🌅 zachód słońca w jego oczach 🌅

685 101 71
                                    

      Powietrze pachniało słonecznym dniem, promieniami odciśniętymi na ramionach, słodkim, klejącym się do zębów, napojem gazowanym

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

      Powietrze pachniało słonecznym dniem, promieniami odciśniętymi na ramionach, słodkim, klejącym się do zębów, napojem gazowanym. Dochodziła do nich woń z food tracków, grillowane mięso, świeże warzywa, śmiechy i krzyki ludzi. Nie dalej niż kilka metrów, zejście w dół, rozciągała się niewielka plaża, pełna kłujących w stopy kamyków, paląca żarem, pełna skał obmywanych przez spokojnie sunące fale. Nad nią zużyty przez czas asfalt, ziemia zalana betonem, w jej rozstępach pojedyncze źdźbła chwastów, pnące się w stronę ostatnich błysków ciepła. Pod kołami desek warczały cicho nierówności drogi, głuchy odgłos uderzania o rampę.

      Reki podskoczył na desce, uśmiechając się wesoło, jeszcze czuł na policzkach słoneczne promienie, ramiona piekły go lekko od dnia spędzonego na cieple zalewającego jego ciało. Suche powietrze, w którym bujała zeschła trawa, łączyło się z nadmorskim podmuchem wiatru, chłodnym, słonym.

      Zatrzymał się, zapatrując na kołysaną wiatrem wodę, odetchnął spokojnie, czuł jak w piersiach swobodnie przepływa wdech. Na skórze czuł wakacje — ich ciepło, beztroskę, słońce, wieczorną jazdę na deskorolce, zimne lody na czubku języka. Lipiec pachniał jak truskawki i smakował równie słodko, wręcz rozpływał się w ustach, błąkał na nich, układając uśmiech. Okolica tętniła życiem, ale miał wrażenie, że nie dociera do niego przytłumiona muzyka, hiszpańskie brzmienie, rozmowy, rowerowy dzwonek. Był tylko on, deska i, cóż, Langa.

      To były ich pierwsze wspólne wakacje.

      Langa patrzył się na słońce tak długo, aż obraz całkiem mu zbladł, zasłany welonem mgły. Nigdy nie widział czegoś tak jasnego, skąpanego w pomarańczach i delikatnych żółciach. Czuł jak przyjemnie ogrzewa mu skórę, otula go ciepłem, zupełnie jakby pogoda wzięła go w ramiona.

      Spędzał wakacje bez ojca — nie wspinał się z nim po delikatnie stromych górach, nie przygotowywał im kanapek na drogę i nie śpiewał z nim szlagierów. Zamiast tego każdego dnia dawał się porwać ciepłu, wskakiwał na deskę i jeździł, aż niebo nie zakryło się gwiazdami. Lipiec pozostawiał w nim lekką tęsknotę, jeden z tych nieodłącznych smutków, które po prostu wciąż gdzieś tam były, ale pachniał skoszoną trawą, smakował jak arbuzowy sok. Gdy myślał o lipcu, o słońcu i spokoju, w myślach pojawiał mu się obraz Rekiego, który uśmiechał się do niego od ucha do ucha.

      Reki chciał zobaczyć zachód słońca, więc Langa przygotował im przekąski, jak robił to dla ojca.

      Usiedli na rampie, a przed nimi rozciągało się morze — błękitne, iskrzyło blaskiem odbitych promieni, które już chowały się za horyzontem, delikatnie kołysało się na wietrze.

— Dobrze się dzisiaj bawiłem — powiedział cicho Reki, nie odrywając wzroku od nieba.

      Langa zerknął w jego stronę. Słoneczne promienie rozjaśniły odrobinę kosmyki czerwonych włosów chłopaka, zostawiły kilka drobnych piegów na nosie. W jego bursztynowych oczach odbijał się zachód słońca, nadawał im dodatkowego blasku, na ustach błąkał mu się niekontrolowany, swobodny uśmiech.

— Też cię kocham — powiedział Langa, opierając głowę na ramieniu chłopaka.

      Nie widział już jak Reki płonie rumieńcem równie wyrazistym, co jasne, ogniste kolory, które zalały niebo.

Kawa z cynamonem | rengaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz