JRK R.5 - Albus i miecz obosieczny

138 3 2
                                    


Cóż. Nie żeby zobaczenie Malfoya nago i pobawienie się jego (mmm, przepyszną...) męskością nie było zadowalające, ale

Albus przecież nie trudził się ze zdobyciem nowego hasła do tego kąpielowego raju tylko po to.

— No, Scor, zasłużyłem na tą nagrodę, nie sądzisz? — rzucił, zajmując się zdejmowaniem z siebie ubrań.

Gdy jego ciało było już gotowe na wodne masaże pełne aromatycznej piany i bąbelków, uniósł wzrok na Malfoya.

Bo ten wciąż nie odpowiedział.

Siedząc w tym samym miejscu, otwarcie oglądał Albusa– ucztował wzrokiem na jego rozebranym ciele, Merlinie, i jego penis twardniał, i, jasny szlag, jak strasznie Albus nie chciał robić tego, co zaraz zrobi, ale

był czasem dziwny, co poradzić.

— Nie miałem cię za podglądacza, to niegrzeczne. Gdybyś mógł wyjść, proszę? — poprosił, tak bardzo uprzejmie i kulturalnie, jak wypada

wobec chłopaka któremu właśnie wypieścił penisa i który tak wyraźnie był gotowy na więcej seksualnej słodyczy.

Ale drażnienie się z nim też było zabawne. I Albus, jakkolwiek hedonistyczny, miał ochotę rozsmakować się w tym dłużej. Bo przecież Malfoy miał rację: jaka zabawa w zrobieniu wszystkiego przy pierwszej okazji?

O dziwo, jednakże, Malfoy wydawał się nagle nie podzielać mądrości samego siebie sprzed ledwie kilkunastu minut. Zmarszczył na niego brwi, jakby nie dowierzając że Albus naprawdę go tak po prostu wygania (po prawdzie, Albus sam nie dowierzał). Po krótkiej chwili szoku podniósł się, wygrzebał różdżkę z odrzuconych wdzięcznie ubrań, i w następnym oka mgnieniu ta piękna księżycowa skóra zniknęła pod bielą koszuli, czernią spodni, i granatem krawata.

— Miłej kąpieli, Albusie — Malfoy rzucił miękko, zmierzając ku drzwiom Łazienki.

Niczym niknące objawienie.

klik

— Hmmmm... — Albus wymruczał sam do siebie, znajdując kuriozalne ukojenie w przełamanej niskim dźwiękiem jego głosu ciszy, jaka nagle zapadła.

Prawie jak groźba.

Scorpius Malfoy miał tę aurę.

Zwłaszcza gdy otulał jego imię takim tonem, jakim otulił je przed momentem, wychodząc z Łazienki, do której Albus technicznie nie powinien mieć dostępu.

.

.

.

Nie wiem, czy istnieje jakiś savoir-vivre pisania, określający chociażby przyzwoitą długość rozdziałów, ale ewidentnie miałbym na taki wywalone. XD

Mój problem pisarski numer kolejny: bardziej skupiam się na pisaniu dalej wprzód, niż na kontynuowaniu z tego miejsca, do którego na dany moment dotarłem stałym ciągiem, tak że gdy to multirozdziałowe opowiadanie, odstępy między publikacją rozdziałów się przedłużają. (Zza kulis: w ciągu tego zeszłego tygodnia już prawie dotarłem z tym opkiem do momentu rozkwitu wielkiego romansu. Choć zanim do tego dotrzemy publicznie, pewnie napiszę jeszcze kilka wersji tego XD).

ScorbusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz