Randka

33 6 1
                                    

- Po co tu przyszedłeś? - zapytał koleny raz młody szef gangu - i w dodatku przyprowadziłeś ze sobą kumpla - wzkazał na Andy'ego.
- To właściwie skąd on zna twoje imię? - spytał mnie mój przyjaciel - jakoś do mnie to nie dotarło.
- Yy... przy naszym pierwszym spotkaniu jakoś tak wyszło, że mu się przedstawiłem - odpowiedziałem mu - ale tak w zasadzie, to fakt że zna on moje imię w niczym nie zmienia naszego beznadziejnego położenia.
- Fakt - zgodził się brodacz - naprawdę wdepneliście - dodał, po czym zwrócił się do szefa - co z nimi robimy? Najprościej było by ich po prostu stuknąć i zakopać gdzieś.
- Kurde no! - wyrwało mi się
- Co? - spytał młody szef
- Mam nóż w bucie i nie mogę go dosięgnąć, i zaczyna mnie uwierać - wyjaśniłem.
- Cholera, przecież was przeszukaliśmy - zaklął jakiś inny gościu. Podszedł do mnie i wyciągnął mój włoski sztylet sprężynowy, który kiedyś buchnąłem Brianowi. Chętnie bym kopnął w twarz gościa, który grzebał mi w trampku, gdyby nie to, że ręce i nogi miałem przywiązane do krzesła.
- Imponujące - powiedział, po czym z kliknięciem zwolnił ostrze. Obracał chwilę nóż w dłoni, po czym złożył go i schował do kieszeni.
- A tak wracając do tematu - przerwał ciszę szef - nie można ich tak po prostu zabić. Gdyby teraz dorwała nas policja, poszlibyśmy siedzieć za wyścigi najwyżej 3 lata. A za morderstwo z premedytacją dają od 15 lat, do dożywocia.
- Moglibyśmy ich również zatrudnić - przerwała ciszę dziewczyna z chustką. Słyszałem jak któryś z jej kumpli woła na nią Mai - są za młodzi żeby byli wtykami. Moglibyśmy ich nauczyć ścigania, a w przyszłości na nich zarobić.
- Tak jak o tym mówisz, nie wydaje się to takim złym pomysłem. Jednak ma on kilka wad - powiedział młody szef - przede wszystkim, jaką mamy gwarancję, że nie polecą na komisariat jak tylko ich z tąd puścimy?
- Nie pójdziemy, słowo daję! - zawołałem - myślicie sobie, że po co się tu włamywałem? To oczywiste że chcę do was dołączyć!
- Ekhem... - chrząknął Andy
- Jasne, chcielibyśMY - dodałem, kładąc nacisk na liczbę mnogą.
- Hmm... - szef przez chwilę się zastanawiał - zgoda. Tylko nie myślcie sobie, że zdołacie mnie oszukać. Od tej chwili należycie do mojego gangu, robicie to co mówię, niezależnie kiedy, gdzie jak i co, zrozumiano?
Obaj pokiwaliśmy energicznie głowami. Szef chwilę mierzył nad wzrokiem, po czym skinął na jednego z dresów. Ten wyjął mój nóż, otworzył go z cichym kliknięciem, po czym przeciął liny krępujące nasze nadgarstki i kostki. Oddał mi nóż. Schowałem go z powrotem do buta (zawsze go tam noszę) i zacząłem rozcierać obolałe nadgarstki.
- Dobra. Jak już mówiłem, jesteście od dziś na moje zawołanie - powiedział szef - czy któryś z was ma może telefon?
- Ja mam - zgłosił się Andy.
- Ja nie... - bąknąłem.
- Nie szkodzi. Trzymaj - podał mi jakiegoś dotykowego Samsunga - musimy być w kontakcie. Masz nie komunikować się z nikim. Nie wolno ci mieć żadnych kontaktów oprócz mojego i twojego kumpla, żadnych profili na portalach społecznościowych. Możesz za to ściągać sobie gry i różne aplikacje. I masz mieć cały czas włączoną lokalizację. A ty - zwrócił się do Andy'ego - również masz być cały czas ze mną w kontakcie. Dobra. To by było na tyle.
- Jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy - przypomniałem
- A właśnie - dodał szef - Ja jestem Darius, to jest Mai, specjalistka od lakieru i naklejek na karoserię. To - wskazał na ponurego brodacza - jest Mathew, nasz ochroniarz. A reszta niech sama się ci przedstawi. A teraz zmiatać do domu, już późno. I pamiętajcie, nie próbujcie mnie wykiwać, bo to się dla was źle skończy.

×××

I'm rolling thunder, a pouring rain
I'm comin' on like a hurricane
My lighting's flasching across the sky,
you only young but your gonna die - Ryczał mi do ucha AC/DC. Ściągnąłem sobie YouTuba i od razu zacząłem od popularnego albumu Back in black. Słuchawki jakieś znalazłem. Super jest mieć własny telefon. Ściągnąłem sobie wszystkie dostępnę albumy. Gdy zabrzmiały ostatnie nuty Rock 'n' Roll Ain't noise pollution, postanowiłem, że pobiorę Messengera i Whats Appa. Prawie całą noc pisałem z Andym.
-Jakim wozem chciałbyś się ścignać? - napisałem mu. Po chwili odpisał:
-hondą S2000. A ty?
- Skylinem, albo Suprą. To czerwone micubiszi...
I tak całą noc. Nazajutrz oczywiscie nie mogłem wstać.
- Kevin, czas do szkoły - zawołała ciocia z pod drzwi - otwórz, tyle razy ci mówiłam żebyś ich nie zamykał się na noc.
Zeskoczyłem z piętrowego łóżka i przekręciłem zamek.
- Szykuj się, zrobię ci śniadanie - oznajmiła ciocia. Ubrałem się szybko, wziąłem torbę z książkami i zeszłem na dół.
- Nie mam czasu na śniadanie, zjem coś w szkole, pa! - zawołałem wychodąc. Po chwili zbiegania po klatce schodowej stanąłem w porannym słońcu. Spojrzałem na zegarek. Za piętnaście ósma, i tak już nie zdążę, więc po co się śpieszyć? Postanowiłem, że napiszę do Dariusa.
-Hejka, mogę wpaść dziś na warsztat około 15?
- Nie dziś, mamy wolne. Jutro o 16 - odpisał. Napisałem do Andy'ego czy może. Mógł. Nareszcie jakieś pozytywne zaskoczenie. Przekrękiłem torbę, tak że z boku przesuneła mi się na plecy i lędźwia (łatwiej w ten sposób biec, zwłaszcza jak torba jest ciężka) i puściłem się szaleńczym biegiem. Mieszkam raczej na przedmieściach, niedeleko portu, więc do mojej szkoły pieszo idzie się od 30 minut w górę. Ulice były raczej mało zaludnione, a to dobrze, bo dzięki temu w Starbucksie nie było kolejki. Ja bez porannej kawy po prostu nie funkcjonuję, zwłaszcza po zarwanej nocce. Ciocia twierdzi, że ten napój jest "nieodpowiedni dla ludzi w moim wieku". Głupie pieprzenie. Na szczęście, idąc najkrótszą drogą z mojego domu do szkoły mija się co najmniej 3 Starbucksy. Pokrzepiony podwójnym Latte i szybkim ciastkiem wznowiłem tryb《zapierdalando do szkoły》. Po jakimś czasie przystanąłem na chwilkę, żeby złapać oddech i uspokoić narastającą kolkę. Szkoła była już niedaleko, jeszcze tylko 500 metrów... jeszcze 499... jeszcze 498... Uff, bieganie jest strasznie męczące. Sięgnąłem po butelkę z antidotum na suche gardło (tzw. wodą). Gul, gul, gul... nie przesadź Kevin, masz przed sobą długi dzień, podpowiedział mi szkolny instynkt przetrwania. Dobra, lecimy. Po krótkiej chwili biegu już widziałem pobielone mury szkoły. Jeszcze 100 metrów, jeszcze 75, jeszcze...
Łup!
Wybiegając zza rogu, nie pomyślałem, że nie ja jeden się dziś spóźnię. Ponieważ dalej odczuwałem skutki rozbicia łba o beton, odczułem dwa gigantyczne wybuchy atomowe: jeden, gdy zderzyłem się z innym spóźnalskim, a drugi, gdy odepchnięty impetem uderzenia upadłem na chodnik, i puknąłem się w potylicę. Tak naprawdę, to kiedy mówię "puknąłem", mam na myśli, że z rąbnąłem czaszką o płytki chodnika. Cóż mogę powiedzieć, ZABOLAŁO. Ale bardziej chyba zabolało to, że osobą, z którą się zderzyłem, była Connie, dziewczyna, na widok której zwykle pryszcze na policzkach mi czerwieniały.
- Bardzo cię przepraszam! - zawołaliśmy oboje jednocześnie, przez co poczuliśmy się chyba jeszcze bardziej niezręcznie.
- C-chyba coś ci wypadło - zająkała się dziewczyna, wskazując na mój szkicownik, który wypadł z upuszczonej torby i otworzył się papierem do góry. Oby nie na tej stronie, oby nie na tej... - emm... całkiem... ładnde - wykrztusiła, wzkazując na niebrzydką dziewczynę w samym stroju bikini, grzebiącej w masce niebieskiego Skylina, wypinając pośladki za siebie - n-nie wiedziałam że umiesz tak ładnie rysować - oddała mi szkicownik.
- Emm... to nie ja, to.... emm... mój jebnięty kolega mi to narysował... ja wcale nie umiem rysować... - wyjąkałem, jednocześnie zawstydzony, zły na samego siebie, i obolały.
- Hej, krwawisz. Powinieneś iść z tym do pielęgniarki - zauważyła Connie. Rzeczywiście, pod moimi nogami przybywało czerwonych kropel, a w ustach czułem metaliczny smak krwi.
- Z nosa, czy z czoła? - spytałem, choć domyślałem się.
- Z nosa... masz tu chustkę... przyłóż to tu.
- Nic mi nie jest, dzięki - odparłem, choć może nie powinienem znów zaczynać biec, bo zaczynałem słabnąć z powodu utraty krwi.
- To może jednak? - zawołała ubawiona dziewczyna. Tym razem wziąłem od niej chustkę, i zwinąwszy ją w dwa ruloniki, wepchnąłęm do nosa.
- Pożyczyć ci tampona? - zażartowała. Rzuciłem jej grobowe spojrzenie, ale myślałem że zaraz spłonę ze wstydu.
- Wyluzuj - powiedziała - i tak nie mam przy sobie - dodała - jesteś Kevin, prawda?
Przytaknąłem.
- Wybacz, że uszkodziłam ci nos - powiedziała.
- Gdybyś naprawdę uszkodziła mi NOS, to byśmy wszczyscy wylecieli w powietrze - teraz ja z kolei zażartowałem. Nie zrozumiała, a jak.
- NOS to skrót - wyjaśniłem jej - od Nitrous Oxide System, dopalacz samochodowy, sam w sobie nie jest łatwopalny, ani wybuchowy, ale trzyma się go butlach pod wysokim ciśnieniem, uszkodzenie takowego zbiornika mogło by spokojnie wysadzić nas w cholerę.
- Nie jest łatwopalny? - zdumiała się - ale...
- Tak, wiem - przerwałem jej - Dominic Toretto wysadził swoją Chevellę podpalając rozproszony gaz zapalniczką do petów. Ale to tylko fikcja filmowa, podtlenek azotu jest gazem ciężkim, opadającym ku ziemi. W kontaknie z powietrzem azot paruje i... zaraz zaraz, oglądałeś Fast and furiours?!
- A jak, moja ulubiona seria zaraz po Piratach z Karaibów i Harrym Potterze.
Łał. Właśnie zabujałem się w niej o 150% bardziej.
- No to do zobaczenia Kevin - pomachała mi - spotkajmy się kiedyś.
- Może dziś o 14.30 w Starbucksie na rogu 10th Ave i 75st?
- Hmm... w sumie czemu nie, tylko nie wziełam kasy.
- Nie ma problemu, na mój koszt. Mam jeszcze około 8 dolarów.
- Dzięki wielkie! Jesteś taki miły! Do zobaczenia! - I pobiegła. Ja też udałem się szybkim krokiem do klasy. Na nieszczęście, belfer od chemii, pan Douglas, zawsze po sprawdzeniu obecności zamyka drzwi na klucz, przez co nie ma mowy o wślizgnięciu się po cichu.
- Dlaczego spóźnia się pan i przeszkadza mi w lekcji, panie McKunra?!
- Przepraszam panie psorze, zaspałem, i w dodatku jeszcze miałem wypadek - wzkazałem na czerwone strzępki chusteczki w moim nosie. Na szczęście z pomocą przyszedł mi Andy, "niechcący" rozbijając zlewkę z jakimś zielonym płynem.
- Wstań! - ryknął do niego nauczyciel - dostajesz uwagę. Natychmiast masz iść do pani sprzątaczki, przynieść mopa i wytrzeć to. A ty na miejsce! - zwrócił się do mnie.
Usiadłem, otworzyłem torbę... po czym natychmiat ją zamknąłem. Otworzyłem ponownie, grzebałem w niej przez dłuższą chwilę...
Nie, nie, nie... KURWA! Zgubiłem szkicownik, niech to wszyscy diabli. Musiał mi znów wypaść gdy niezbyt dokładnie włożyłem go do torby. Cholera. Miałem tam mnóstwo rysunków samochodów, silników, butli z nitro, turbosprężarek i parę scen z Fast and furiours, międzi innymi legendarny wyścig Supry i Chargera. I, muszę przyznać, sam byłem pod wrażeniem niektórych z nich. Nawet jeszcze nie skończyłem projektować wyglądu mojej wymarzonej bryki. Zawsze lubiłem rysować, a ten szkicownik był naprawdę cenny dla mnie. Przynajmniej miałem jeszcze kilka notesów i zeszytów w domu, zapełnionych bazgrołami. Rozmyślania przerwał mi surowy głos pana Douglasa.
- Czy będziesz tak łaskawy i otworzysz podręcznik? Twoje oceny z pierwszego półrocza mówią same za siebie, czym się zajmujesz na moich lekcjach.
Wolałem nie wszczynać awantur, więc posłusznie otwarłem podręcznik na temacie ROZPUSZCZALNOŚĆ SOLI W WODZIE. Echh, to będzie długi dzień.

×××

Drrrrrrrrrrrrr...
Matematyka (nudy)
Drrrrrrrrrrrrr...
Historia (sprawdzian i pewnie kolejna pała)
Drrrrrrrrrrrrr...
W-f (umieram)
Drrrrrrrrrrrrr...
Fizyka (zasnąłem i dostałem kolejną uwagę)
Drrrrrrrrrrrrr...

Miałem rację. Czekają mnie jeszcze 3 godziny gapienia się na podręcznik i udawania że cokolwiek rozumiem. Zdycham... (na 5 lekcji szepnąłem Andy'emu, że jeśli tu umrę to chcę grób z białego marmuru. Zaśmiał się. Niewdzięcznik)

×××

Przeżyłem. To niesamowite. Idąc w stronę wyjścia, przez chwilę bałem się, że Connie mnie wystawi, ale czekała na mnie przy bramie, mimo że skończyła lekcje godzinę wcześniej ode mnie (farciara).
- To co, idziemy? - spytała pogodnie - czy już zapomniałeś?
- Ależ skąd. Przez chwilę bałem się, że ty zapomniałeś.
- No co ty. À propo zapominania, myślę, że to należy do ciebie - powiedziała, po czym podała mi... mój szkicownik! Przez chwilę miałem ochotę ją uściskać.
- Kurcze, dzięki!!! Jak go znalazłaś!? Przez wszystkie lekcje plułem sobie w brodę, że go zgubiłem, a ty go znalazłaś!
- Wypadł ci na schodach szkoły. Strasznie cię przepraszam, mogłam już wtedy ci go oddać, ale chciałam zobaczyć twoje rysunki! Jesteś genialny! Zwłaszcza ta scena z The fast and furiors, Supra vs Charger. A co do tego rysunku, TegoWieszKtórego, nie przejmuj się. Widziałam znacznie gorsze.
Nie wiedziałem co tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, pochlebiało mi, że dziewczyna widząc jeden mój perwertyczny rysunek, ukradła mi szkicownik, żeby pooglądać sobie moje inne dzieła. Z drugiej strony nie podobało mi się, że ktoś oglądał moje rysunki, choć z gatunku tych, których zdecydowanie nie pokazałbym nikomu, ten był jedyny.
- Rozumiem, tylko odpowiedz mi na takie małe pytanko - powiedziałem jej. Od razu obrzuciła mnie pytającym spojrzeniem - chciałaś obejrzeć moje rysunki, bo stwierdziłaś, że ładnie rysuję, czy też zainteresowała cię, ekhm, że tak powiem, tematyka obrazka, który jako jedyny wtedy widziałaś?
Od razu się zaczerwieniła.
- Skąd miałaś wiedzieć - kontynuowałem - że w zeszycie nie ma więcej takich obrazków, lub zawartośc nie składa się wyłącznie z takowych?
- Uhh... znaczy... emm, nie o to chodzi... - zająkała się - ja po prostu... widziałam duży plakat na drzwiach wewnąt twojej szafki na korytarzu... pamiętam, że to było jakieś BMW, no i na dole był twój podpis... no a potem jakoś tak wyszło...
- Nie martw się - uspokoiłem ją - wogóle się nie gniewam, a nawet mi to schlebia, bo to zwykle laski są artystyczne. A teraz chodźmy to tej kawiarni, jestem wykończony
- Mnie to mówisz... moi rodzice wyjechali w podróż służbową, więc moja 17-letnia siostra urządziła mega imprezę. Całą noc nie spałam.
- Ja też dziś nie spałem, słuchałem sobie AC/DC
- Też tego czasami słucham, ejsi disi jest spoko. Który jest twój ulubiony album?
- Back in black
- Ja mega lubię The razors Edge i Highway to hell
I na takich pogawędkach minęła nam cała droga do kawiarni. Usiedliśmy, ja ponownie zamówiłem podwójne Latte, a do tego duży kawałek szarlotki. Connie, ponieważ na dworze było 18 stopni, wzieła kawę mrożoną i lody. Pogadaliśmy jeszcze chwilę o naszym wrednym rodzeństwie, nadgorliwych rodzicach, złośliwych budzikach, dzwoniących zawsze z głośno i zawsze za wcześnie oraz o moich rysunkach.
- Co to za BMW w twojej szafce tak wogóle? - spytała.
- E36, inaczej M3 1999.
- A ten tutaj?
- To Mitsubischi Elcipse z Fast and furiours
Fajnie nam się gadało. Gdy już się żegnaliśmy, cmokneła mnie w policzek, mówiąc:
- Do zobaczenia jutro, i dzięki za lody.
- Pa, do zo - pomachałem jej. Pół godziny później byłem już w domu.
Łup łup łup - załomotałem do drzwi pokoju Briana.
- Czego tu chcesz, Mak-łachudro?
- Goń się cioto! Byłem dziś na randce z Connie z 6f - oznajmiłem, roskoszując się jego osłupieniem - widzisz to? - wskazałem na lekko różowy ślad na policzku

Mina jego - bezcenna

Złamany spoilerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz