Decyzja o obejrzeniu tego dzieła była bardzo spontaniczna. Miałam nawet zamiar zwolnić się z łaciny by pójść do kina, ale na szczęście obyło się bez takich krwawych ofiar.
Podobnie jest z tym rozdziałem. To znaczy, nie chodzi o to, że również musiałabym się zwalniać z lekcji aby go napisać, ale po prostu w zanadrzu mam już inne dwa. Dlaczego jednak się na niego zdecydowałam?
No nie zgadniecie. Nie, pff... wcale nie chodzi o Oscary, skądże...
No dobra, macie mnie.
"Co w duszy gra" podobnie jak "Ralph Demolka w Internecie" miało swoją polską premierę z "delikatnym" opóźnieniem, niemniej zalicza się jeszcze do produkcji [przeklęto] zeszłorocznych. Co tutaj dużo mówić - 2020 chociaż nie był może najszczęśliwszym w historii, to na pewno obfitującym w naprawdę znakomite animacje, a dzisiejszy film jest tego idealnym przykładem.
"Co w duszy gra" opowiada o zmęczonym życiem, aczkolwiek pełnym nadziei nauczycielu muzyki o imieniu Joe, który pewnego dnia dostaje życiową szansę zagrania w jednym z nowojorskich jazzbandów. Niestety tuż przed spełnieniem swojego marzenia, niespodziewanie (w dość zabawny sposób, ale nie chcę wam za wiele spojlerować) umiera.
I od tego momentu zaczyna się filozoficzna karuzela.
W obecnych czasach coraz bardziej można zauważyć, że na cokolwiek związanego z popkulturą się nie zwróci uwagi, coraz ciężej znaleźć naprawdę głębokie i wartościowe dzieła. Często gęsto, morały bywają bardzo nieudolnie wplecione, czy to poprzez kretyńską propagandę, albo ich całkowity brak.
W przypadku "Co w duszy gra" jednak, sytuacja ma się całkiem inaczej. Nie oczekujcie po nim nie wiadomo jak udziwnionej, nieprzewidywalnej i porywającej fabuły. Mimo, że sama historia jest dość prosta, nieco schematyczna i osobiście nie za bardzo mnie ujęła, to wpleciono w nią całkiem zgrabnie naprawdę piękny, a zarazem oczywisty jak i pomijany w rozpowszechnianiu przekaz.
Podobnie jak podane jest w tytule rozdziału (mam cichą nadzieję, że nie palnęłam tam gdzieś literówki bo ostatnio baaardzo często mi się to zdarza...) chodzi przede wszystkim o poznanie samego siebie. Film odnosi się do tego jak często nie zauważamy wpływu świata w budowaniu naszego mniemania o sobie. Nierzadko staramy się mu przypodobać, zapominając o tym kim naprawdę jesteśmy i czego pragniemy w życiu, a co gorsze - często przytłoczeni toną bodźców, nie jesteśmy w stanie tego w sobie odkryć, co wspaniale jest tutaj wypunktowane.
Powiedziałabym zatem, że "Co w duszy gra" nawet jeśli nie jest najlepszym filmem animowanym jaki kiedykolwiek powstał, to na pewno jest jednym z absolutnie najpotrzebniejszych dzisiejszemu społeczeństwu.
Odchodząc już od tych wyjątkowo ciężkich (i poważnych) rozważań, dla rozluźnienia atmosfery zapodam wam totalnie randomowego suchara wygrzebanego z odmętów internetu:
Co się dzieje, gdy zadzwoni się na 799?
Policja przyjedzie na wstecznym
^(Bardzo pasująca sytuacyjnie ilustracja)^
Wracając do tematu, przejdźmy teraz do kolejnej kwestii jaką jest tutaj animacja.
Od małego potworka jakim był wykreowany w 1988 roku "Tin Toy" minęły już 33 lata, wraz z którymi świat animacji komputerowej zdążył znacznie wyewoluować. Nie skłamię chyba kiedy pokuszę się o stwierdzenie, że obecnie to właśnie Pixar dysponuje najlepszymi możliwościami do tworzenia CGI, bo udowadniają to absolutnie w każdym filmie. O ile w przypadku "Naprzód" intensywnie zachwycałam się wodą (i potem) tak tutaj oszołomiło mnie to przepiękne mieszanie 2D z 3D oraz zbliżenie na kozetkę u lekarza.
Ja przez chwilę myślałam, że to jest autentycznie prawdziwe zdjęcie. Serio.
Na szczęście ludzie wyglądają tutaj nieco mniej wiarygodnie, co mnie osobiście bardzo odpowiada. Nie wyobrażam sobie jak bardzo przerażająco wyglądałoby pozbawienie ich tych nienaturalnych, kreskówkowych kształtów.
Oprócz tego wielką wagę należy przyłożyć do kwestii muzycznej, która tutaj także (hehe) odgrywa pierwsze skrzypce. Nawet jeśli żaden jej fragment nie wyrył mi się za bardzo w pamięci, to i tak muszę przyznać jej to, że naprawdę świetnie wkomponowuje się w całą resztę.
Już nie wspominając o tym jak bardzo kocham jazz.
Poza tym, nie wiem czy tylko u mnie w kinie tak to wyglądało, ale był to chyba pierwszy film jaki oglądałam, przed którym puszczono krótkometrażową kreskówkę, którą była "Norka". Mam cichą nadzieję, że faktycznie powróci się do tej praktyki bo uważam to za coś naprawdę świetnego.
No chyba, że leci ona przed filmem który trwa trzy/cztery godziny, to wtedy dokładanie kolejnych dziesięciu minut byłoby zwyczajnie durne.
Pomimo tego, że dzisiejszy rozdział jest stosunkowo krótki, wynika to tylko z tego, że nie chcę za zbytnio wiele szczegółów wam zdradzać. Wynika to głównie z faktu, że zwyczajnie bardzo bym chciała wam tę produkcję polecić z całego serduszka, nawet jeśli teraz będzie nieco problem z jego obejrzeniem (ach, ten kraj kwitnącej cebuli).
Krótko, zwięźle i na temat podsumowując moje małe dygresje, muszę przyznać, że trzymam mocno kciuki za to by statuetka złotego rycerza wylądowała właśnie w ręce twórców tego dzieła, przynajmniej w jednej z trzech kategorii. Śmiem twierdzić, że podobnie jak "W głowie się nie mieści" , z którym jest bardzo często porównywane, pod przykrywką zwyczajnej fantastycznej historii twórcom w bardzo przystępny sposób udało się omówić naprawdę trudne zagadnienie. Chociaż nie jest to najwspanialszy, jedyny w swoim rodzaju, nie wiadomo jak świetny film, to jedno mu trzeba przyznać - działa. Ostateczną oceną jaką mu wystawię będzie spokojne 8/10, gorąco niczym wnętrze mojego laptopa po całym dniu lekcji, wam go polecając.
Czy moja matematyka także kuleje, czy przypadkiem w najbliższym czasie nie stuknie nam rocznica? Dziękuję wam serdecznie za ten rok i liczę na równie wspaniały kolejny ;)
Trzymta się moi drodzy :D
Echerica :*
CZYTASZ
Disney według Echi
AcakOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...