2 cz 1.

740 84 22
                                    

Tydzień krążyłam po mieście składając dokumenty gdzie się da i na każde stanowisko jakie było wolne. Nie pogardziłam nawet pracą sprzątaczki. Efekt był żaden. Chociaż wczoraj miałam nadzieję, ta patrząca w podłogę istota obiecała mi pracę. Z samego rana miałam się stawić w jej restauracji. Praca podkuchennej nie była moim szczytem marzeń, ale dawałaby nam pieniądze wystarczające aby się utrzymać na powierzchni. Dzisiaj nawet nie miałam szansy się wykazać. 

- Przykro mi. Jednak nie mamy dla pani pracy. - Zacisnęłam szczęki tak mocno, że bałam się o swoje zęby. Z trudem wciągnęłam oddech do ściśniętych płuc. Praktycznie błagałam dyrektorkę przedszkola o miejsce dla małej na popołudniowej płatnej zmianie, a dzisiaj zostałam z dodatkowym wydatkiem i bez pracy. Kobieta popatrzyła mi w oczy z wielkimi wyrzutami sumienia. - Naprawdę chciałabym pani pomóc, ale nie mogę stracić koncesji na alkohol, na pani miejscu poszukałabym czegoś w innym mieście. - Skinęłam głową odwracając się na pięcie. Moja cholerna teściowa zagroziła chyba wszystkim w tym pierdolonym mieście, nie martwiła się, że jej wnuczka będzie głodowała. Wlokłam się noga za nogą z trudem znajdując energię na kolejny dzień. Moja córeczka za kilka dni skończy pięć lat a ja muszę oszczędzać każdy grosz, nie stać mnie nawet na prezent. Mogłam jej upiec tort, ale zabawka czy goście były poza zasięgiem. Musiałyśmy oszczędzać. 

- Czekaj ślicznotko. - Wesoły głos Grzesia jednego z fryzjerów wyrwał mnie z zamyślenia. - Biegnę za tobą od pięciu minut laseczko. Wołam a ty nic. - Łajał mnie ze śmiechem. Odwróciłam się nie mając nawet siły udawać. Spojrzał na mnie i spoważniał. - O skarbie. - W jego głosie było tyle współczucia, że omal nie pękłam. - Spieszysz się gdzieś? - Popatrzyłam na zegarek, moja mała będzie po za domem jeszcze sześć godzin. Pokręciłam głową z westchnięciem. - To chodź do nas na kawę, Maniuś kończy strzyc takiego jednego przystojniaka a ja mam wolne. To wypijemy kawusię i zjemy po dobrym ciasteczku. - Paplał ciągnąc mnie do swojego zakładu fryzjerskiego. - Opowiesz mi, co cię tak zgnębiło. 

W kilka sekund później wepchnął mnie do środka. Rozejrzałam się po gustownym wnętrzu. Marian czule zwany Maniusiem, właśnie kończył fryzurę młodego chłopaka. 

- I wyglądasz dużo lepiej. Pamiętaj o tym kremie, który ci poleciłem. Wygładzi ci skórę i te dziury po trądziku się zmniejszą. - Doradzał mu na koniec. Chłopak się zaczerwienił w odpowiedzi i wyciągnął banknot w kierunku Mariana. Ten nabił sumę na kasę i wydał mu resztę. Dzieciak zmył się w podskokach. Grześ westchnął.

- Te małomiasteczkowe poglądy. Każdy z nich myśli, że skoro jesteśmy gejami to będziemy ich tu gwałcić na tych fotelach. - Maniek wzruszył ramionami na dywagacje Grzesia. 

- To bez znaczenia. Ważne skarbie, że interes zarabia. Cześć Aniu, teraz wiem czemu Grzecho pognał na zewnątrz jakby mu się w tyłku paliło. Słyszeliśmy o twoim mężu. - Westchnęłam w odpowiedzi. - Nawet czytaliśmy, gdyby nie twoje zdjęcie nie skojarzylibyśmy faktów i nie poskładalibyśmy plotek.  

- Robię kawę a ty przekręć zamek, nie są nam tu potrzebni wścibscy ludzie. - Grzegorz nie bawił się w subtelności. - Ta dziewczyna wygląda jakby miała zacząć wyć do księżyca. - Nie mylił się. Maniek złapał mnie za ramię i poprowadził do aneksu kuchennego. Posadził na małej kanapie i usiadł na postawionym naprzeciwko fotelu.

- Jak się trzymasz? - Ściągnęłam kapelusz i przeczesałam palcami wilgotne włosy, stres sprawiał, że pociłam się jak przysłowiowy szczur. 

- Kiepsko. - Zdołałam wykrztusić. Grześ wcisnął mi w dłonie kubek miło pachnącej kawy. 

- Nic nie znaleźli? - Zapytał.

- To wszystko jest strasznie dziwne. - Wymruczałam. - Wyszedł do pracy a trzy i pół godziny później pojawił się policjant  z tym, że on nie żyje. Zawiózł mnie na oględziny do kostnicy a tam był ktoś zupełnie inny. - Moje słowa wypływały niekontrolowanie. Prawda była taka, że nie miałam nawet do kogo otworzyć ust, z kim przegadać wątpliwości. - Ten facet miał zmiażdżoną twarz ale to nie był Michał. Jakimś cudem miał jego dokumenty i samochód, nawet jego portfel. - Grześ zakrył usta dłonią. - To już prawie trzy tygodnie i nadal to wszystko to jedna wielka niewiadoma. 

- Jak sobie radzisz? - Zapytał Marian. Wzruszyłam ramionami.

- Szukam pracy, nawet dzisiaj miałam jedną zacząć. - Chłopcy popatrzyli po sobie. - To nie było nic wielkiego wiecie, ale teraz potrzebny mi jakikolwiek dochód. 

- To czemu nie zaczęłaś pracy? - Grześ dociekał.

- Bo moja teściowa zablokowała mi to. Zagroziła właścicielce cofnięciem koncesji na alkohol. - Grześ usiadł obok mnie i czule przytulił. Marian warknął jakieś przekleństwo. 

- Umiesz robić paznokcie? - Zapytał Maniek. 

- Raczej nie. Nigdy nie dbałam o dłonie. - Zmrużył oczy przyglądając mi się. Wstał gwałtownie obchodząc mnie i oglądając. 

- Podejrzewam, że jesteśmy jedynym miejscem w jakim twoja wiedźmowata teściówka nie ma chodów. - Mamrotał do siebie. - Na fotel laleczko. A ty mój kochany weź no znajdź najbliższe szkolenie stylizacji dłoni i może dodaj do tego kurs makijażu. Popatrz czy czasem nie należą się nam dotacje na zatrudnienie pracownika, nie macaj strony naszego urzędu tylko funduszy europejskich wiesz gdzie tego szukać. - Zanim się obejrzałam siedziałam na fotelu opatulona peleryną. - Może i musisz chodzić w tym koszmarze. - Wskazał na mój kapelusz. - Ale pod nim możesz mieć ładne włosy kochanie. Pora byś spotkała miłych wróżków chrzestnych. Od jutra przychodzisz na praktyki. Dużo na razie nie zapłacimy, ale masz pracę i ubezpieczenie. Pójdziesz na kurs, zrobimy ci tu stanowisko pracy. Kokosów nie będzie ale na chleb starczy. Tylko musimy cię trochę ogarnąć laleczko. Nowe ciuchy. - Pokręciłam głową. 

- Nie stać mnie na fryzjera i nowe ciuchy. - Wymamrotałam usiłując się mu wyrwać. 

- Raz, nic nie płacisz za fryzurę. Dwa image w tej pracy to podstawa, kiepski wygląd niczego nie sprzeda kochanie. - Zagryzłam wargi zastanawiając się czego ode mnie oczekują. 

- Ja jestem już stara i raczej nie wyglądam na kogoś, kto cokolwiek sprzeda. - Grześ się roześmiał na moje słowa. 

- Kochanie do starości to ci daleko. Masz ładną figurę pod tą szmatą. Serio skąd ty to bure cudo wyrwałaś? - Moje oczy powędrowały na wygodną chociaż brzydką sukienkę. 

- Michał mi ją kupił. - Grzegorz wytrzeszczył oczy.

- O kurwa, facet miał gust jak jakiś Arab, nie było szmaty na twarz w komplecie? I tej chustki? - Starał się chyba mnie rozbawić, a ja zapadłam się w sobie. Już dawno przestałam zwracać uwagę na to co noszę, ważne, żeby było czyste. - Kochanie, tylko nie zacznij mi tu płakać. Kasa nie jest potrzebna, żeby dobrze wyglądać. Zaraz wrócę. - I zniknął. Maniek w tym czasie zdążył wymieszać chyba farbę sądząc po zapachu. Jego sprytne dłonie czesały moje włosy, spinając je na połowie głowy. 

- Kochanie, będziesz wyglądać cudownie. - Zapewnił mnie, nakładając folię aluminiową na ostry koniec drobnego grzebienia. Jego delikatne dłonie omal mnie nie uśpiły, zastanawiałam się czy powinnam przyjąć ich propozycję. Kalkulowałam za jaką kwotę byłyśmy w stanie przetrwać. Owszem nadal miałam pięć tysięcy ale przecież nie powinnam szastać pieniędzmi. Jeżeli nie znajdę innej pracy, będą mi musiały starczyć na długo. Grześ wpadł do środka sapiąc. 

- Mam całkiem niezłe ciuchy, będziesz wyglądała jak laleczka. Tu niedaleko jest fajny lumpeks, czyściutki, a co tydzień mają wyprzedaż. Za złotówkę możesz dostać niegłupią rzecz. Przymierzysz jak skończysz. - Oznajmił zacierając ręce. - A teraz idę grzebać za funduszami. 

Zaginiony. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz