Maja pov:
-Kurwa-jęknęłam głośno patrząc na godzinę w telefonie, jak zwykle zaspałam.
Miałam odruchy wymiotne na samą myśl o tym, że znowu musiałam iść do tej pieprzonej szkoły. Jechanie przez dobre czterdzieści minut w zatłoczonym autobusie bez klimatyzacji ze spoconymi facetami nie specjalnie mi się uśmiechało. Do tego trzy godziny rozszerzonej matmy, zapowiadało się świetnie. Naprawdę nie wiem co mnie popchnęło do tego żeby wybrać biolchem w jednym z najlepszych liceum. Szybko wskoczyłam w moje ulubione jeansy i błękitny top. Już widziałam wzrok tych obleśnych typów na mój tyłek i odkryty brzuch. Spakowałam się do torby i bez pożegnania z rodzicami zaczęłam biec na przystanek. Miałam około kilometr drogi i piętnaście minut do odjazdu. Miałam nadzieje, że zdążę.
Siedziałam zdyszana w autobusie, próbując wyrównać oddech. Ledwo mi się udało.Oparłam się o szybę pogrążając w myślach. Ostatnio miałam problemy ze snem, zasypiałam dopiero po czwartej a to wszystko przez moje sny. W kółko śnił mi się on..no właśnie ON, chłopak którego imienia jeszcze nie poznałam. Jego spojrzenie było zimne i ostre jak jego błękitne oczy które przeszywały mój umysł i ciało jak sztylety. Były jednocześnie tak piękne i straszne a na samo wspomnienie o nich czułam ciarki na plecach. Miał kasztanowe włosy ułożone na dwa boki i delikatne rysy twarzy które zupełnie nie pasowały do lodowatych oczu. Miałam nadzieje,że uda mi się go w końcu spotkać i podziękować za to co dla mnie zrobił, uratował mnie... gdyby nie on nie wiem jak to wszystko by się potoczyło. Naprawdę nie chciałam tego wiedzieć
**
Miałam na druga zmianę w szkole co oznaczało że kończyłam po dwudziestej, nienawidziłam tego. Czekanie samej w nocy na przystanku zawsze mnie przerażało. Kiedyś wracałam jeszcze z Gabrysia, dopóki się nie przeniosła. Westchnęłam na myśl o tych wspomnieniach, a po mojej skórze przeleciał zimny wiatr. Spojrzałam w bezgwiezdne niebo, gdyby nie jedna słaba latarnia byłoby całkowicie ciemno. Siedziałam sama na ławce rozglądając się czy aby na pewno nie było nikogo wokół mnie, nie lubiłam samotności. Nagle po mojej skórze przeszedł dreszcz na widok pijanego mężczyzny idącego w moim kierunku. Przełknęłam gulę w gardle modląc się w myślach aby ktoś się zjawił
- A panienka tutaj sama? Takie ładne dziewczyny nie powinny być same w nocy- ledwo trzymał się na nogach ale zbliżał się coraz bardziej, nie potrafiłam nawet odpowiedzieć przez mocno zaciśnięte gardło. Bałam się jak cholera.- może masz ochotę żebym dotrzymał ci towarzystwa-mężczyzna położył dłoń na moim udzie, byłam tak sparaliżowana że nie mogłam ruszyć się chociaż o milimetr
- nniech mnie pan nie dotyka-powiedziałam słabym głosem, wymagało to ode mnie sporego wysiłku
Mężczyzna nie cofną ręki, tylko zbliżył się jeszcze bardziej i zaczął muskać mnie po policzku. Czułam od niego silną woń alkoholu i papierosów, po mojej głowie przeleciało milion czarnych scenariuszy. Jedyny ruch jaki byłam w stanie wykonać to cofnięcie głowy
-nie opieraj się tak ślicznotko, spodoba ci się to- powiedział a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ścisnął mnie mocno za ramię. Chciałam krzyczeć ale wiedziałam, że to nic nie da, byłam sama bezbronna, nikogo nie było w pobliżu. Mój strach nasilał się z każdą sekundą. Resztkami trzeźwego umysłu próbowałam się wyrwać, ale to go tylko zdenerwowało-kocico spokojnie przestań się tak szamotać- wtedy mężczyzna zrzucił mnie z ławki.
Nie miałam sił, chciałam uciec ale nie mogłam zmusić nóg do poruszenia się czułam jak łzy zaczęły ściekać po moich policzkach. Zaczęło mi się robić duszno, serce waliło mi jak oszalałe, moja skóra płonęła. Pochylił się nade mną, jedna ręką przytrzymywał mój nadgarstek a druga rozpinał pasek. Żołądek podszedł mi do gardła, czułam obrzydzenie i niewyobrażalny, obezwładniający strach. A więc tak miałam skończyć? Zgwałcona, zabita, porzucona w jakiejś uliczce albo zakopana? Myślałam że to mój koniec, nie mogłam opanować łez, nie mogłam zrobić nic. Nagle ktoś zrzucił go ze mnie, został odrzucony z dużą siłą, zaczął się zataczać aż w końcu po kolejnym ciosie opadł. Nie do końca wiedziałam co się właśnie stało, kto mnie uratował. Aż w końcu ujrzałam GO, był słabo widoczny oświetlony przez latarnię, ubrany w czarny dres i bluzę z kapturem, a pomimo to dokładnie zobaczyłam jego lodowate tęczówki przeszyły mnie całą