"Żeby zrealizować swoje zamiary potrzebna jest przede wszystkim ambicja,
a później talent, wiedza i w końcu szczęście."
Carlos Ruiz ZafónKasandra
Kwiatek?
Miałam znaleźć jej pieprzony kwiatek, w ciągu pieprzonych 20 minut, który nie istniał?
To była jakaś komedia.
Jednak mimo to, zagryzłam mocno dolną wargę, prawdopodobnie się raniąc, i pobiegłam do bibliotek. Nie miałam wiele czasu, ale musiałam chociaż wiedzieć, jak ten kwiatek wyglądał. Być może nie wymyśliłam jeszcze, jak jej go dostarczę, ale wiedzieć, że to zrobię.
Wpadając do tego pięknego raju na ziemi, ujściach, w którym miałam cholerną ochotę się zaszyć, skinęłam głową zaległym już tu posiłkiem. Odetchnęłam głęboko i spokojnie przeszłam w głąb obszaru, pomimo tego, że miałam ochotę przebiec do działu magii najszybciej, jak tylko mogłam.
Szanowałam jednak ciszę i niezmącony niczym spokój tego miejsca.
Stanąwszy przed wielkimi, ciemnobrązowymi regałami, spojrzałam na książki, których treść mogła cokolwiek mówić o kwiatach. Zw plik tych prawie nieistniejących.
Nie miałam jednak na tyle cierpliwości, więc postanowiłam skorzystać z magii. Wiedziałam, że nie powinnam tak ryzykować - im więcej jej używałam, tym bardziej stawała się ona buntownicza.
Czas jednak nie działał na moją korzyść.
- Kwiat Quenyi - wyszeptałam frazę, a potem skupiłam się na ostym prostym zaklęciu poszukującym. Początkowo nic się nie stało, lecz po chwilach księga, znajdowała się na ostatecznych półkach, rozświetliła się nieco. A więc była zaledwie tylko jedna o tym kwiecie?
Pokręciłam głową, aby wyrzucić zbędne myśli. Miałam zadanie do wykonania i czasu coraz mniej.
Użyłam jeszcze zaklęcia przyzywającego, a już po księga znajdowała się w moich dłoniach. Wbrew pozorom nie była wcale wcale pokaźnych rozmiarów - ale jej oprawa była przepiękna. Okładka wykonana była z ciemnej skóry, zaś tytuł wytłoczono na srebrno, ozdobnym pismem. Na rogach książki znajdowały się również srebrzyste ozdoby.
Westchnęłam krótko, a potem ją otworzyłam, aby poszukać ryciny opisującej problematyczny kwiatek. Spoglądając na zegarek i rycinę tym, wiedziećam, że nie zdę przeszukać choćby okolicznego lasu.
20 minut wydawało mi się dziwnie na mało tak, skądinąd, trudne zadanie. Może faktycznie aż tak bardzo nie chciała mnie uczyć?
Zmarszczyłam brwi, jeszcze raz przyglądając się roślince. Była rozłożysta, nieco przypominała lilię, jednak nie do końca. Zdawało mi się, że w sobie coś również z narcyzów. Kiedy przekartkowałam strony, ujrzałam rysunek w kolorze. Płatki kwiatowe były w kolorze szkarłatu, zaś liście jej były ciemnozielone.
Kiedy w mojej głowie narodził się mały plan (co prawda niezbyt uczciwy, ale Eleen nie wyznaczyła pełna liczba, oprócz tego, że życzy sobie kwiatka), zatrzasnęłam wolumin i razem z nim, już się nie powstrzymując, wybiegłam z bibliotek. Przebiegam przez korytarze, a następnie pomknęłam do wyjścia z zamku. Potrzebowałam jakiejś roślinki, coś innego niż innego kwiatka.
Przypuszczałam, że tym, co zamierzam zrobić, podpisuję na wyroku wyrok, ale nie miałam innego wyjścia. A w każdym razie, nie w tej chwili.
Znajdując się na błoniach za zamkiem, okręciłam się wokół własnej osi. Byłam coraz bardziej nerwowa, ale wtedy zobaczyłam niedaleko siebie, samotną stokrotkę. Uśmiechnęłam się i zerwałam ją, a następnie jeszcze raz otworzyłam księgę.
Na podstawie zamieszczonego w niej rysunku, rozpoczęłam odtwarzanie iluzję . Do tego jednak potrzebowałam zdjąć rękawiczki, bo było to nieco bardziej szczegółowe więzy zaklęcie, a mój pyłek miał potrzebny mi wygląd na stokrotce.
Więc wyszeptałam potrzebną formułkę; pozwoliłam, przez delikatny kwiatek uniósł się nieco, zaś z mojej dłoni rozpoczęły się sypać błyszczące drobinki, które już w kilka sekund później rozpoczęły się iluzję kwiatu Quenyi.
Uśmiechnęłam się. Lubiłam patrzeć na magię, wydawało mi się to czymś pięknym. Pyłek rozbłysł wokół mojej małej stokrotki, zaś spadające ziarenka zaczęły się ze sobą łączyć w delikatnym tańcu. Lekka zieleń, zmieszana ze złocistą poświatą rozbłysła - i już po chwili na moją dłoń delikatnie opadł kwiat, którego chciała ode mnie Eleen.
Nieomal pisnęłam z radości. Wiedząc jednak, że mogło mi zostać maksymalnie pięć minut w wyznaczonym przez starszą czarownicę czasie, pozbierałam książkę i ostrożnie trzymając roślinę, pobiegłam z powrotem do zamku.
Mijałam najwyraźniej zdziwionych moim zachowaniem Zwiadowców - ba! Wpadłam nawet na panią Petrę.
- Przepraszam! - Zawołałam. - Powie mi pani, gdzie jest gabinet pani Eleen? Proszę! - Spojrzałam na nią swoim najbardziej błagalnym wzrokiem. Dalej, dalej...
- Och, musisz iść prosto, a na następnym zakręcie w lewo, ale po co ci to wiedzieć? Masz do niej jakąś sprawę? - Zmarszczyła brwi.
Pokręciłam głową. Nie miałam czasu na wyjaśnienia.
- Dziękuję! - Krzyknęłam i już biegłam dalej, nie zważając na jej zdumioną minę. Po drodze minęłam jeszcze kilku, mniej lub bardziej ważnych Zwiadowców, ale nie zwracałam już na nich uwagi.
Kiedy dotarłam do gabinetu Eleen, opatrzonego tabliczką, zatrzymałam się gwałtownie i zapukałam, by znowu nie zebrać bury za brak kultury. Cóż jednak mogłam poradzić na to, że każda minuta była na wagę złota, a ja naprawdę potrzebowałam jej pomocy?
A potem, nie oczekując odpowiedzi, wbiegłam do środka.
- Mam! Mam ten kwiatek!
CZYTASZ
Maleficis |SNK|
FanfictionKassandra - czarodziejka z krwią wróżki zaraz po szkole czarów, szuka nowej mentorki, problem polega na tym, że żadna nie chce jej przyjąć. W końcu przez przypadek podsłuchuje rozmowę dwóch starszych czarownic o Eleen - arcymistrzyni magii. Decyduje...