Rozdział 3.

124 21 3
                                    

  Prudencja zwolniła krok dopiero, kiedy była już daleko od szkoły. Kopnęła kamyk leżący na chodniku i zeklęła pod nosem. Była zła na samą siebie. Nie chciała tak zaczynać nowego semestru. Obiecywała sobie, że skończy z takim zachowaniem. Nie mogła jednak tego zmienić. Taka już była: opryskliwa, denerwująca i wyjątkowo pyskata.

  Dziewięć miesięcy temu, kiedy zmarła jej mama, cały świat zwalił jej się na głowę. Miała zostać ze swoim ojcem, który traktował ją jak powietrze. Kiedyś było inaczej. Kochał ją i jej matkę. Spędzali wspólnie mnóstwo czasu. Aż do choroby żony. Kiedy zachorowała na raka, zmienił się diametralnie. Bał się, ze ją straci, a jednocześnie sam się oddalał. Prudencja wiedziała, ze ma kochankę. Była to Margaret, która teraz na nieszczęście dziewczyny mieszka z nimi razem ze swoją córką Edith. Była o 3 lata młodsza i strasznie nieznośna, nienawidziły się jak najgorsi wrogowie,

  Prudencja była już pod domem. Otworzyła furtkę i wygrzebała z kieszeni klucz. Po wejsciu nie oznajmiła swojego przybycia, bo kogo by to obchodziło? Zdjęła kurtkę i, nie zeracając uwagi na Margaret rozmawiajacą przez telefon, pobiegla do swojego pokoju. Usiadła na skraju łóżka i złapała się rękami za głowę, która zaczynała ją boleć. Musiała coś zjeść. Przebrała się w stare ciemne jeansy i spraną koszulkę. Weszła do kuchni i zabrała się za przyrządzanie spaghetti z pomidorowym sosem wegetariańskim.

-Czy możesz przestać zachowywać się tak głośno? - spytała w końcu Margaret odkładając telefon.

-Nie wydaje mi się - odparła bardzo w swoim stylu dziewczyna.

-No to może chociaż ugotujesz coś dla mnie i Edith?

-Jak jesteś głodna, to może znajdziesz coś w śmietniku.

  Kobieta spojrzała na nią spore łba i mruknęła tylko:

-Beznadziejny przypadek - i wyszła z kuchni.

  Prudencja zwinnie poruszała się po pomieszczeniu. Uwielbiała gotować, ale tylko dla siebie. Pichciła pod swoje gusta, miała idealnie dopracowaną technikę gotowania dla zadowolenia siebie. I zawsze się bała, ze komuś innemu nie smakowałyby jej dania. A tego by nie zniosła.

  Zadzwoniła jej komórka.

-Słucham?

-Cześć, mała - przywitał się z nią jej przyjaciel z zespołu, Matthew.

-No wreszcie! Już myślałam, że nigdy nie zadzwonisz - odpowiedziała z entuzjazmem dziewczyna.

-Jak tam pierwszy dzień w szkole, Yoko? Coś się zmieniło? Może zaczęłaś się ubierać na różowo i mówić nauczycielom 'dzień dobry'?

-Aż tak dawno się nie widzieliśmy - zaśmiała się.

-Tylko mi nie mów, że się z kimś pokłóciłas!

-Okey, nie powiem.

-Ale to zrobiłas, prawda? Yoko, przecież o tym rozmawialiśmy. Jesteś jak małe dziecko.

-To nie przeze mnie! Znów Smelly się czepiał. Że niby zeszłym razem tylko ja zawiniłam. Przecież wiesz jaki on jest. A poza tym, to mam w klasie jakichś dwóch nowych idiotów - zmieniła szybko temat.

-Ktoś godny uwagi?

-Raczej cię nie zainteresują - odparła, mieszając sos.

-A może ciebie by zainteresowali? - zapytał Matthew kokieteryjnym tonem.

-Daj spokój, przecież wiesz, jaka jestem...

-No tak, nie podoba ci się żaden facet. Oprócz mnie, oczywiście.

-Nie pochlebiaj sobie, aż tak wybredna nie jestem.

-No to bierz się za któregoś. Albo wiesz co? Ja ci kogoś znajdę. Za jakiś czas wpadniemy do ciebie z chłopakami, urządzimy imprezę i kogoś poznasz. Dobra muzyka, trochę tańca i masa wódki.

-Ej, masz mnie za alkoholiczkę?

- Po naszym pożegnalnym spotkaniu zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać - żartował z niej.

-Nie przesadzaj, owszem, trochę wypiłam, ale ja i tak mam przecież mocną głowę.

-Mocną? - zapytał dusząc się ze śmiechu - Mocną mówisz? A kto siedział na kolanach jakigoś obcego faceta z pytaniem, czy, zacytuję, 'woli Dumbledore'a czy Snape'a?'. Wiesz, jak się za ciebie wstydzilismy? I nie chciałas go puścić, dopóki ci nie odpowiedział. A jak stwierdził, ze nie lubi Harry'ego Pottera to zwyzywałas go od mugoli.

-Bo to był mugol. A tak w ogóle, to sobie takiej sytuacji nie przypominam.

-Nie przypominasz sobie, bo byłas kompletnie pijana.

-Wyolbrzymiasz fakty, Mat. I muszę kończyć, bo muszę makaron odcedzić.

-Tylko się nie obrażaj!

-Jasne, jasne - odparła od niechcenia.

- To trzymaj się, Yoko. Kochamy cię i tęsknimy,

-Ja też tęsknię, kotek. Przyjeżdzajcie szybko, bo mam ochotę na koncert z wami.

-Da się załatwić. Nara! - pożegnał sie Matthew.

  Prudencja wróciła do gotowania i przez resztę dnia myślała o rozmowie z Matthew.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz