44.

762 31 10
                                    

*Maraton 2/3*

- Dlaczego to zrobiłeś? - spojrzałam na niego przybita.

- Nie jesteś moderczynią. - odparł. - Wcale nie chcesz nikogo zabić. Nie chciałbym patrzeć, jak się później zadręczasz.

- On nie miał skrupułów, Andrés. - pokręciłam głową. - Zabił nasze dziecko i chciał zabić również mnie.

- Pozwól, że ja się zajmę jego sprawą. - kucnął przy mnie, gdy usiadłam na kanapie. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy.

- Skoro tak mówisz... - wzruszyłam ramionami. Mężczyzna usiadł obok mnie. Położyłam głowę na jego barku.

- Gdybym wtedy był przy tobie... - westchnął. Podniosłam głowę i patrzyłam mu prosto w oczy.

- Przestań... - dotknęłam jego policzka. Przybliżyłam się do niego i przyssałam się do jego warg. Andrés delikatnie muskał moje usta. Wsadziłam swą dłoń w jego włosy. Po chwili usiadłam na jego kolanach i objęłam jego szyję. Pogłębiłam pocałunek, pragnąc go coraz bardziej. Poczułam jego dłonie na moich biodrach. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. Stykaliśmy się ciałami. Andrés ścisnął lekko moje biodra, a ja syknęłam z bólu.

- Przepraszam. - mówił z przyspieszonym oddechem. - Może lepiej przełóżmy to na kiedy indziej. - dodał. Skinęłam głową. Położyliśmy się na kanapie. Andrés gładził lekko moje plecy. Nasze głowy praktycznie się stykały. Wbiłam swoje spojrzenie w jego oczy. Brunet uśmiechał się słodko w moją stronę. Zaczął się bawić moimi włosami.

- Nie patrz tak na mnie. - czułam, jak się rumienię. Zaśmiał się lekko.

- Jak? - uniósł brwi do góry.

- Tak, jak teraz. - mówiłam. Położyłam swą dłoń na jego boku.

- Z miłością? - rumieńce na mojej twarzy pogłębiły się. - Zawsze tak na ciebie patrzę. - pocałował mój policzek. Musnął mnie nosem w brodę. Przymrużyłam oczy i ziewnęłam lekko. Uśmiechałam się lekko pod nosem, gdy wciąż obdarowywał mnie delikatnymi pocałunkami.

- Andrés. - mruknęłam cicho, gdy zaczął całować moją skroń.

- Csii... - uciszył mnie, szeptając mi na ucho. - Jesteś zmęczona więc śpij, chyba nie robię nic złego?

- Nie, ale... - zaczęłam i poczułam, jak muska moje wargi.

- Więc w czym problem? - wyszeptał mi w usta.

- Od kiedy bawisz się w takie delikatności? - spytałam. Drżałam, gdy całował moją skórę.

- A co, nie podoba ci się? - mruknął tuż przy uchu. Całe mojego ciało pokryła gęsia skórka. Przełknęłam ślinę. - Nie musisz odpowiadać. Widzę, że ci się podoba. - przerwał na chwilę. - Kocham cię. - momentalnie otworzyłam oczy.

- Ja ciebie też. - odpowiedziałam. Złączyłam nasze czoła. Andrés splótł nasze palce. Chwilę później poczułam jego dłoń na moim boku. Zaczął mnie łaskotać, czy on nie mógł chwili posiedzieć w spokoju? Zaczęłam śmiać się w niebogłosy. Po chwili Berlin zleciał na podłogę, a ja na niego. Walnęłam go w klatkę. - Głupek. - podniosłam się i wypiłam szklankę wody. Usiadłam na kanapie. - Możesz chociaż przez chwilkę posiedzieć spokojnie? - poprosiłam. Andrés położył się obok mnie. Głowę ułożył na moich kolanach. Patrzył na mnie w milczeniu. Dotknęłam jego opatrunku. - Nairobi musiała ci nieźle przyłożyć.

- Mhm... - mruknął. Przymrużył oczy, gdy zaczęłam gładzić jego twarz. - Była wściekła i na dodatek martwiła się o ciebie. Wszystko się skumulowało. - zaśmiałam się lekko. - Hej... to nie jest śmieszne. To poważna sprawa.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz