Niedziela, jakie to dziwne uczucie kiedy o poranku jest tu cicho, zazwyczaj o tej porze już piekłam ciasto, tak aby Michał mógł mieć je do kawy gdy wstanie. Wymagał tego od zawsze, to jedna z zasad naszego małżeństwa, pamiętam poranek tuż po naszym ślubie gdy dobitnie mi je wyłożył bełkoczącym głosem. W domu ma być zawsze czysto, słyszę go tak wyraźnie jakby był obok mnie. Pieniądze na dom dostaniesz co tydzień, jeżeli chcesz mieć coś nowego musisz odłożyć. Od dzisiaj nie pracujesz. Zastrzegł sobie. Chcę jak najszybciej mieć dziecko. Zaszokował mnie tym wszystkim.
Moje dłonie odruchowo łapią za pojemnik z mąką ale po chwili go odstawiam, niby po co mam je piec. Ja nie jadam słodyczy. Wstaję od stołu i wstawiam wodę na kolejną kawę. Kiepsko sypiam, ten tydzień był jak niekończący się koszmar. Rozmowy z siostrą Michała Basią, jej niedowierzanie i pretensje, bo oczywistym jest, że to moja wina. Najbardziej bolą mnie jej słowa, że mąż na mnie narzekał. Policjant rzucił wtedy w moją stronę smutne spojrzenie a ja zwyczajnie się wyłączyłam. Po co miałam tego słuchać i się tym przejmować. Tą lekcję życie dało mi już dawno gdy usłyszałam jego rozmowę telefoniczną z nią.
- Nie przyjdziemy Anka nie ma ochoty, ci ludzie nie są dla niej dobrym towarzystwem. - Zatkało mnie na chwilę, nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że od lat używał takich wymówek. To zawsze na mnie zwalał winę gdy nie miał ochoty czegoś robić, przez dziesięć lat żyłam w błogiej nieświadomości aż do tamtego dnia. Zrozumiałam wtedy dlaczego oni wszyscy patrzą na mnie jak na wroga. On uwielbiał mnie mieć w domu, zamkniętą w psychicznej klatce, którą dla mnie stworzył. W tamtym czasie to było szczególnie bolesne bo minął zaledwie miesiąc od pogrzebu naszego synka. Nie dane mi było ucieszyć się obecnością mojego drugiego dziecka, urodził się martwy. Przez chwilę myślałam, że to troska o moje samopoczucie kazała Michałowi odmówić swojej rodzinie, ale to nie to. Miał inne plany i nie uważał za konieczne wytłumaczyć tego bliskim. To ja miałam być winna, potem odkryłam, ze tą samą metodę stosował wszędzie robiąc ze mnie czarownicę w oczach wszystkich. Podobno zbyt zadzierałam nosa aby utrzymać jakąkolwiek znajomość, nie miałam prawa do przyjaciół.
- Ogarnij się dziewczyno, musisz mieć jakiś plan na życie. Nie wiadomo kiedy on wróci lub czy kiedykolwiek wróci. Musisz zarabiać. - Łapię w dłoń portfel i przeliczam ile jeszcze mi zostało kasy. - Marne dwie stówy. - Mruczę. Wyciągam zeszyt z wydatkami sprawdzając czy zapłaciłam wszystkie rachunki. Łapię oddech zadowolenia, muszę sprawdzić zawartość zamrażalki i rozsądnie gospodarować możliwościami.
Wykładam zapasy z szafek na stół, robiąc mniejsze porcje jestem w stanie przetrwać na tym jakiś miesiąc, mięsa w lodówce na szczęście jest na jakieś dwa miesiące. Muszę dokupić więcej ryżu, mąki i makaronu. Mała codziennie musi zjeść jogurt, przeliczam wszystko jeszcze raz i układam menu na najbliższy tydzień. Na szczęście mam odłożone pieniądze, które zbierałam na zakup laptopa, moje spojrzenie pada na ten, który stoi za szybą segmentu.
Skończyłam kurs komputerowy, w przyszłym roku zamierzałam iść do pracy na pół etatu, tak żebym mogła nadal poświęcać czas wychowaniu mojej małej dziewczynki ale i mieć jakieś swoje pieniądze. Michał nawet nie wie jak wielu rzeczy nauczyłam się sama, jedyne czego miałam w nadmiarze to czas. Korzystałam z tego ucząc się szycia, szydełkowania czy też robienia na drutach. Obsługi komputera nauczyłam się z książek, ucząc się poleceń na pamięć. Potem zapisałam się na darmowy kurs, byłam w tym niezła. Zastanawiam się gdzie złożyć papiery do pracy. Muszę napisać CV. Spisuję notatkę z planem działania. Rano muszę się zarejestrować w biurze pracy. Przykładam do ust kubek pociągając łyk mocnej kawy.
- Wszystko się ułoży. - Mamroczę pod nosem jak mantrę. - Dasz sobie radę dziewczyno.
Dzień mija nam dziwnie, w domu jest cicho. Mała ciągle spogląda na drzwi jakby czekała na powrót swojego taty. Bawi się grzecznie zabawkowym niemowlęciem, przebierając go co chwilę. Uszyłam jej masę ubranek dla tej zabawki, długo odkładałam na maszynę do szycia gdy moja stara ogłosiła zgon poczułam się jakby umarł mi członek rodziny. Szyłam od zawsze, ciągle przerabiając rzeczy jako nastolatka. Kiedy jesteś biedny nie masz innego wyjścia jak dbać o to co masz.
- Mamo. - Głos Michalinki wyrywa mnie z odrętwienia. - Za oknem jest jakiś pan.
Faktycznie chwilę później rozlega się dźwięk dzwonka. Podchodzę do drzwi delikatnie je uchylając.
- Dzień dobry, nie wiem czy dobrze trafiłem. Szukam żony Michała. - Łysy otyły facet przeciera błyszczącą głowę chusteczką.
- Tak dobrze pan trafił. - Facet unosi brwi jakby nie wierzył własnym oczom, kolejny sądzi, że zjadam małe dzieci na śniadanie.
- Wiem, że Michał zniknął w drodze do pracy. Na pewno pani ciężko. Moja Aniela to taka kochana kobieta, kazała mi przynieść jego ostatnią wypłatę. - Wciska mi w dłoń kopertę. Jestem zaskoczona. - Dołożyliśmy trochę premii. Czy pani wie coś nowego? - Otwieram szerzej drzwi i zapraszam go gestem do środka. Zaszokowanym wzrokiem przebiega po zniszczonych kuchennych meblach. Nic na to nie poradzę, mają już dwadzieścia lat, robiłam co mogłam, żeby je poprawić.
- Nie wiem nic. I bardzo dziękuję za te pieniądze. - Mówię cicho. Facet patrzy na moją córeczkę z uśmiechem.
- Mamy wnuczkę w podobnym wieku. - Wydaje się miłym człowiekiem, zupełnie innym niż przedstawiał mój mąż, ale czemu ja się dziwię przecież on miał własne widzenie świata. Facet wyjmuje wizytówkę i kładzie ją na pokrytym ceratą stole. - Jeżeli dowie się pani czegoś nowego, albo będzie pani czegoś potrzebować proszę do nas dzwonić. Pójdę już, Aniela za godzinę podaje obiad, nie lubi gdy się spóźniam. Do widzenia pani. - Praktycznie wybiega z mojego mieszkania nie dając mi szansy na odpowiedź. Wzruszam ramionami, co za dziwny człowiek. Zamykam za nim i zaglądam do koperty. Szokuje mnie suma. Tam jest równiutkie pięć tysięcy. To nie możliwe, żeby on tyle zarabiał. Potem patrzę na papier wciśnięty obok pieniędzy. To podsumowanie wypłat z tego roku dla urzędu skarbowego. Zarabiał cztery tysiące miesięcznie, kiedy ja na dom i wyżywienie dostawałam dwa.
- Skurwiel. - Warczę rzucając kopertą o stół.
- Skurwiel. - Powtarza Michalina.
- Córeczko, to jedno z tych słów dla dorosłych. Nie powinnaś ich powtarzać. - Mała wbija we mnie swoje niebieskie oczęta, zaskoczona.
- A dlaczego ty możesz tak mówić? - Pyta mnie.
- Bo jestem dorosła i czasami zapominam, że słuchasz. - Odpowiadam jej.
CZYTASZ
Zaginiony. Zakończone.
Romance- Pani Anna Rydź? - Obcy męski głos wyrywa mnie z mojego zadowolonego w tej chwili świata. Pierwszy raz od czterech lat byłam u fryzjera. Spędziłam ostatnią godzinę śmiejąc się co chwilę. Poznałam parę uroczych gejów prowadzących nowy zakład fryzjer...