- Jakie to jest nudne.
- Ciesz się, że mój ojciec cię nie słyszy, a ja ci to wybaczam.
Jak wcześniej wspominałam, na molo wiał dość ostry, a przede wszystkim zimny wiatr i mimo, że Jon jest naprawdę dobrym ogrzewaniem, to oboje w końcu wymiękliśmy i czar chwili prysł. Trafnie zauważyłam, że to nie są Włochy w środku sierpnia, tylko New Jersey pod koniec stycznia.
Nie chcieliśmy się jednak jeszcze rozdzielać, więc poprosiłam moją miłość, żeby pojechał do mojego mieszkania i obejrzał ze mną finał snookerowego turnieju Masters, a ten zgodził się bez żadnych pytań (w końcu przegrał zakład). Nie byłam co prawda pewna, czy przypadkiem się on nie skończył, ale na całe szczęście udało mi się zdążyć na prawdopodobnie jedne z ostatnich frame'ów.
I w ten oto sposób leżymy we dwójkę, rozwaleni po obu stronach kanapy, ale na tyle blisko siebie, że trzymamy się za ręce.
Mój ojciec z kolei, który oglądał mecz w zasadzie od początku, teraz przychodzi raczej sporadycznie. Kiedy już jednak jest w salonie, zaczynamy dyskutować na temat źle zrobionego rozbicia, czy jeszcze gorzej granych odstawnych.
- Strasznie niski poziom tego finału - mówię w końcu - Żadnych setek, żadnych fajerwerków.
- W ogóle, poziom całego turnieju jest dramatyczny - stwierdza tata, swoim charakterystycznym, krytycznym tonem - Właściwie to nawet nie ma co oglądać - dodaje i znowu wychodzi z salonu, pewnie w stronę łazienki.
Nie wiem, jak się czuje z tym wszystkim mój facet, bo on nawet nie wie, co się dzieje na ekranie. Z własnej decyzji, bo zawsze mógł siedzieć teraz w domu, gdyż wcześniej się go o to zapytałam. Jednak wciąż odczuwam lekkie wyrzuty sumienia.
- Na pewno nie chcesz wrócić do domu? - pytam, bo słyszę, jak cicho ziewa.
- A czemu? Nudzisz się ze mną? - odpowiada na pytanie pytaniem i podnosi się, zmierzając w moją stronę.
- No właśnie chyba jest na odwrót - zaczynam bardziej skupiać się na blondynie, niż na tym, że Terry Griffiths wbija właśnie breake'a na odrobienie straty, aczkolwiek dalej jest ona ogromna i mecz jest raczej przesądzony.
- Aj tam, w przerwach jest ciekawiej - szczerzy się i zawisa nade mną - Ale teraz też nie narzekam.
Unoszę kąciki ust, po czym podnoszę ręce w jego stronę i obejmuje go, wtulając do siebie. Jon biernie przyjmuje moje czyny i zbliża się w moją stronę. Kładzie głowę na moim ramieniu i trąca nosem moją szyję. Cicho chichoczę, bo mam w tym miejscu dość spore łaskotki. Przechylam jego głowę i nachylam się w jego stronę. Muskam jego wargi i przymykam oczy, a ten po chwili odrywa się, gramoli się obok i kładzie się za mną. Chwyta mnie za dłoń, a drugą ręką obejmuje mnie w pasie. Kanapa nie jest zbyt szeroka, więc musimy być naprawdę blisko, żeby nie spaść.
Frame właśnie się skończył, więc chwilowo nie skupiam się na telewizorze i odwracam się w stronę mojego faceta. Uśmiechamy się do siebie i patrzymy w oczy.
- Dlatego wolę przerwy od tych facetów, co uderzają w kulki - mówi w pewnej chwili.
- To są bile, głuptasie - odpowiadam, a Jon wywraca oczami - Zaraz będzie ostatni frame, a potem...
- To samo mówiłaś rundę temu - mówi jak rasowy, naburmuszony przedszkolak, ale po tym na jego twarz napływa seksowny uśmiech - A potem, co?
- Co ty zechcesz. Możesz nawet wrócić do domu.
- Wolałbym zrobić coś innego. Na przykład to - przybliża się do mnie jeszcze bardziej i całuje. Nie jest to może wygodna pozycja, ale z Jonem mogłabym spędzać czas nawet w toalecie na pokładzie samolotu.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...