┋22.┋

282 16 8
                                    

— Myślisz, że mogę już otworzyć? — zwrócił się do mnie w pewnym momencie Jimin.

— Nie wyjechaliśmy jeszcze nawet z miasta — zaśmiałem się, ponieważ przez najbliższe minuty raczej nie miało się to zmienić przez ciągnący się w nieskończoność korek.

— Agh! — dał upust frustracji, zjeżdżając przy tym z fotela, czemu aż kot uważnie przyjrzał się ze swojego transportera.

— No otwórz — i tak nie zniósłbym widoku jego niewyobrażalnie ogromnej męki jeszcze zbyt długo — ale zapnij najpierw pasy.

Mimo że nie jechaliśmy zbyt szybko to po pierwsze nie zamierzałem płacić za mandat, a po drugie mogła stać mu się krzywda przy nagłym hamowaniu lub co gorsza - wypadku. Jimin od razu się wyprostował, posłuchał mnie i z zapałem przystąpił do rozwiązywania kokardki, a następnie starannego rozrywania papieru, dzięki czemu nie musiałem się przynajmniej martwić, że będę miał cały samochód do posprzątania.

Zapanowało milczenie przerywane jedynie grającym cicho radiem.

— I co tam dostałeś? — zagadnąłem, oczekując reakcji.

— Słuchawki i nowe buty — odpowiedział zachwycony, więc rzuciłem na niego okiem, skoro znowu się zatrzymaliśmy.

Trzymał w dłoniach dwa mniejsze kartony, które wyciągnął z tamtego owiniętego papierem. Uśmiech nie znikał mu z twarzy, a oczy błyszczały.

— Śliczne — skomentowałem, patrząc przy tym na nadruki, które zdradzały zawartość. — Skoro już zaspokoiłeś ciekawość to możesz rozpakować resztę w domu? — zasugerowałem, żeby nie było, że wcale nie dostosowaliśmy się do prośby jego rodziców.

Można powiedzieć, że częściowo to zrobiliśmy, gdyż Jimin odłożył swoje nowo nabyte przedmioty na tylne siedzenie.

Po kolejnych minutach spędzonych na przedzieraniu się przez korki, w końcu mogłem zwiększyć prędkość na liczniku. Rzuciłem okiem na Jimin'a, ponieważ sięgał coś ze schowka i wyglądało na to, że chciał okulary przeciwsłoneczne. Wszystko byłoby w porządku, gdyby słońce nie znajdowało się z drugiej strony, a spod oprawek nie wypłynęło kilka kropelek.

— Aish, Jimin! — krzyknąłem, szarpiąc go kilka razy za ramię — wrócimy tu nie długo, nie przejmuj się no — poprosiłem kolejny raz, na co zaczął ręką wycierać sobie twarz.

— Wiem, po prostu już tęsknię — wydukał, nawet uśmiechając się przy tym, ale łez chyba dalej nie zatrzymał.

— Dzieciaku… — westchnąłem, podkręcając przy tym klimatyzację, a następnie chwytając go za rękę, skoro na razie nie musiałem zmieniać biegów.

— Nie chcę, żebyś myślał, że jestem niewdzięczny — westchnął — po prostu to tak samo idzie.

— Wiem — obdarzyłem go uśmiechem, pocierając jego dłoń swoim kciukiem — ale wszystko będzie dobrze, więc teraz proszę o uśmiech i za siedemnaście kilometrów jemy hot-dogi.

— Przestań mi wszystko kupować, bo ci nigdy nie oddam — obruszył się.

— Dobra, więc ja zjem, a ty zaczekasz w samochodzie — poprawiłem się.

— Nie no, ale tego to nie powiedziałem — wyparł się od razu przez co mimowolnie się zaśmiałem.

Przez kolejne kilka minut chłopak robił coś na telefonie, ale nie puścił też mojej dłoni. W międzyczasie ściągnął okulary, więc miałem nadzieję, że nieunikniony wyjazd nie smucił go dłużej zbyt mocno, bo nawet jeśli uszczęśliwiłem go na kilka godzin to wiedziałem, że przez bycie zmuszonym do powrotu może trochę cierpieć, co chciałem jednak zminimalizować jak tylko się dało.

EngineerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz