Dylan pov’s
Stałem pod jej drzwiami jak jakiś debil. Na szczęście nikogo nie było w domu, gdyż pojechali do miasta na zakupy. Postanowiłem po raz kolejny zapukać. Nadal cisza. Dlaczego jej nie powiedziałem wcześniej ? Może teraz nie stał bym pod jej drzwiami jak jakiś debil. Mam pomysł. Pobiegłem w stronę pomieszczeń dla służby i zacząłem szukać Marty. Znalazłem ją po jakiś 4 minutach. – Coś się stało ?- zapytała zdziwiona Marta.
- Tak. Nie. Znaczy tak. Masz dodatkowy klucz do pokoju Ann ?
- A po co Ci on ?
- Zamknęła się w nim i nie chce otworzyć.
- Najwyraźniej musi mieć do tego powód. A może jakiś jest ?- zapytała Marta opierając swoje ręce na biodrach.
- Skrzywdziłem ją. Ale chce jej to wszystko wytłumaczyć. Chciałem jej powiedzieć o tym, że mam dziewczynę ale nie zdążyłem, a po tym jak się całowaliśmy. Jak ona się dowiedziała, że mam dziewczynę…- nie skończył gdyż przerwała mu Marta gestem ręki.
- Kochasz ją ? Tą Margaret ?
- Kiedyś tak, ale gdy pierwszy raz zobaczyłem Ann wiedziałem, że to ta jedyna. Chciałem zerwać z Margaret ale matka uprzedziła mój zamiar zapraszając ją tutaj. Marto. Pomóż mi ! Ja kocham Ann !- Ostatnie zdanie wykrzyczał skupiając na sobie większość spojrzeń służby.
- Ok. Choć ze mną. Wraz z Martą udałem się w stronę pokoju Ann. Marta przekręciła klucz w drzwiach i weszła tam przede mną. Lecz gdy zobaczyłem otwarte okno, wywalone ubrania z szafy wiedziałem, że coś jest nie tak.
Ann pov’s
Nie wiem ile czasu szłam już przez las. Wiem, że zaczyna się ściemniać. Sprawdziłam godzinę na telefonie 18:04. 17 nieodebranych połączeń. 27 nowych wiadomości. Wszystkie od Dylana. Na niebie pojawiły się chmury burzowe. Tak jak myślałam z moim szczęściem zapowiada się ciekawa noc. Szłam jeszcze jakieś parę minut gdy zorientowałam się, że nie wiem gdzie jestem. Szłam nie wiem ile czasu. Zaczęło lać. Wspaniale. Czułam jak zmęczenie i głód ogarnia moje ciało. Na szczęście mam przy sobie jabłko. Usiadłam na przewalonym pniu, wyciągnęłam je z plecaka i zaczęłam je jeść. Nasyciłam się jabłkiem i postanowiłam ruszyć dalej w drogę. Szłam przez kolejne kilkanaście minut lecz byłam strasznie wyczerpana i przemoczona. Postanowiłam położyć się pod jakimś drzewem. I tak zrobiłam. Moje zziębnięte ciało ogarnęła senność. Zasnęłam.
Dylan pov’s
Nigdzie jej nie ma. Szukamy jej z Natem już ponad 3 godziny. Dochodzi pierwsza. Deszcz leje jak z wiadra, a my zaopatrzeni w latarki szukamy jej. – Dylan wracajmy już. Rano znowu zaczniemy jej szukać – odezwał się do mnie mój brat.
- Nie. To moja wina, że uciekła i nie spocznę dopóki jej nie znajdę.
- Jak to twoja wina ?- zapytał zdziwiony Nat.
- No bo ja… No bo my… Całowaliśmy się dziś. To znaczy wczoraj po śniadaniu. Po tym jak wyszedłem za nią. Ja wtedy poczułem do niej taki pociąg. Stary ja ją kocham. Chciałem zerwać z Margaret. Ale oczywiście matka musiała ją zaprosić i wtedy…- tu załamał mi się głos.
- Stary. To nie twoja wina. Tak już czasami jest. Dobra. Nie poddawaj się. Musimy ją znaleźć abyś mógł z nią żyć długo i szczęśliwie !- tymi słowami mój brat obudził we mnie nowe siły. Wstałem i razem z nim wyruszyliśmy na dalsze poszukiwania Ann.
Mijały kolejne godziny, a tu nic. Sam chciałem już zrezygnować, lecz nagle usłyszałem głosy, tak jakby ktoś się czegoś bał. Wtedy wiedziałem, że to Ann. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę odgłosów. Zawołałem za sobą Nata. Odgłosy z każdą sekundą zamieniały się w krzyki. Byłem już pewny, że to Ann. Podbiegłem do jej. Leżała pod wielkim drzewem. Trzęsła się z zimna i płakała. Zrobiło mi się jej tak strasznie żal. Chciałem siebie ukarać za to, że to przeze mnie. Podbiegłem do niej i chciałem ją obudzić, ale ona nie chciała otworzyć oczu. Krzyczała. W moich oczach pojawiły się łzy, które zaczęły ściekać mi po puliku. – Musimy ją stąd zabrać- powiedział do mnie mój brat kładąc swoją rękę na moim ramieniu abym oprzytomniał. Zerwałem się z miejsca i wziąłem na swoje ręce Ann. Przestała krzyczeć. Wtuliła się we mnie. Była wychłodzona i mokra. Wciąż padał deszcz. – Daj. Teraz ja ją poniosę- powiedział mój brat.
– Nie.
I tak szliśmy jakieś 2 godziny w stronę domu. Wszystkie światła były zapalone.
- Znaleźliśmy ją- krzyknął Nat gdy weszliśmy do domu. Wszyscy pojawili się w holu jak na zawołanie. Państwo Listerowie podbiegli do mnie i zabrali Ann z moich objęć. W ich oczach można było zobaczyć ulgę i przerażenie. – Dziękuję wam. A teraz idźcie odpocząć- odezwała się Anna, która po chwili udała się za swoim mężem i Ann na jego rękach na górę.
- Choć. Zasługujemy na sen- powiedział do mnie Nat i oparł się swoją ręką o moje ramię. Ruszyliśmy w stronę pokoi. Nat postanowił mnie odprowadzić do mojego pokoju lecz gdy otworzyłem drzwi od niego łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach. – Ej. Stary. Nie płacz. Najważniejsze, że jest już w domu cała i zdrowa !
- To moja wina.
- To nie jest twoja wina.
- Ależ jest. Gdyby nie ja to nie uciekłaby do lasu i nie spędziła tam nocy. A co by było jeśli byśmy jej nie znaleźli ? – i wtedy pierwszy raz w życiu płakałem wtulając się w mojego starszego brata.
CZYTASZ
To nie tak mój koszmarze...
Teen FictionCzy życie normalnej nastolatki może odmieniać się z każdym kolejnym dniem ? Czy upora się ze swoim największym koszmarem ? Czy Anabell będzie potrafiła odgadnąć swoje uczucia ?