// I kolejny rozdział ;) Miłego czytania
Przyjęcie było urocze. Odbywało się w sali bankietowej. Wszyscy byli ubrani elegancko, schludnie i pięknie. Gratulowali młodej parze, a także świętowali kolejne, wspaniałe przedstawienie.
Madeleine jednak nie czuła się zbyt komfortowo. Pomimo iż założyła suknię wyjściową wyglądała na tle innych jak zwykła mieszczanka. Choć kiedyś była by w siódmym niebie podczas takiej okazji, teraz miała wrażenie, że nie powinna tu w ogóle przebywać. Przestała pasować, została wykluczona z takiego towarzystwa, a towarzystwo nie interesowało się nią. Wręcz odpychało, do tego zauważyła, że sporo osób, które także pracują w operze nie przyszło. Byli tylko ci, których stać na to, aby upodobnić się do szlachty. Westchnęła ciężko.
- Madeleine, miło że jesteś. - usłyszała głos i spojrzała w tamtą stronę.
- Dobry wieczór. - dygnęła grzecznie starając się uśmiechać naturalnie w stronę Christine. - Gratuluję z całego serca, pragnę życzyć wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. - dodała.
- Dziękuję. - Christine uśmiechnęła się delikatnie. - Wszystko w porządku? Wyglądasz na nieobecną.
- Och, w jak najlepszym, naprawdę. - odpowiedziała unosząc dłonie, jakby chciała odepchnąć od siebie niewygodne pytanie. - Po prostu nadal wędruję po labiryncie nowych doświadczeń. - odparła nieco rozbawionym tonem.
- Rozumiem. - Christine zachichotała cicho. - Czułam się podobnie, gdy pierwszy raz tu trafiłam.
- Naprawdę?
- Tak. - spojrzała gdzieś w bok, jakby wracała wspomnieniami do tych dni. - Będzie mi tego brakować.
Wszystko trwało i wyglądało jak w bajce. Śmiechy i wspomnienia, zabawne sytuacje. Czego można chcieć więcej na takim przyjęciu? Wokół roznosił się dźwięk zderzanych ze sobą kieliszków z szampanem. Nagle Madeleine ujrzała, że wśród gości pojawił się Pears. W dłoniach niósł piękną, czerwoną różę, która przewiązana była czarną wstęgą. Podszedł do Christine i szepcząc coś wręczył kwiat. Kobieta uśmiechnęła się delikatnie. Nostalgicznie. Jedynie hrabia uniósł brew, lecz nie oponował. Czyżby wiedział od kogo? Chyba tak, lecz Madeleine widziała, że pozostawał w objęciach zazdrości. Nawet teraz, kiedy Christine jemu powiedziała sakramentalne "Tak".
Madeleine chwilę obserwowała scenę i teraz popadła w zamyślenie. W końcu Erik darzył ją czymś więcej niż przyjaźnią. Widać było to od razu. Już wtedy, kiedy zadała kilka pytań o kobietę ujrzała jak zmienia się jego zachowanie. Postawa ciała, ton głosu. Był twardy, a jednocześnie czuły i tęskny. Mieszało się w nim wiele emocji.
Ciekawe co teraz robi. Jak się czuje. Pewnie jest sam...
W tym czasie Christine spojrzała na Pearsa.
- Co teraz robi? - zapytała cicho.
- Jest u siebie. Sama wiesz dlaczego nie przyszedł, jednak bardzo chciał, by przekazać podarunek. Ale spokojnie. - dodał ciszej zerkając w stronę pewnej drobnej blondynki, która kombinowała jak przekraść się do wyjścia tak, by nikt jej nie zaczepił.
- Sądzę, że ktoś nie da mu popaść w samotność.
Christine rozszerzyła usta zaskoczona.
- Poznała go? - zapytała.
- Tak. I w pewnym sensie nawet się polubili. Przynajmniej tyle wnioskuję z ich docinek między sobą. - zaśmiał się cicho.
- To...naprawdę dobra wiadomość. Cieszę się, że jest ktoś, kto nie pozwoli mu znów się zamknąć w sobie.
Nim Madeleine zdążyła nacisnąć klamkę z uśmiechem triumfu poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Wystraszona obróciła się za siebie.
- Nie wykradam się, naprawdę, ja po prostu... - widząc, że stoi przed nią Christine poczuła jeszcze większe zażenowanie.
- Nie tłumacz się, nie musisz. - powiedziała uśmiechając się delikatnie. - Potrzebuję, abyś coś dla mnie zrobiła.
Madeleine zdziwiona patrzyła jak kobieta zdejmuje z lewej dłoni śliczny pierścionek. Ujęła jej dłoń i włożyła w nią złoty krążek.
- Oddaj mu go. - poprosiła.
- Ale przecież... - Madeleine nie wiedział co powiedzieć.
- Ja...chcę zapamiętać go jako przyjaciela. Pierścionek przypominałby mi, że w pewien sposób zdradziłam go. Nie chcę widzieć naszych wspólnych chwil w ten sposób. Pragnę, aby znalazł własne szczęście.
Madeleine wpatrywała się w pierścionek nie mogąc pojąć tej logiki. Przecież oddając coś takiego...właśnie w ten sposób okazuje się zdradę uczuć! To sprawi, że poczuje się źle, jeszcze bardziej odtrącony i odrzucony. Jak tak można.
Dziewczyna uniosła zielone oczy czując mieszaninę niepewności i goryczy.
- Proszę, zrób to dla mnie. - dodała a w jej oczach ujrzała łzy.
Wtedy zrozumiała, że dla niej to też jedna z najtrudniejszych decyzji jakie podejmuje.
- Dobrze. - Madeleine kiwnęła głową zaciskając palce na obrączce.
***
- Gdzie on teraz może być? - zapytała samą siebie przemierzając korytarze.
Zajrzała wszędzie tam, gdzie mogłaby go zastać, lecz nie było go w sali ćwiczeń, przy scenie, w loży...
W bibliotece ani śladu. Nie pojawiła się żadna nowa wstęga. To oznacza, że...
Madeleine podeszła do miejsca, gdzie znajdowały się tajemnicze drzwi. Nacisnęła na nie, jednak te nie ruszyły się nawet o milimetr.
- No tak, nie może być za łatwo. - mruknęła i zaczęła badać ścianę. Tuż przed jej wzrokiem widniała pięknie rzeźbiona listwa rozciągająca się po całej długości ściany. Dziewczyna uniosła brew i zaczęła przejeżdżać palcami po wypukłościach i wklęsłościach florystycznych żłobień. Nagle poczuła jak palce wsuwają małe winogrono głębiej, a po chwili coś cichutko kliknęło.
- Mam cię. - uśmiechnęła się lekko i otworzyła przejście. - No tak. Ciemność, ciemność i jeszcze raz mrok.
Nie myśląc za wiele podeszła do do biurka, gdzie stała zapalona lampa. Wzięła ją do ręki i w tym samym czasie przejście się zamknęło. Madeleine spojrzała za siebie i jęknęła przeciągle uderzając się otwartą dłonią w czoło.
***
Tak jak poprzednio i ten tunel prowadził w pewnym momencie w dół, tylko tym razem tu o mało nie zabiła się trafiając na schody. W ostatniej chwili złapała równowagę.
- Nie mógł dać jakiegoś ostrzeżenia? Nie wiem...na przykład, "uwaga stopień zagłady"? - wymamrotała pod nosem.
Do jej uszu ponownie dotarł dźwięk kapiącej wody. Wyszła na długi korytarz, który wypełniony był ciemną tonią. Dosłownie ujrzała rzekę.
- Gdzie teraz? - zamyśliła się unosząc lampę nad sobą. - Jeśli rzeka wpływa do zbiornika...to chyba muszę iść z jej prądem.
Nie czekając ruszyła niewielkim chodnikiem w postanowioną stronę, nim zaczęła zagłębiać się w różne za i przeciw. Pewnikiem i tak się zaraz zgubi. Po dłuższej chwili ujrzała ku swemu niezadowoleniu, że rzeka nie kończy się zbiornikiem, a zakręca.
- Jak długie to może być!? - fuknęła zła stąpając coraz ostrożniej. W pewnym momencie usłyszała niepokojący dźwięk. Obróciła się, lecz nikogo, ani nic nie ujrzała. Wzięła głęboki wdech i wróciła do przerwanego marszu, jednak jedna ze zdradzieckich kostek poruszyła się pod butem dziewczyny, przez co Madeleine poślizgnęła się na wilgotnej powierzchni i upadła upuszczając lampę. Sprzęt z wesołym pluskiem wpadł do wody zabierając ze sobą światło.
- O nienienienienie... - wyjąkała unosząc się na dłoniach. Skrzywiła się czując pieczenie. Chyba zdarła sobie skórę.
Rozejrzała się niepewna co teraz. Gdzie właściwie powinna pójść? Czy może wrócić?
- Halo!? - zawołała, lecz odpowiedziało jej echo. Zwilżyła językiem spierzchnięte wargi. Wzięła głęboki wdech. Serce przyspieszało, czuła narastającą panikę.
- Musisz się uspokoić...weź się w garść! - syknęła na siebie, jednak poczuła, że musi usiąść. Cofnęła się do ściany, a kiedy poczuła jak plecy stykają się z zimną, chropowatą powierzchnią powoli zjechała po niej podkulając nogi. Coś pociekło po jej dłoni. Pewnie woda, kiedy lampa rozbryzła jej drobiny po utonięciu. Madeleine starała się opanować myśli, uspokoić oddech. Trzeba tylko zachować zimną krew, nie oddawać się przerażeniu. Wtem za zakrętem ujrzała jak korytarz wypełnia się coraz większą ilością światła. Zdziwiona wzięła kolejny wdech, by powoli wypuścić powietrze przez usta ułożone w "dzióbek". Wstała, a jej oczom ukazała się postać płynąca na łódce.
Erik za pomocą długiego wiosła zatrzymał się i uniósł ciężką, pięknie zdobioną lampę.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Panikuję. - odpowiedziała z wielką ulgą w głosie.
Upiór uniósł brew, lecz nie skomentował jej odpowiedzi. Przyczepił lampę do dziobu i podał dziewczynie rękę, by mogła bezpiecznie zejść.
- Eriku... - szepnęła spoglądając na toń między łódką a chodnikiem. - Nie umiem pływać...
- Wiem. Po to mam łódkę. - odparł nadal wyciągając dłoń w jej stronę. - poza tym powinnaś się tym martwić dużo wcześniej. Na przykład kiedy to wchodziłaś.
Madeleine poczuła jak się rumieni, lecz w ciszy podała mu dłoń. Poczuła jak wnętrze dłoni kłuje i piecze, przez co skrzywiła się mocno. Erik pomógł wejść dziewczynie na łódź i upewniając się, że siedzi stabilnie na miejscu pasażera już miał złapać za wiosło, kiedy poczuł na skórze wilgoć. Zerknął na dłonie, a widząc czerwone ślady spojrzał na Madeleine.
- Pokaż dłonie. - poprosił wyciągając ręce.
Dziewczyna spojrzała na dłonie Erika. W porównaniu do jej były duże o długich, szczupłych, prawie że szponiastych palcach. Kiedy powoli wyciągnęła swoje miała wrażenie, że przy nim mają wygląd wręcz dziecięcych. Zamaskowany mężczyzna ujął dłonie dziewczyny i obrócił wnętrzem do siebie.
- Trzeba będzie obmyć te otarcia. - mruknął bardziej do siebie niż do niej. - Co się stało?
- Potknęłam się i przewróciłam. - odpowiedziała.
Upiór westchnął cicho i złapał za wiosło. Zaczął płynąć z powrotem w stronę zakrętu, gdzie lśniło ciepłe, żółte światło. Madeleine zerknęła za siebie. W głębi siebie poczuła dumę, gdyż miała rację. Powinna kierować się z nurtem rzeki.
- Po co tu zeszłaś? - usłyszała i ponownie przeniosła wzrok na Upiora.
- Szukałam cię. - odpowiedziała.
- Po co?
- Chciałam o coś zapytać.
- O co? - jego głos nie wychodził poza ton w stylu przyjmowania odpowiedzi o dzisiejszym stanie pogody.
- Czy wszystko w porządku.
Erik zdziwił się, lecz wzruszył ramionami manewrując delikatnie wiosłem, by łódź nie uderzyła o krawędź brzegu przy skręcaniu.
Madeleine już miała podjąć temat, kiedy nagle ujrzała jak wpływają do nieco większej przestrzeni, gdzie na suficie uwieszone zostały ręcznie robione lampy. W każdej paliła się świeca, niektóre zaś stworzone zostały z luster, które odbijały światło między sobą roznosząc je na dookoła.
Madeleine otworzyła usta ze zdumienia i podziwu. Wyglądało to wprost bajecznie. Jakby już nie znajdowali się w mrocznych, podziemnych tunelach, a w jakimś magicznym przejściu do innego świata.
- Jakie to piękne... - szepnęła czując zachwyt.
Erik uniósł spojrzenie. Po jej słowach na licu mężczyzny zawitał cień uśmiechu.
- Zapaliłem je, kiedy płynąłem tu. Pomyślałem, że lepiej będziesz czuć się w świetle.
- Wiedziałeś, że tu jestem?
- Owszem. Od samego początku kiedy znalazłaś przejście. Usłyszałem jak schodzisz. Wiem dokąd prowadzą schody, do tego byłem przekonany, że się zgubisz. No i dużo się nie pomyliłem, czyż nie? - zapytał zerkając w dół.
- Bynajmniej. Szłam w dobrym kierunku, po prostu...miałam drobny wypadek.
- Hmh. - odparł kiwając głową.
W końcu dotarli do zbiornika. Erik przepłynął przez niego, Zerknął kontrolnie na Madeleine i ujrzał jak spogląda w miejsce, gdzie pewien czas temu wpadła prawie tonąc.
- Wszystko w porządku? - zapytał od niechcenia napierając na wiosło.
- Tak. - odpowiedziała cicho spuszczając głowę. - W porządku.
W końcu dotarli do kryjówki. Erik przycumował łódkę i pomógł dziewczynie zejśc na ląd.
- Chodź, gdzieś powinienem mieć coś do przemycia tych skaleczeń. - powiedział i skierował się w głąb kryjówki. Madeleine ruszyła za nim, lecz nie mogła powstrzymać się od rozejrzenia się dookoła. Chyba wszystko było wzięte z teatru. To był jeden wielki miszmasz. Wystrój był niezwykle kiczowaty, jednak z drugiej strony jakoś przedziwnie pasował tu. Można powiedzieć, że zakrawał na teatralny wystrój.
- Usiądź proszę. - wskazał ładny, elegancki fotel. Czy to nie ten, który ostatnio zginął z gabinetu dyrektorów?
Pomimo pytań rodzących się w głowie dziewczyny usiadła we wskazanym miejscu. Upiór przyniósł czystą szmatkę, butelkę z ciemnego szkła, bandaż i opatrunki. Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko. Obserwowała jak w ciszy wylewa na materiał płyn i wyciąga rękę w stronę jej dłoni. Madeleine uniosła ręce do siebie, zaś Upiór ujrzał w jej oczach typowe, chociaż w tym przypadku nieme pytanie "Czy będzie boleć"?.
- Niestety będzie, ale myślę, że przeżyjesz. - odparł i gestem nakazał, by podała mu dłonie.
Madeleine zmarszczyła brwi, jednak im dłużej czekała, tym widziała jak cierpliwość w oczach Eirka topnieje. W końcu jednak podała mu dłonie prostując palce. Mężczyzna spojrzał na nie i mruknął cicho pod nosem. Otarcia może nie były rozległe, jednak wyglądały nieciekawie. Kiedy tylko przyłożył wilgotną szmatkę do pokaleczonej skóry, Madeleine miała wrażenie, że wystrzeli w górę. Szczypanie zamieniło się w istny felieton bólu. Odruchowo chciała zabrać dłonie, lecz Upiór tylko wzmocnił uścisk nie pozwalając jej na to.
- Wytrzymaj. - mruknął cicho kontynuując.
Madeleine przygryzła dolną wargę, lecz zmusiła się do pozostania spokojną. W końcu przyłożył niewielkie opatrunki i przewiązał bandażem.
- Stan stabilny, myślę, że przeżyjesz. - odparł splatając ręce na piersi i oparł się o krzesło.
- Dziękuję. - wymamrotała mając wrażenie, że teraz jest sto razy gorzej niż było wcześniej.
- Tak więc...tu przeważnie przebywasz? - zapytała rozglądając się dookoła.
- Jak na to wpadłaś? - zapytał nie wychodząc poza obręb chłodu.
- Zgadywałam. - odparła czując kiełkującą złość z powodu jego podejścia.
- Dlaczego zeszłaś na dół?
- Już mówiłam.
- Nadal nie rozumiem twego postępowania.
- A co tu jest do zrozumienia? - zapytała marszcząc brwi. - Wszyscy są na górze, spędzają czas na bankiecie...
- Więc co tutaj robisz? - zapytał przerywając jej.
- Nie chciałam, żebyś był sam! - odpowiedziała czując narastającą frustrację.
Erik wzdrygnął się, lecz nie skomentował jej słów. Przekrzywił lekko głowę w zamyśleniu, jednak widząc jak przekierowuje zdenerwowane spojrzenie poczuł dziwne wyrzuty.
- To miłe z twojej strony... - wydusił w końcu. - Lecz nie musiałaś. Wszystko jest w porządku.
Kłamał. Wiedział o tym i miał dziwne wrażenie, że ona też to wyczuwa.
- Co to? - zapytała wskazując gdzieś za jego plecami.
Frustracja frustracją, ale ciekawość jest o wiele silniejsza. Upiór spojrzał za siebie.
- Co cię najbardziej interesuje? Mam tu sporą ilość różnych szpargałów...
- Co zakrywa ten materiał?
Erik przeniósł spojrzenie na tajemniczą rzecz, która stała niedaleko pękniętego lustra. Podszedł do niej i łapiąc za materiał zamaszyście go ściągnął ukazując śliczną suknię z beżowego materiału. Z gorsetu zwisała smętnie odpruta do połowy wstążka.
- Jedna ze starych sukien do postaci Królowej śniegu. Naprawiam ją. Szkoda, by taka kreacja została wyrzucona i zapomniana, a z pewnością jeszcze nie raz się przyda. - odpowiedział przyglądając się jej.
Madeleine podeszła do niej i uśmiechnęła się lekko.
- Jest piękna. - odparła.
- Tyle, że nie skończona. - wzruszył ramionami narzucając z powrotem materiał na manekin.
Dziewczyna spostrzegła wiele rozpoczętych prac. Po ziemi walało się także dużo zapisanych nutami kart. Wzięła jedną z nich. Pisane na szybko, nieco niezdarnie i wiele razy przekreślone. Poczuła, jak kartka jest delikatnie zabierana z jej dłoni.
- Pozwolisz? - zapytał wydobywając pokreślone zapiski.
Madeleine z ciekawością obserwowała co robi, by potem z zaskoczeniem ujrzeć jak spala dokument nad świecą.
- Dlaczego?
- Nie nadawał się do niczego, tak samo jak pozostałe, leżące na ziemi i pokreślone zapiski. - odparł.
- Ale byłam ciekawa co tam jest i...
- Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła, mademoiselle Madeleine. - mruknął cicho.
- No wiesz co? To było podłe.
- Doprawdy? - zapytał nieco rozbawionym tonem.
- Dokładnie tak. - burknęła splatając ręce na piersiach.
- Chodź, odprowadzę cię. - powiedział cicho.
***
Nikogo nie było na korytarzach, kiedy Madeleine wraz z Upiorem wyszli z garderoby, gdzie było przejście w lustrze.
- Myślę, że dalej trafisz już sama. - powiedział.
- Tak...- mruknęła spoglądając w głąb korytarza. W oddali słychać było jeszcze głośne śmiechy. Madeleine wsadziła dłoń do kieszeni sukni i przypomniała sobie o prośbie Christine, kiedy trafiła na złoty krążek. Na śmierć o nim zapomniała...
- Madeleine... - usłyszała i obróciła się zaciskając dłoń na pierścionku.
- Słucham.
- Dziękuję. - powiedział cicho. Bardzo cicho.
Dziewczyna uniosła brwi zdziwiona, lecz uśmiechnęła się promiennie.
- Zawsze do usług. - odpowiedziała zaciskając dłoń na pierścieniu. - W końcu też jestem tu po to, by pomagać.
Erik uśmiechnął się lekko, zaś pierścień pozostał w okowach sukni.
CZYTASZ
Upiór w operze - historia nieznana
FanficTa historia zainspirowana została piękną, gotycką powieścią grozy napisaną w 1909 roku, a także musicalem pod tym samym tytułem "Upiór opery". Jest to niesamowita i wciągająca książka autorstwa Gastona Leroux. Polecam ją z całego serca każdemu...