.

117 7 5
                                    


Podniosła się nagle, wyrwana ze snu, oddychała spazmatycznie. Zrzuciła z siebie kołdrę i usiadła na krawędzi łóżka. Przymknęła oczy, próbując się uspokoić. Oparła łokcie o kolana i wsunęła rękę we włosy, jednocześnie opierając bolącą głowę. Uruchomiła telefon leżący obok, by sprawdzić godzinę, przeklęła pod nosem przez oślepiające światło. Była czwarta nad ranem. Westchnęła ciężko.

Nie był to pierwszy raz, kiedy budziła się w środku nocy przez koszmary, które po obudzeniu ledwo pamiętała. Czasem, jak dzisiaj, dochodził nieustający ból głowy. Wstała i z komórką w ręku wyszła z pokoju do łazienki. Obmyła twarz zimną wodą. Spojrzała na odbicie w lustrze. Czerwone, zmęczone oczy tworzyły doskonałą parę z sinymi cieniami pod nimi. W dodatku z zapadniętymi lekko policzkami i trupio bladą cerą wyglądała jak chodzące zwłoki. Tak też się czuła. Po nocnych maratonach koszmarów nie mogła zapaść ponownie w sen. Codziennie spała najdłużej może cztery godziny. Z trudem zasypiała, by potem budzić się z krzykiem, bardziej zmęczona niż wcześniej.

Wyszła z łazienki i zeszła na parter. Nalała sobie szklankę zimnej wody. Była sama w domu, jej współlokatorzy wyjechali nad morze, a ona została, bo miała parę rzeczy do załatwienia, po za tym ktoś musiał zająć się psem. A jeżeli już o psie mowa. Ściągnęła brwi, rozglądając się. Przywołała ją, jednak nie przyszła. Połknęła szybko tabletkę przeciwbólową i poszła poszukać zwierzaka. Nie znajdując jej w domu, wyszła na taras.

Wytężyła wzrok, jednak na zewnątrz było za ciemno, by mogła coś dostrzec. Zagwizdała. Nadal nic. Wykrzywiła twarz w grymasie. Chciała wrócić do środka, jednak w połowie kroku zatrzymała się niezdolna do dalszego ruchu. Poczuła chłodny podmuch wiatru na karku, a może to nie był wiatr?

Dreszcz natychmiast powędrował w dół kręgosłupa. Serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej, czując czyjąś obecność, a ona możliwe, że zapomniała jak się oddycha. Nagle usłyszała szczeknięcie z przodu domu. To ją wyrwało z transu. Natychmiast obejrzała się za siebie - nic.

Nadal panowały tam ciemności, a ona nikogo tam nie widziała, ani nie słyszała. Pokiwała głową i potarła dłońmi twarz. "Naprawdę muszę się przespać, bo zaczynam wariować" - pomyślała, wchodząc do środka.

Popędziła do drzwi wejściowych i otworzyła je, wyglądając. Za ogrodzeniem, pod lampą zauważyła niedużego, rudego psa, machającego szczęśliwie ogonem. Zawołała ją po imieniu, jednak ona zamiast przyjść usiadła, ogłaszając wszem i wobec, że nie ma zamiaru się ruszyć. Dziewczyna głośno westchnęła, ubrała buty i wyszła na dwór. Brama i furtka były zamknięte. Jak ona mogła się wydostać? Zanim mogła dostać się do zwierzaka, ta uciekła w głąb drogi. W głąb drogi gdzie już lamp nie było.

Zacisnęła zęby.

Cholera jasna.

Nie mogła pozwolić, by temu wrednemu psisku coś się stało. Spojrzała na niebo, powoli robiło się jaśniej, dobrze. Niedługo będzie świt, więc nie ma czego się bać. Zaraz będzie widno. Z małą dawką odwagi ruszyła przed siebie, mając nadzieję, że ten kundel daleko nie uciekł. Oczywiście chwilowa pewność siebie wyparowała przy najmniejszym szmerze nieznanego pochodzenia. Rozglądała się dookoła, podskakując i klnąc co kilka sekund przez najcichsze dźwięki. Od kiedy ma taki dobry słuch? Co ją do tego podkusiło? Szwendanie się na skraju lasu po ciemku to nie był dobry pomysł, to nigdy nie jest dobry pomysł. Modliła się, by znaleźć tego wrednego psa i uciec w popłochu do domu, zamknąć się na cztery spusty i nigdy już nie wyjść z łóżka.

Nagle stanęła jak wryta. Mogła przysiąść, że coś przebiegło przed nią. Na pewno coś niemiłego. I znowu, z tyłu, odwróciła się na pięcie. Tym razem usłyszała to z boku. Krążyło wokół niej. Rozglądała się w panice.

just a dreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz