~Part 10~

9.9K 474 15
                                    

Po kolejnej mało udanej rozmowie o pracę wróciłam do domu tylko po to, by się przebrać, a potem pojechałam spotkać się z Holly w naszym ulubionym barze. Była dopiero czternasta, ale miałam zamiar upić się na smutno. Zaczęłam tracić nadzieję, że w tym mieście znajdzie się praca dla mnie. Bez większego entuzjazmu weszłam do niedużego pomieszczenia, na środku którego stał wielki, okrągły bar, obstawiony hokerami [an: nie wiem, czy załapaliście, ale chodziło mi o coś takiego, jak tu na zdjęciu w mediach]. Na jednym z nich siedziała już moja ruda przyjaciółka, sącząc piwo i rozprawiając o czymś z jednym z barmanów. Obeszłam cały bar wokół, by do niej dotrzeć. Z westchnieniem rzuciłam torebkę na blat i wdrapałam się na siedzenie.

- Tobie też dzień dobry - zaśmiał się Zayn.

- Cześć wam - mruknęłam. Najpierw cmoknęłam w policzek przyjaciółkę, a potem przechyliłam się przez bar, by tak samo powitać chłopaka.

- Piwo, czy coś mocniejszego? - zapytał barman.

- Browar. Upiję się smutno i powoli.

Chłopak zaśmiał się i odszedł nieco dalej, by przygotować moje mało wymagające zamówienie.

- Sam jesteś? - zapytałam, widząc brak jakiegokolwiek barmana.

- Chwilowo tylko - odpowiedział, stawiając przede mną kufel ze złotym płynem. - Na koszt firmy.

-  Ej no, nie mam roboty, ale jeszcze mnie stać na browar - burknęłam, na co oboje z Holly się zaśmiali. - A może u was potrzeba barmanki?

- Przecież nie masz kwalifikacji. - Holly uśmierciła moje nadzieje, zanim te zdążyły się w ogóle rozwinąć. Wywróciłam oczami i upiłam łyka piwa. Przyjaciółka próbowała pocieszyć mnie, że przecież w końcu coś znajdę, ale szczerze mówiąc, marne to było pocieszenie, bo dla mnie "w końcu" brzmiało "może jakimś cudem ci się uda", a "coś" znaczyło niemal to samo, co "jakąś marną robotę za grosze".

Ruch w barze był mały. W zasadzie, w ogóle go nie było. Byłyśmy tylko ja, Holly i Zayn. No cóż, było otwarte dopiero od kwadransa.

Właśnie miałam sięgnąć po drugiego łyka mojego napoju, ale w torebce rozdzwonił się mój telefon. Wyciągnęłam go i odebrałam połączenie od mamy.

- Co jest?

- Crystal, musisz jechać do szkoły Georginy - powiedziała. Wyczuwałam zdenerwowanie w jej głosie.

- Czemu, co się stało?

- Jakaś afera z jej nauczycielem wychowania fizycznego. Wyzwała go chyba, nie wiem dokładnie. Dzwonili z sekretariatu, że wuefista chce rozmawiać osobiście z rodzicami. Ani ja, ani Jon nie wyjdziemy z pracy wcześniej niż przed siedemnastą. Dopóki nie przyjedziemy, Gina zostaje w szkole. Uprosiłam, żebyś wystarczyła ty.

- Przyda jej się pokiblowanie do późna - powiedziałam, nie chcąc zgodzić się na jechanie po nią.

- Też uważam, że by jej to nie zaszkodziło, ale po lekcjach miała odebrać Dominica. Już dzwoniłam do jego szkoły, żeby został w świetlicy, dopóki po niego nie przyjedziesz.

Gdyby nie mały, olałabym sprawę. Ale nie mogłam pozwolić, żeby siedział w szkole tak długo. Westchnęłam zrezygnowana.

- Dobra. Pojadę. - Nie byłam z tego powodu zadowolona i mama dobrze to wiedziała.

- Jest w bibliotece z profesorem Simmonsem - poinformowała mnie. - Dziękuję, kochanie.

- Spoko. Ale od razu mówię, że nie będę jej bronić - uprzedziłam. - Jeśli będzie musiała zostawać po szkole przez miesiąc, nie będę protestować. Może w końcu nauczy się, że nie może pyskować wszystkim wokół.

- Jedź ostrożnie. - Mama wyraźnie chciała zakończyć już tę rozmowę. Pożegnałam się z nią i rozłączyłam.

- Gina napyskowała facetowi od w-fu i teraz muszę pojechać wyciągnąć ją z kozy - wyjaśniłam Holly i Zaynowi, którzy patrzyli na mnie wyczekująco. - Z uchlania się dziś nici.

- Może wieczorem? - zaproponowała Holly.

- Zdzwonimy się. - Pożegnałam się z obojgiem i wróciłam do domu. Na szczęście mama pojechała dziś do pracy z Jonem, więc zostawiła swój samochód. Dobrze, że nie zdążyłam wypić więcej piwa, bo wtedy musiałabym wziąć taksówkę, albo jechać miejskim, a to mi się nie uśmiechało.

Wstąpiłam do domu po kluczyk do auta, a potem upewniając się, że dobrze zamknęłam drzwi, wsiadłam do auta i odjechałam do szkoły.


Uhm. No to jest drugi na dziś. Takie zadośćuczynienie, że nie było nic przez parę dni i za poprzedni słaby rozdział.

I don't do relationships [h.s.]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz