49.

716 35 25
                                    

- Zabiłam ich. - spojrzałam w stronę rannych. - Tam mógł być mój przyrodni brat. - dodałam, po czym zaczęłam kaszleć krwią.

- Potrzebujemy pomocy! - Andrés krzyknął do słuchawki. Podniósł mnie delikatnie. - Tylko się chroniliśmy. - mówił do mnie łagodniej. Jak przez mgłę widziałam jego zestresowaną twarz. - Obejmij mnie. - przytuliłam się do jego szyi. - Sergio, wracamy. Potrzebujemy lekarza! Natychmiast! - krzyczał spanikowany. Uciskał moją ranę. Udało nam się wejść do tunelu. - Clara, mów do mnie. - poprosił nerwowo.

- Brzuch mnie boli. - parsknęłam i kaszlnęłam

- Zaraz będziemy. - przyspieszył kroku. - Wszystko będzie w porządku. - położyłam jedną ze swoich dłoni na jego. Uciskaliśmy moją ranę.

- Wyjdzie na to, że to ty będziesz wdowcem. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Chociaż przeniesiesz mnie przez próg tunelu.

- Clara... - przełknął ślinę. Byliśmy prawie na końcu tunelu. - Nie zostawisz mnie przecież. - mówił zestresowany. - Prawda? Nie zostawisz?

- A będziesz mi codzienne robił śniadania? - chciałam trochę rozładować atmosferę.

- I kolacje. - dodał z przejęciem.

- No to zastanowię się. - przygryzłam policzki, aby nie krzyczeć z bólu. Byliśmy na końcu tunelu.

- Pomóżcie nam. - Berlin krzyknął. - Ona zaraz się wykrwawi. Nawet nie wiem ile kulek dostała. - mówił, gdy Helsinki pomógł mi wyjść z tunelu.  - Gdzie lekarz?

- Dopiero w drugim hangarze. - wytłumaczył Profesor. Andrés złapał się za głowę. Podszedł do mnie. Pomógł wejść mi na tył ciężarówki.

- Profesorze. Zabiłam ich. - wyszeptałam ze łzami w oczach. - Zawiodłam cię.

- Clara, nie myśl teraz o tym. Musimy jechać. - czarnooki również wdrapał się do ciężarówki. Usiadł za moimi plecami. Leżałam oparta o jego klatkę. Było trochę ciasno przez przez pieniądze, ale trudno. Poczułam dłoń Andrésa na mojej ranie. Helsi zdążył podać mi znieczulenie. Po chwili ruszyliśmy. - Wytrzymaj jeszcze trochę. - przetarł pot z czoła. Było słychać załamanie w jego głosie.

- Chciałabym cię widzieć, Andrés. - poprosiłam. Mężczyzna zmienił pozycję. Kucnął przede mną, wciąż uciskając krwawiące miejsce. - Od razu lepiej. - przymrużyłam oczy i przełknęłam ślinę.

- Nie zamykaj oczu. - poprosił. Dotknął mojego policzka. - Chyba nie jestem aż taki obrzydliwy, co? - próbował udawać, że nie jest najgorzej.

- Jesteś najcudowniejszy na świecie. - chciałam podnieść się do niego, ale nie dałam rady. - Przysuń się trochę. - poprosiłam. - Kocham cię, najdroższy. - mówiłam z przejęciem. Dotknęłam delikatnie jego zeschniętych warg. Andrés chyba zrozumiał i pocałował mnie delikatnie.

- Ja ciebie też. - odparł. - Sergio? Daleko jeszcze? - odezwał się do słuchawki i patrzył na krwawiące rany. - Przyspieszcie! - krzyknął.

- A chciałam mieć z tobą gromadkę dzieci. - westchnęłam i poprawiłam się trochę.

- Będziemy mieć. - mówił zdesperowany. Zaczął gładzić mój policzek. - Wyzdrowiejesz, a ja wezmę się do roboty. - zaśmiałam się lekko. Złapałam go za rękę.

- Może kiedyś będziesz miał. - czułam się coraz gorzej. Nie bałam się śmierci. Bałam się o niego.

- Clara, nie mów tak. - złączył nasze czoła. - Nie dam ci odejść. - milczał przez chwilę. - Sergio to nie jest szkolna wycieczka! Przyspieszcie!- warknął. - Nie możesz mnie opuścić. - zwrócił się do mnie łagodniej. - Wiem, że kawał ze mnie skurwysyna, ale kocham cię. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Zmienię się na lepsze, ale proszę, wytrzymaj jeszcze troszkę. Jesteś najsilniejszą kobietą na świecie, kochanie. Jesteś moim tlenem. Umrę bez ciebie. - mówił nie zwracając uwagi na nic innego. Musnął nosem mój policzek. Poczułam, jak coś mokrego skapnęło na mój policzek. Nie widziałam jego oczu, ale...

- Andrés... - dotknęłam jego twarzy. - Ty... ty płaczesz? - przetarłam jego policzek.

- To wszystko przeze mnie... Proszę nie zostawiaj mnie. - mówił spanikowany.

- Wytrzymam. - zadeklarowałam, choć nie byłam pewna swoich słów. Chciałam się podnieść, żeby go pocałować, ale ból był nie do zniesienia.

- Nie ruszaj się. - poprosił. Sam pochylił się nade mną i przyssał się do moich warg. - Tak bardzo cię kocham. - przytulił mnie do siebie. Zerknęłam na nasze pieniądze. Coś jednak szczególnie przykuło moją uwagę.

- Andrés... - przełknęłam ślinę. Byłam przerażona, ale zarazem szczęśliwa. - Co tu robi mój brat. - wskazałam palcem na postać Alejandro. Czarnowłosy odwrócił się.

- Nikogo tu nie ma. - zmarszczył czoło. - Clara... - wciąż patrzyłam w postać brata.

- Alejandro. Chodź tutaj. - wyciągnęłam dłoń do niego. - Chcę cię z kimś zapoznać. Zawsze mówiłeś, że zasługuje na księcia z bajki i... - Andrés nakierował moją głowę tak, że patrzyłam na niego.

- Clara. - mówił zaniepokojony. - Nikogo tu nie ma. Jesteśmy sami. Tylko ja i ty. - przytulił mnie do siebie. - Sergio?! - milczał przez chwilę. Czułam, że pojazd zwalnia. - Kochanie, nie zamykaj oczu. Już jesteśmy. - drzwi ciężarówki otworzyły się.

- Andrés, gdyby coś... - nabrałam powietrza. - Kocham cię. Bądź szczęśliwy. - wyszeptałam. Przetarł on swoje zaczerwienione oczy. - Pocałuj mnie. - Andrés pocałował mnie z pasją tak, że moje serce zabiło szybciej. Po chwili lekarze położyli mnie na jakimś stole. Patrzyłam w postać mojego kochanka, który szarpał się z Profesorem, krzycząc, że chce zostać ze mną. Zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność.

* Andrés *

Popchnąłem Profesora, który próbował mnie zatrzymać.

- Nie wiem czy ona przeżyje. Muszę tam być! - krzyczałem. Nic innego się teraz nie liczyło. Pojawiła się przy nas Nairobi.

- Nic tam nie zdziałasz, Berlin... - położyła swe dłonie na moich ramionach. - W niczym nie pomożesz. Będziesz przeszkadzał. - tłumaczyła mi.

- Akurat wy będziecie mi tłumaczyć, co jest dobre! - wściekle na nich patrzyłem. Chwyciłem po paczkę papierosów i stanąłem za hangarem. Usiadłem, opierając się o niego. Wpakowałem sobie papierosa do ust i odpaliłem go. Byłem cały w krwi Clary. To ja ją naraziłem i to ja powinieniem być na jej miejscu. Przetarłem twarz dłonią. Uderzyłem głową o ścianę. Nairobi podeszła do mnie i usiadła obok. - Daj mi spokój. - warknąłem, choć mój ton był już łagodniejszy. Kobieta chciała chwycić za mój papieros, ale odsunąłem dłoń. Tylko jedna osoba miała na to pozwolenie. Rzuciłem więc paczkę w jej stronę.

- To silna kobieta. - odezwała się w pewnym momencie. - Poza tym tak szybko by cię nie zostawiła. Postawi się śmierci, żeby być z tobą. - spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie pocieszająco, choć oczy miała zapłakane.

- Jeśli ona... - nie mogłem tego powiedzieć. Z twardego, egoistycznego sukinsyna stałem się kruchym szkłem. - Powybijam całą policję w Hiszpanii.

- Pomogę ci. - zadeklarowała pewnie. - Wenecja jest dla mnie jak siostra.

- Ta... zdążyłem coś zauważyć. - zgasiłem papierosa. Podszedł do nas Profesor.

- Andrés, przepraszam. - zaczął nerwowo. - Nie przewidziałem tego. Nie chciałem żeby komukolwiek coś się stało. - wstałem i przytuliłem go. - I chcę żebyś był szczęśliwy. Jesteś moją jedyną rodziną. Zależy mi na tobie i twoim szczęściu. - kontynuował. - Będę świadkiem na waszym ślubie. - dodał. Zaśmiałem się lekko. Poklepałem go po plecach.

- Jeśli w ogóle się uda... - powiedziałem. Położyłem dłonie na jego ramionach.

- Uda się. - wyszeptał przez łzy. - Przecież ty mi zawsze mówiłeś, że miłość przetrwa wszystko.

- Mówiłem o miłości nic o niej nie wiedząc. Dopiero przy Clarze to wszystko zrozumiałem. - uśmiechnąłem się do niego i poklepałem go po policzku. Usiedliśmy wszyscy w ciężarówce i czekaliśmy.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz