Tydzień temu Tord nie wrócił z akcji, na początku miałaś wywalone, potem był zaciesz aż w reszcie zaczęło ci go brakować... Byłaś po prostu przyzwyczajona do tego, że zawsze sobie dogryzaliście, że bił się z twoim bratem a ty potem musiałaś ich opatrywać, to wtedy najczęściej wyżywałaś się na Tordzie, tu przypadkiem zapomniałaś mu podać środki na ból, tu szarpłaś tam pociągłaś a gdzieniegdzie przypadkiem dźgnęłaś go iglą.
Dziś jak zawsze obudzili was o piątej, wstaliście i ruszyliście na stołówkę, tłumów nie było w końcu was też nie jest jakoś specjalnie dużo, mało ludzi ocalało. Ze swoją tacą ruszyłaś do twojego stolika przy którym siedział już twój brat razem z Matt'em i Edd'em, usiadłaś na swoim miejscu z uśmiechem.
- Co taka zadowolona? - Spytał Edd, biorąc do ust łyżkę tego czegoś co wyglądało jak rozgotowane płatki owsiane.
- A no wiesz... To tylko kolejny wspaniały dzień bez tego durnego komunisty. - Uśmiechnęłaś się a twój brat się zaśmiał. On w stu procentach go nienawidził a ty od dwóch dni nienawidzisz go tylko w sześćdziesięciu procentach. Rozmawialiście jeszcze chwilę jedząc niby śniadanie aż do pomieszczenia nie wszedł sierżant waszej brygady.
- Serdecznie witam moją ulubioną hołotę! Dziś wyruszacie na sześciogodzinną akcję, przeprowadzicie zwiad na mieście i zbierzecie pożywienie. Wyruszacie za pół godziny więc... RUSZAĆ TE LENIWE DUPY! - Po jego słowach wszyscy jak siedzieli tak wstali i wybiegli z pomieszczenia, zabezpieczyli się w ochraniacze aby uniknąć możliwych ugryzień i zadrapań, wzięli swoje karabiny i ruszyli na plac przed bramą główną, stałaś na początku ze względu na wzrost i twoją szybkość.
Sierżant przyszedł pod bramę pięć minut po was, wszyscy stanęliście na baczność.
- Spocznij. Jak mówiłem półgodziny temu, dziś ruszycie do miasta na zwiad, wyeliminujecie możliwe zagrożenie i zbierzecie zapasy. Po sześciu godzinach wszyscy macie się stawić w miejscu zbiórki, po przeliczeniu ruszacie z powrotem do bazy asekurując wóz z żywnością. Zrozumiano?!
Wszyscy zgodnych chórem krzyknęliście. - Tak jest! - Po czym zasalutowaliście na pożegnanie, brama się otworzyła a przed was wjechały cztery ciężarowe auta wojskowe, zgodnym krokiem ruszyliście za nimi.
Na miejscu czyli przed wejściem do miasta przegrupowaliście się, Ty poszłaś z Paul'em, Patrick'iem, Matt'em, Edd'em i Tom'em. Jak mięso armatnie przystało szliście główną drogą, każde z was z największą uwagą obserwowało każdy zakamarek ulicy, każdy mijany samochód czy okno. Przed wami pojawił się obraz galerii handlowej do której akurat wy mięliście wejść. Po śmierci Torda wasza grupa stała się jakoś tak bardziej zgrana, w tym momencie postanowiliście się podzielić na dwuosobowe grupy by szybciej przeczesać budynek. Szłaś z bratem, mijaliście kawiarnie i sklepy z ciuchami, które teraz wyglądały naprawdę strasznie, sporo przedmiotów było zniszczonych, ze ścian odlatywała farba a z sufitu tynk. Nagle nie wiesz jak ale oddzieliłaś się od Tom'a, zgubiłaś go gdzieś w korytarzach, nie chciałaś krzyczeć i go wołać bo nie chciałaś ściągnąć na siebie jak i towarzyszy zagrożenia, truchtem go szukałaś aż natrafiłaś na zaplecze sklepu z bronią, no broni to już w nim nie było, zebraliście ją stąd na samym początku tego piekła.
Zapaliłaś latarkę i szłaś dalej, słyszałaś szelest przewracanych stron w kartce, szłaś za dźwiękiem aż promień światła trafił na jakąś postać, od dawna nie widziałaś zombie więc w miarę możliwości starałaś mu się przyjrzeć. Dostrzegłaś, że ma na sobie wojskowy mundur, pomyślałaś, że to któryś z chłopaków.
- Ej widziałeś może Toma? - Spytałaś podchodząc bliżej, nie uzyskałaś odpowiedzi na swoje pytanie. - Głuchy jesteś?! - Podniosłaś trochę głos a osobnik odwrócił się do ciebie przodem.
Dopiero teraz zauważyłaś, że to nie był żaden z chłopaków. Osobnik miał lekko zzieleniałą skórę, nie miał oka i to co rzuciło ci się od razu w oczy to... Te rogi... Zdałaś sobie sprawę, że trafiłaś na zombie i to Torda... Upuściłaś latarkę i próbowałaś sięgnąć po karabin, który zahaczył ci się o plecak, przewróciłaś się i odsuwałaś się jak najdalej od potwora, który szedł w twoją stronę. Podniósł twoją latarkę i poświecił nią oślepiając cię, dziwne było to że ten potwór od razu się na ciebie nie rzucił tylko podniósł latarkę i zaczął ci się przyglądać. Trafiłaś na ścianę, wiedziałaś, że to twój koniec, zamknęłaś oczy.
- I śmierć. - Usłyszałaś, otworzyłaś oczy i zauważyłaś, że przed tobą kuca zombie. No kuca przed tobą i na ciebie patrzy z lekkim uśmiechem. - Kto by pomyślał, że tak łatwo się dasz załatwić. - Zaczął się śmiać, natomiast ty wykorzystałaś moment i udało ci się sięgnąć po karabin, wycelowałaś w głowę nieumarłego a ten spoważniał i się odsunął.
- Czemu mnie nie zabiłeś? Mogłeś wykorzystać okazję. - Powoli wstałaś nie spuszczając go z celownika. On tylko westchnął i przewrócił jednym okiem. - Jesteś zombie ale... Myślisz... - Spojrzał na ciebie wzrokiem typu "Och naprawdę?" - Czemu nie przemieniłeś się tak jak reszta komuchu?
- Uwierz też chciałbym wiedzieć. Możesz przestać we mnie celować? - Powiedział robiąc krok to w lewo to w prawo, próbując uniknąć lufy. - To mój karabin?
Przewiesiłaś broń na ramieniu - Eee... Nie? - Zrobiłaś kilka kroków w stronę drzwi, nie spuszczałaś z niego wzroku nawet na chwilę. - Skąd mam mieć pewność, że zaraz mnie nie zaatakujesz?
- Może stąd, że cie potrzebuje. - Ruszył wolno w twoją stronę. - Jesteś moją przepustką do bazy. - Zamrugałaś kilka razy oczami.
- Skąd pomysł, że ci pomogę? - Przymrużyłaś oczy.
- Oj no weź! Nie tęsknisz za mną? Poza tym mogę się przydać naukowcom, jak widzisz jestem inny. - Fakt, miał rację. Jest inny i może się przydać w stworzeniu leku lub szczepionki... - To jak? - Podszedł do ciebie bliżej z wyciągniętą ręką. - Sojusz? - Odepchnęłaś jego rękę i odsunęłaś się.
- Może i mógłbyś się przydać, ale nie zaryzykuję. - Sięgnęłaś po karabin i po raz kolejny w niego wycelowałaś, nacisnęłaś spust i... Szlag. Zapomniałaś odbezpieczyć, chłopak to wykorzystał i wytrącił ci broń z ręki, powalił cię na ziemię i usiadł na twoim brzuchu. Dobrze wiesz, że jeśli zaczniesz krzyczeć to pewnie cię zabije... - Proszę nie... Nie rób mi krzywdy... - Popatrzył na ciebie z politowaniem.
- Mówisz, że to ze mną jest coś nie tak, a właśnie sama nie zachowujesz się jak TY. Normalnie byś mnie z siebie zepchnęła, zadała kilka ciosów, zwyzywała... - Zaczął wymieniać i właściwie to miał rację...
- Pomogę ci... - Mrukłaś pod nosem, Tord tylko na ciebie spojrzał zaskoczony nagłą zmianą decyzji, podniósł się i wyciągnął w twoją stronę rękę, chwyciłaś ją i wstałaś. - Chcesz wrócić do bazy to rób co ci każę. - Powiedziałaś surowo i ruszyłaś w stronę wyjścia.
- Dobrze wykorzystałaś sytuację... - Podsumował i ruszył w twoje ślady, szedł po twojej lewej a ty kątem oka na niego patrzyłaś. Wyglądał tak samo ale jednak inaczej... Ponowne pojawienie się go w twoim życiu przywróciło twoją nadzieję. Nadzieję na pojawienie się leku, na wygraną, na powrót do normalności.
Wiem, że to totalne gówno ale chuj z tym XD
CZYTASZ
Can U hear Me now?! | Zombie!Tord x Soldier!Reader|
FanfictionOd lat przyjaźnisz się z Eddem i paczką, pięć lat temu wybuchła apokalipsa zombie, dwa tygodnie temu Tord zaginął podczas jednej z akcji, wszyscy uznali go za zmarłego w tym też i ty. Przez pierwsze dni byłaś szczęśliwa, że kropnął, potem miałaś wyw...