Szli dalej w ciszy do centrum małej imprezki nad jeziorko. Charlie dalej trzymał Myrcellę za rękę co zdawało jej się nie przeszkadzać, a wokół nadgarstka dokładnie tam gdzie znajdowała się dłoń rudzielca toczyły się małe przyjemne iskierki.
-Charlie- głos jej zadrżał, mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony
Kobieta głos miała zawsze oschły, nigdy nie było słychać w nim załamania albo niepewności więc już się domyślił że coś jest nie tak. Nie odezwał się jednak dając białowłosej szanse powiedzieć to co chciała.
-Ja muszę opuścić to miejsce- powiedziała kiedy zauważyła że mężczyzna uważnie słucha tego co ma do powiedzenia.
Nie zdziwiła się kiedy na jego twarz wpłynęła złość i rozczarowanie. Brwi miał zmarszczone, skrzydełka nosa mu niebezpiecznie drgały, puścił także jej nadgarstek uwalniając ją od iskier.
-Dlaczego?- starał się być spokojny, nie dać emocją wziąć górę. Nie chciał jej pokazać że mu na niej w jakiś sposób zaczęło zależeć
-Nic tu po mnie. Rahul daje sobie radę beze mnie, ze smokami wszystko w porządku.- wzruszyła ramionami, ale zmalała pod jego czujnym orzechowym spojrzeniem
-Rób co chcesz- warknął i zostawił ją samą na pastwę oświetlanej drogi pochodniami. Była niebywale zakłopotana tą sytuacją, nie była też pewna czy będzie teraz mile widziana na ognisku.
Postanowiła jednak że tam pójdzie a żaden Weasley nie będzie na nią warczał. Gdy tam dotarła zdziwienie wstąpiło na jej twarz kiedy zobaczyła go siedzącego i śmiejącego się razem z Mavis.
Ukryła ból i wszelkie zdziwienie za maską obojętności, nikt nie będzie z nią pogrywał, a zwłaszcza na jej terenie. Więc pewnym siebie krokiem ruszyła ku większej grupie osób która stała kilka stóp za Charliem więc przeszła obok śmiejącej się pary, nie zerkając na nich, trzymając głowę wysoko.
Na przytaszczonym stole leżało mnóstwo jedzenia i alkoholu, nie wzięła jednak nic oprócz soku. Wróciła do ogniska, usiadła obok Josh'a który brząkał na gitarze.
Josh był starszy od Myrcelli swój kurs zaczynał kiedy białowłosa miała trzynaście lat, a chłopak dziewiętnaście. Miał brązowe krótkie włosy, zawsze ułożone do tyłu, bystre zielone oczy, był wysoki, ale niższy niż Charlie. Na rękach widniały oparzenie, a długa blizna ciągnąca się od samego skraju początku włosów aż do kości szczęki. Nie szpeciło go to, dodawało mu to charakteru, jednak dzieci stroniły od niego.
-Cześć Cellie- uśmiechnął się uwydatniając bliznę
-Cześć Josh, zagraj coś dla mnie- poprosiła z błyszczącymi oczami
Więc Josh spełnił jej prośbę, zagrał melodię bliską jej sercu, tą samą którą grał jej kiedy była młodsza. Wtedy z oddali było słychać smoczy ryk i delikatne brzmienie instrumentu. Spotykali się kiedy nikt nie widział, siadali na skraju rezerwatu pod drzewem które często rzucało im upragniony cień w słoneczne dni.
Myrcella siedziała na pniu wsłuchując się w muzykę która tworzyła się kiedy Josh sunął palcami po strunach, wyznaczając im dźwięki które chciał usłyszeć. Często zazdrościła mu talentu i wykorzystywała by grał dla niej. Robił to z przyjemnością, a zwłaszcza kiedy widział jej rozanieloną buzię i pełne skupienie jakimi go zawsze obdarowywała.
Tak było i teraz, jej twarz rozluźniła się, wydawać by się mogło że wygląda na starszą i coś ją przytłacza. Wpatrywała się w ogień, chciała w nim zniknąć. Spłonąć i mknąć jako proch razem z wiatrem w nieznane.
Pragnęła też nigdy więcej nic nie poczuć, nigdy więcej nie spojrzeć na nikogo z uczuciem. I tak bardzo chciała więcej nie wracać, zapomnieć o wszystkich i wszystkim.
Patrzył na nią, nie potrafił już tego nie robić. Widział ją w różnych stanach ale ten w którym znajdowała się teraz był do nierozszyfrowania.
Smok był zagubiony, być może czuje się zraniony. A jak wiadomo "owce jedzą trawę, wilki jedzą jelenie. Ale smoki, smoki pożerają wszystko, co nie ucieka wystarczająco szybko". Więc spodziewał się że smok zionie ogniem jeżeli będzie czuł się zagrożony. A o zagrożenie tu bardzo łatwo przychodzi.
Ludzie pili zgromadzone alkohole, jedli nie żałując sobie niczego i wydawali się szczęśliwi. Więc nikt nie zauważył kiedy pani Dragonson odeszła.
Wokół ludzi czuła się nieswojo, więc jedyne towarzystwo jakie mogłoby jej teraz pasować, to towarzystwo smoków.
Mimo tego ile lat minęło, on wciąż tu był. Smok o czarnych łuskach i żółtych kocich ślepiach. Odznaczał się zwinnością i agresywnością, ale z niewiadomych przyczyn wybrał on właśnie jego. Chłopca który był rodzinny, pomocny i o wielkim sercu tak bardzo różnym od niego.
Bez zawahania weszła na arenę, tam gdzie wśród skał ukrywał swoje kolczaste oblicze. Wyczuł ją, to było pewne. Nadal się ukrywał, ona też go nie widziała, było już ciemno a jej wzrok nie należał do najlepszych.
Potwór wychylił się zza skał, obserwował ją doszukując się nagłych ruchów, kiedy ona jednak stała obserwując smoka. Zbliżał się do niej pokazując swoją wielkość, mimo agresywności którą się wyróżniał był spokojny, niemal ciekawski.
Wreszcie nadszedł czas kiedy stali oko w oko, patrzyła prosto w żółte ślepia które w sekundzie zabarwiły się na żywy zielony kolor.
Zielone oczy, takie same jak jego. Po tylu latach je zobaczyła, poczuła się jakby ktoś ją kopnął w brzuch. To co teraz przeżywała posłało ją na kolana. Zamknęła oczy
-Jego tu nie ma- mówiła do siebie- On nie żyje Myrcella, jego tu nie ma.
Poczuła gorący oddech na policzku i rękę na plecach kiedy tak klęczała mówiąc do siebie cała we łzach. I otworzywszy oczy, ujrzała jego. Uniósł ją i w ciszy odprowadził do domu, zamykając smoka na arenie.
-Charlie...- zaczęła kiedy widziała jak mężczyzna ma zamiar odejść zostawiając ją u drzwi domu
-Już wystarczy- powiedział tylko, nie odwróciwszy się- Niech księżniczka wróci do swojego zamku i nie brudzi rączek pracą
Odszedł.
CZYTASZ
Płomień| Charlie Weasley
FanfictionCo się wydarzy kiedy w życiu młodego smokologa- Charliego Weasleya pojawi się białowłosa piękność? Czy Charliemu uda się poznać Myrcellę?