-zmieniłem temat. Nie chciałem żeby było mu smutno. Resztę drogi przeszliśmy rozmawiając o pierdołach.__________________
Dzień dobry/dobry wieczór
Dowidzenia/dobranoc
CZYTASZ
Znowu on [YAOI]
Lãng mạnHistoria opowiada o chłopcu Ren Suzuki, którego nikt nie lubi, ponieważ stracił matkę przy swoim porodzie. Oraz popularnego pół Japończyka, pół Amerykana Art'a Tyler'a. Ren nie darzy sympatią Art'a ale on wręcz przeciwnie.