40.

777 37 22
                                    

- Musimy go przenieść. - powiedziałam drżącym głosem do Andrésa. Mężczyzna skinął głową.

- Helsinki. Musimy zabrać twojego brata do pokoju wspólnego. - tłumaczył mu. - Pomóż mi. - mężczyźni zabrali się za to.
Ja szybszym krokiem udałam się do pokoju z telefonami i chwyciłam po apteczkę. Zaczęłam opatrywać głowę Serba, gdy był już na kanapie. Wszyscy byliśmy rozbici.

- To wygląda tragicznie. - wyszeptałam w stronę Andrésa. Zestresowana przetarłam twarz dłonią. Mężczyzna podszedł i przyjrzał się rannemu.

- Helsinki... - zwrócił się do drugiego z braci. - Z Oslo jest kiepsko. - próbował mu wytłumaczyć, lecz nic do niego nie dochodziło. Obejrzałam się po reszcie. Wiedziałam, jak czuł się Helsi. Przecież też straciłam brata. Starłam napływające mi do oczu łzy. Odeszłam trochę dalej i oparłam się o blat. Zauważyłam, jak Moskwa popycha Berlina w moją stronę, mówiąc coś przy tym. Andrés podszedł do mnie. - Chcesz coś na uspokojenie? - spytał cicho. Zaprzeczyłam głową. Przetarłam twarz rękawem i lekko opuściłam głowę, nie chcąc pokazywać, że jest mi ciężko z tym wszystkim. - Chodź tu... - Andrés objął mnie delikatnie. Gładził uspokajająco moje plecy.
Mimo tego, co zrobił potrzebowałam go i nie chciałam teraz myśleć o tym, co miało miejsce. Wtuliłam się w niego. Liczył się teraz tylko on. Tu i teraz. - Powinnaś odpocząć. - powiedział. Odchyliłam lekko swoją głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Westchnął smutno. - Denver masz dziś wartę. - Andrés odwrócił się w jego stronę. - Helsi możesz zostać z bratem. - wydał resztę rozkazów. - Wenecja, chodź ze mną. - pociągnął mnie lekko za rękę. Po chwili byliśmy w jednym z gabinetów. Andrés położył mnie delikatnie na kanapie. Poprawił mi poduszkę i przykrył kocem. W milczeniu patrzyłam na to, co robi. Sam zasiadł przy biurku i nalał sobie alkoholu.

- A ty? Nie kładziesz się? - spytałam zaciekawiona.

- Nie. Nie jestem zmęczony. - odparł. Skinęłam głową i przekręciłam się na drugi bok. Leżałam do niego plecami. Nie powinnam z nim wcale rozmawiać. Skradł moje serce i zniszczył je. A ja wciąż nie mogłam wyzbyć się uczuć, które do niego żywiłam. Nienawidziłam się za to, choć powinnam nienawidzić jego.
Udawałam, że śpię. Mężczyzna podszedł do mnie i usiadł na skraju kanapy. Przejechał dłonią po moich włosach.

- Mogłem się domyślić, że tak łatwo nie odpuścisz. - westchnął. - Jestem tchórzem i pewnie nigdy nie dowiesz się całej prawdy o mnie. Wolałbym, żebyś nie walczyła o mnie. Może byłoby mi łatwiej brnąć w te kłamstwa, że nic dla mnie nie znaczysz. Wystarczy, że jesteś w pobliżu, a ja nie potrafię już nad sobą zapanować. Albo dzisiejsza nasza akcja z policją... Myślałem, że umrę ze strachu o ciebie. I nasze dziecko. Cholera, chciałbym je kiedyś zobaczyć. - zaśmiał się cicho. - Jestem idiotą. - wstał. - Powinienem ci to powiedzieć, ale nie wtedy kiedy śpisz... - westchnął. Poczułam, jak pocałował mnie w głowę. - Śpij spokojnie. - dodał jeszcze i wyszedł z gabinetu. Przewróciłam się tak, że leżałam na plecach. Wbiłam wzrok w sufit. Nic już z tego nie rozumiałam...

Byłam wycieńczona i ostatecznie udało mi się zasnąć. Gdy się przebudziłam od razu pokierowałam się do pokoju z telefonami. Kucnęłam przy Oslo i spojrzałam na jego ranę. Skrzywiłam się lekko. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Helsi i Nairobi dyskutowali o czymś. Chwilę później w pokoju pojawili się również Rio i Tokio.

- Coś mnie dziś ominęło? - spytałam Nairobi.

- Realizowaliśmy plan wolność czy pieniądze. - odparła z lekkim uśmiechem. Zerknęła na Oslo i westchnęła ciężko. Do pokoju wparował również Berlin. Rozmawiał przez chwilę z Helsim. Po chwili zaczął sprawdzać stan rannego.

- Nie reaguje. - odsunął się po chwili. - Obawiam się, że skutki są nieodwracalne. - przełknął ślinę. Patrzyłam na niego przejęta.

- Od kiedy jesteś neurochirugiem, co? - Nairobi warknęła z wyrzutem. - Nie mamy pewności. Musimy zabrać go do szpitala. - Andrés przymrużył oczy.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz