47.

672 39 15
                                    

Zeszliśmy na dół. Stanęłam obok rannego. - Jak się trzymasz? - spytałam i gładziłam jego głowę. Powstrzymywałam łzy, które niemiłosiernie pchały się na światło dzienne.

- Nie narzekam. - mówił cichym, słabym głosem. Przeniosłam wzrok na zestresowaną Tokio.

- Niedługo się przekopiemy. - mówiłam. - Wyciągniemy cię stąd. - wysiliłam się na uśmiech.

- Nie rób sobie nadziei, Wenecja. - odparł. - Pójdę na wakacje, ale trochę inne niż wy wszyscy.

- Nie mów tak. - głos mi się załamał. - Obiecałeś, że będziesz najlepszym wujkiem dla moich dzieci. - zaśmiał się lekko.

- Denver przejmie moje zadania. - pogładził moją rękę. - Chciałbym się z nim zobaczyć. - spojrzałam prosząco na Andrésa. Ten skinął głową i poszedł po chłopaka. Międzyczasie pojawiła się również Nairobi. Pogładziła moje ramię pokrzepiająco.
Nie tak miało to wszystko wyglądać. Idealny plan Profesora nie przewidział takich sytuacji i choć nie miały łączyć nas żadne więzi, to oni wszyscy byli dla mnie rodziną.
Zauważyłam sylwetkę Denvera i Monici. Podeszli do Moskwy.

- Wytrzymaj jeszcze trochę, tato. - złapał ojca za dłoń. - Kopiemy jak szaleni. Najpierw z Wenecją, a teraz z Rio.

- Wziąłeś ze sobą kobietę do kopania? - pokręcił głową. Posłał mu karcące spojrzenie.

- Jest bardziej uparta niż ty. - wymusił uśmiech. - I tak... podziękowałem.

- Czyli jednak cię czegoś nauczyłem. - westchnął. Przeniósł na mnie swój wzrok. - Chciałem cię prosić, abyś zajęła się nim. Jest z nim tyle problemów. Znalazł się jednak ktoś inny na to miejsce. Dam ci 300 milionów jeśli zaopiekujesz się nim, Monica. - powiedział. - Troszcz się o niego. Tak, jak robiłem to ja i Wenecja, która tak wiele razy wyciągała go z opresji. - zaśmiał się lekko. - Jestem Agustín Ramos. - poczułam, jak Andrés łapie mnie za dłoń i gładzi lekko jej wierzch. - Miło było was poznać. - obejrzał się po nas. Po chwili jego wzrok padł na syna. - Kocham cię. - wyszeptał.

- Ja ciebie też, tato. - mówił drżącym głosem. - Bardzo. - Andrés odwrócił mnie w swoją stronę i przytulił mocno.

- Spokojnie. - szeptał mi na ucho. Spojrzał w moje zapłakane oczy.

- Nie mogę już na to patrzeć. - pokręciłam głową. Ledwo łapałam oddech. - Trzeba powiedzieć Profesorowi. - chwyciłam go za kombinezon, gdy Moskwa odszedł już od nas na zawsze.
Udaliśmy się z Berlinem do pokoju wspólnego i wykonaliśmy telefon do Profesora. Nie trwało to zbyt długo i nie ma się co dziwić. Andrés odłożył słuchawkę, a ja wbiłam w niego swój wzrok.

- Chcesz coś na uspokojenie? - spytał łagodnie i dotknął mojego policzka. Patrzył na mnie czule. Widać było, że niebardzo wiedział, jak się zachować.

- Nie. - pokręciłam głową. - Ale jak tak dalej pójdzie, to zamiast wyjechać z tobą na wyspy, to będą mnie musieli zamknąć w jakimś wariatkowie. - parsknęłam. - Wiele tu straciłam, Andrés. Czasem żałuje, że przystałam na tą propozycję. Nigdy nie było łatwo, ale ostatni czas to jakaś masakra.

- Nie powinienem był mieszać cię w ten napad. - westchnął i chwycił mnie za dłonie. - Chciałem mieć cię przy sobie. Myślałem, że będę potrafił o ciebie zadbać.

- Nie masz wpływu na wszystko. Przestań brać na siebie każdą moją łzę. - wysiliłam się na słaby uśmiech. - Jesteś autorem wszystkiego, co najlepsze w moim życiu. - zebrało mi się na szczerą rozmowę. - Przy nikim nie czułam i nie czuję się tak, jak przy tobie. - gładziłam kciukami wierzch jego dłoni. - Jesteś... Sprawiasz, że jestem przy tobie szczęśliwa i bezpieczna. Mimo tych ciężkich chwil potrafisz sprawić, że się uśmiechnę albo spojrzę na cokolwiek pozytywnie. - Andrés otworzył usta. Chyba chciał coś powiedzieć. Po chwili jednak je zamknął. Miałam wrażenie, że jest wzruszony i przejęty tym, co mówię. - Wiem, że bywało różnie między nami. Jesteśmy trudnymi ludźmi. Kocham cię, Andrés i chcę żeby przyszłość należała nie do mnie i nie do ciebie, ale do nas. - skończyłam i patrzyłam łagodnie w jego czarne, zaskoczone oczy, które aż błyszczały ze szczęścia.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz