┋25.┋

287 15 6
                                    

— Ale co ci nie pasuje w... „Czy ja jestem w cukierni? Bo widzę niezłe ciacho" — poruszył sugestywnie brwiami, a zanim zdążyłem zarządać, żeby przestał, kontynuował — albo możesz jeszcze spytać „ile naklejek kosztujesz, słodziaku?" — dołożył szarmancki uśmiech przez co mimowolnie się zaśmiałem, ale on zachował powagę — lub jeszcze: „jarasz mnie jak Hitler Żydów".

— Wystarczy — zaapelowałem, bo mimo że czarny humor mnie bawił to czułem się okropny. On wybuchnął śmiechem, ale nie przestał:

— „Kręcisz mnie jak ręka Fidget Spinnerem"!

— Przestań! — krzyknąłem, jednak też z niego nie mogłem.

Skąd on to w ogóle wziął?

— Jeszcze tylko rymowanka! Proszę — ogłosił, wycierając oczy od łez wywołanych śmiechem — „Łokieć, pięta, bułka z makiem... czy zostaniesz mym chłopakiem?"

— Podaruję sobie twoje sposoby — prychnąłem, dalej się śmiejąc, jednak to on dostał już całkiem głupawki, więc musiałem zaczekać aż się uspokoi, co zajęło jeszcze kilka wybuchów i powtórzeń wcześniejszych słów przy braku tchu.

— A tak serio to nie przejmuj się tym — spoważniał — po prostu postaraj się podejść do tego na chłodno i powiedzieć mu jak o nim myślisz tak na prawdę.

— Ale to nie jest takie proste — westchnąłem.

— A na czym on w ogóle jest? — spytał, ale odpowiedziałem, zanim wyczułem podstęp:

— Będzie weterynarzem.

— To napisz do niego „potas węgiel".

— Co? — z kim ja się zadawałem?

— No „KC" — wytłumaczył jakby niby on był jakimś orłem w przedmiotach przyrodniczych — z chemii to chyba dwa miałeś.

— A żebyś wiedział — przewróciłem ponownie oczami.

— Jeśli ten chłopak jest w stanie z tobą wytrzymać dłużej niż trzydzieści minut to chyba faktycznie musi coś pomiędzy wami być.

— No dzięki, wiesz — ale przynajmniej wyglądało na to, że mnie wspierał.

Dobrze, że nie chciał zakończyć naszej znajomości.

Rozmawialiśmy jeszcze trochę na różne tematy. Wracaliśmy wielokrotnie do zaczętych wcześniej i tworzyliśmy wiele nawiązań, ale tak na prawdę w ciągu tych kilku godzin to wzbogacony o jakąkolwiek wiedzę nie zostałem. Przynajmniej miło spędziliśmy czas aż on zakomunikował, że powinien wracać:

— Będę już szedł, ale trzymam za ciebie kciuki — ogłosił, uśmiechając się do mnie szeroko — cieszę się, że w końcu kogoś sobie znalazłeś.

— To jeszcze nie jest pewne...

— Tak, tak — przerwał mi — uwierz w siebie, ty jemu pewnie też się podobasz.

— No nie wiem — powtórzyłem.

— To się przekonaj — stwierdził, a uciął na swojej racji, przez rozpoczęcie odchodzenia — do zobaczenia!

— Cześć — pożegnaliśmy się, po czym dokończyłem pić swoją drugą już kawę i wziąłem na wynos mokkę, którą zazwyczaj brał Jimin.

Kupiłem też kawałek ciasta czekoladowego, gdyż chłopak kiedyś mówił, że bardzo je lubił, a skoro nie było aż tak późno to zakładałem zastać go przed telewizorem lub przy swoich książkach. Trochę się zdziwiłem, kiedy wchodząc do domu usłyszałem, jak śpiewał, ale na pewno nie żałowałem. Brzmiał tak świetnie, że godzinami mógłbym słuchać piosenek w jego wykonaniu, więc zaczekałem na korytarzu, nieznacznie spoglądając do wnętrza salonu, w którym siedział razem ze swoim kotem. Nie chciałem go speszyć, co jednak się nie udało, ponieważ dostrzegł mnie, a przez moją niespodziewaną obecność od razu zafałszował kilka kolejnych słów i wytrącony z rytmu, zwrócił się do mnie uprzednio odchrząkując:

— Dawno przyszedłeś? — spytał, po czym podrapał się po karku.

— Chwilę temu — podszedłem do niego jak gdyby nigdy nic — ładnie śpiewasz — przyznałem.

— Dzięki — nie wydawał się być przekonany do mojej opinii.

— Na prawdę, twój głos jest świetny — powtórzyłem, a żeby nie słuchać jego apelacji to zmieniłem temat. — To dla ciebie — podałem mu kawę, a ciasto zamierzałem pójść pokroić, ale oczywiście nie mogło obyć się bez problemów:

— Mówiłem, że masz przestać mi wszystko kupować.

— Okej, to oddaj — wyciągnąłem rękę.

— Nie no, tą jeszcze przyjmę — stwierdził, a ja nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, tak jak z resztą i on.

Poszedłem do kuchni, czemu Jimin naturalnie asystował, jak zwykle. Zacząłem pytać o to co się dzisiaj u niego działo i poza poznaniem kilku szczegółów odbiegających od rutyny, którą powtarzał przez większość dni to w sumie nic nadzwyczajnego się nie stało, jednak on wydawał się być myślami nie obecny. Czyżby wszedł na nowo w interakcję z Taehyung'iem? Możliwe... Nie wiedziałem tylko jak o to spytać, żeby nie zrobić mu krzywdy...

Po tym jak odłożyłem nóż, zamierzałem wziąć talerzyki, ale Jimin nagle podszedł do mnie, odwrócił twarzą w swoją stronę, po czym chwycił mnie pod pachami i posadził na blacie.

— Co ty robisz...? — zdziwiłem się, ale powiedziałem to z uśmiechem, a nie jakoś negatywnie.

Nie odpowiedział mi nic, więc spodziewałem się, że zaczynał się we mnie, ale zachował powagę, co się nie zgadzało. Chciałem się bronić, ale byłem też dosyć mocno ciekawy jego intencji. Ostatecznie wygrało to drugie. Dobra, nie zakładałem, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji, a do tego nie sądziłem, że on mógł mieć wystarczająco siły, żeby bez trudu mnie podnieść. Przecież wyglądał jak patyk.

W każdym razie przynajmniej w końcu byłem od niego znacząco wyższy, ale on chyba nie zwrócił na to uwagi. I ja chyba też nie powinienem, żeby zachować klimat... no ale jednak później musiałem mu to wytknąć.

— Yoongi, bo... — chyba nie był pewny tego, co chciał powiedzieć, więc chwyciłem go za ręce, które delikatnie drżały, przez co byłem już pewien, że to coś ważnego dla niego.

— Mów — zachęciłem go, szukając z nim kontaktu wzrokowego, który ostatecznie podtrzymał.

— Nie śmiej się tylko, dobra? — poprosił i już chyba wiedziałem czego chciał.

— Obiecuję, że nie będę — zgodziłem się, ale za nim zaczął minęło kolejne kilka sekund.

Jednak były tego warte.

— Bo mi się podobasz — powiedział szybko i gwałtownie zamknął oczy, pewnie bojąc się mojej reakcji przez, co się uśmiechnąłem, bo z tej perspektywy wyglądał jeszcze bardziej rozkosznie.

Jak dziecko.

— Ty mi też — odpowiedziałem lekko, tak też się czując.

Byłem niewyobrażalnie szczęśliwy. I już widziałem, że nie potrzebnie tak się tym stresowałem. On tu zachował więcej odwagi. Pff... Zacząłem w myślach szukać okazji, gdzie będę mógł to nadrobić, a w sumie skoro już zrobiło się tak przyjemnie to ostrożnie zgarnąłem jego włosy na bok i niepewnie pocałowałem go w czoło. On zrobił tak ostatnim razem, ale no sorry w takim położeniu, był za niski, żebym mógł w stanie schylić się do jego ust, więc sam nie pozostawił mi większego wyboru.

Jimin stanął pomiędzy moimi nogami, więc chyba powróciła mu pewność siebie. Uśmiechał się szeroko już przez cały czas, więc w sumie to nie byłem pewien czy cokolwiek widział. Serio był uroczy.

— Nie wiem kiedy się w tobie zakochałem, ale kiedy to się stało, myślę, że moje życie zaczęło być trochę lepsze — powiedziałem, jakbym opowiadał mu jakąś losową historię z życia, bo stosując jakiś romantyczny ton chyba umarłbym z cringu.

— Dziękuję, że wtedy mi pomogłeś — powiedział i przytulił mnie ciepło, więc spróbowałem zrobić to samo.

Odsunął się i... Ha! Chyba nie przemyślał tego, bo teraz stanął na palcach, żeby nadrobić moją odległość od ziemi. Jak nic musiałem mu to nie długo wypomnieć.

— Ale mam jedną uwagę — ogłosiłem.

EngineerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz