- O matko. Naprawdę tak zareagował? - zapytałam, ściskając telefon między ramieniem a uchem, starając się, żeby nie wpadł do zlewu, w którym właśnie myłam naczynia. Spotkaliśmy się dopiero wczoraj, ale Shaker postanowił zadzwonić i opowiedzieć mi co się wydarzyło naczynia. Akurat oboje mieliśmy wolną chwilę - ja sprzątałam dom przed spotkaniem, a on gotował obiad - więc postanowiliśmy umilić sobie obowiązki z swoim towarzystwem. - Przepraszam. Powinnam się domyślić, że nie możesz pisać podczas spotkania.
Nie widziałam Shakera, ale mogłabym przysiąc, że przewrócił oczami.
- Daj spokój. Przecież to ja napisałem. Zresztą nic się nie stało. Trener może czasem świruje, ale jest dla mnie jak ojciec.
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
- Czyli mam rozumieć, że obsadzenie cię w kadrze to nepotyzm?
- Jeśli to słówko oznacza to co myślę, to powiem ci tylko, żebyś się wypchała.
- Mam nadzieję, że wiesz, bo jeśli twoja wiedza nie wykracza poza gimnazjum, to umawianie się z tobą zalatuje pedofilią.
Shaker zamilkł na chwilę.
- Umawianie się?
Zaklęłam w duchu.
- Ja, uhm.. Miałam na myśli-
- Ładnie to brzmi - usłyszałam w słuchawce, a ja odetchnęłam z ulgą. - Ale chyba żeby można to było tak nazywać, musiałbym cię gdzieś zabrać, więc..
- Skup się na razie na meczu - przerwałam mu ze śmiechem, dolewając więcej płynu do mycia naczyń o zapachu cytryny. - A potem, kto wie.. Oczywiście, o ile wygrasz.
- Strasznie jednostronny ten układ - uznał. - Ale powiedzmy, że przystaje na warunki. A co do meczu.. rozumiem, że przyjdziesz?
- Jak dostanę specjalne zaproszenie w pozłacanej kopercie to się zastanowię. Zapytaj Northa czy znowu mi odda swoje.
- Nie wspominaj mi o tym pajacu, bo wzbudzasz we mnie chęć mordu. Co do zaproszenia, to myślę, że byłbym w stanie odstąpić ci moje.
- Całkiem kuszące - odparłam. - Ale tak serio: jeśli oczywiście chcesz, żebym przyszła to specjalnie zaplanowałam sobie wolną sobotę, więc godzina osiemnasta stawię się na stadionie.
Shaker zamilkł na chwilę, więc słyszałam przez chwilę tylko trzaski połączenia.
- Ee, to wspaniale, ale finał jest w piątek.
Kubek wypadł mi z ręki odbijając się o metalowe dno zlewu.
- Piątek?
- Taki dzień po czwartku.
- Uważaj, bo pęknę - odburknęłam, ale w moim głosie zaczęła pobrzmiewać lekka panika. Wytarłam ręcę i zaczęłam kartkować kalendarz zawieszony na lodówce. - Przecież.. Byłam pewna - oczywiście, jak wół, wokół piątku stało wielkie czerwonie kółko z podpisem MECZ. Ślepota chyba mi się udziela.
- Halo? Co się dzieje? - dopytywał się Shaker, a ja westchnęłam ze zrezygnowaniem.
- W piątek mam strasznie ważny egzamin - wydusiłam. - Ostatni termin, nie do przełożenia. O osiemnastej.
Cisza.
- Tak mi głupio...
- Hej, no co ty! - powiedział Shaker, chociaż wydawało mi się, że usłyszałam nieco smutną nutę w jego głosie. - Nic się nie stało. Opowiem, ci wszystko po meczu. Przynajmniej będziesz się się nudziła tylko pięć minut, a nie półtorej godziny - roześmiał się nerwowo, ale ja wciąż nie byłam przekonana.
CZYTASZ
płacząca wierzba || supa strikas
FanfictionNie opis, a raczej wstęp (bo opis byłby dokładnie taki sam jak w kazdym innym romansie lolz): pisze ten zjebany opis 5 raz, bo za kazdym razem sie usuwa, a musze cos napisać zebym mogla opublikowac ta pereleczke w skrocie: ksiazka ta nie bedzie sie...