Rozdział 7.

90 21 1
                                    

  Niedziela minęła Prudencji nadzwyczaj szybko. W ciągu tego dnia zdążyła pokłócić ojcem o upiększenie swojego pokoju napisem na ścianie. Kiedy nadszedł poniedziałek, dziewczyna niechętnie pojechała do szkoły. Dopiero w drodze przypomniała sobie, że nie odrobiła pracy domowej z biologii. Miała nadzieję, że uda jej się ją napisać do piątej godziny. Prudencja przybyła do klasy literatury angielskiej i usiadła na swoje zwykłe miejsce obok Stanleya. Nie odzywając się do niego, wyjęła z plecaka książki. Dyskretnie podziwiała mięśnie siedzącego obok chłopaka, które uwydatniała cienka koszulka pod czarną bluzą. Kiedy poczuła, ze Stanley odwraca głowę, szybko pokierowała wzrok na tablicę. Lekcje mijały spokojnie. Tylko wchodząc na biologię niechcąco uderzyła Lizzy ramieniem. Akurat tym razem nie zrobiła tego celowo.

-Uważaj jak chodzisz, kretynko - warknęła Lizzy.

-Odpierdol się - rzuciła w odpowiedzi Prudencja.

  Nagle za jej plecami ktoś ze świstem wypuścił z ust powietrze. Rozległ się głos:

-Cóż to za słownictwo?

  Dziewczyna odwróciła się i ku jej przerażeniu ujrzała za sobą wychowawcę, pana Smelly.

-Wymknęło mi się - odparła z kpiną.

-Żeby mi to był ostatni raz, kiedy słyszę z Twoich ust takie słowa.

-Tak jest, panie profesorze - zasalutowała mu przysuwajac dwa palce do wyimaginowanego daszka czapki.

  Osiemnastolatka już chciała skierowac się na swoje miejsce, kiedy profesor Smelly zatrzymał ją.

- Niestety profesor Addams jest nieobecny, więc biologii nie będziecie mieli. Idziemy wszyscy do biblioteki.

  Klasa powędrowała na wyższe piętro, gdzie znajdowała się ogromna szkolna biblioteka. Było tam kilkanaście równych rzędów szafek z książkami, pokrytych warstwą kurzu. Łatwo się było tam zgubić. Każdy znalazł sobie gdzieś miejsce, by móc jak najwygodniej przetrwać kolejne 45 minut. Prudencja zauważyła na miejscu jeszcze jedną, równoległą klasę. Widocznie również nie mieli swojego nauczyciela. Dziewczyna nie miała nic do roboty, więc postanowiła się przejść między regałami. W bibliotece panował półmrok. Prudencja mijała właśnie kolejne rzędy etażerek, kiedy usłyszała dość wyjątkowy mlaszcząco- ssący odgłos. Chciała zawrócić, bo wiedziała co tam spotka. Pewnie jakaś para się oblapiała. 'Serio? - pomyślała- To już nie ma ustronniejszych miejsc?' Mimo obrzydzenia poszła dalej. Już miala minąć stłoczoną w namiętnym uścisku parę, kiedy ta odskoczyła od siebie nagle.

-Eee, sorry - rzuciła Prudencja, ale wtedy zobaczyła coś bardzo dziwnego.

  Przerażone twarze patrzyły na nią w zdumieniu. Obie były twarzami chłopców. A jedna z nich należała do...

-Brian? - popatrzyła zdziwiona na stojącego z prawej chłopaka.

-Prudencjo - odezwał się błagalnym tonem - nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Proszę, jak mój ojciec się o tym dowie, to będę miał w domu piekło.

-Okay, to nie moja sprawa - i ruszyła dalej. Poczuła jednak na ręku lekki uścisk czyjejś dłoni.

-Słuchaj, naprawdę nie możesz o tym nikomu wspomnieć - powiedział drugi chłopak. Poznała go. Chodził do równoległej klasy, ale nie wiedziała, jak miał na imię.

-Rozumiem, nie powiem. Jesteście gejami. Wow, co w tym strasznego? Nie mieszam się w wasze interesy.

  Przerażenie na ich twarzach odrobinę zelżało.

-To my lepiej już wrócimy do reszty - oznajmił Brian.

  Prudencja także ruszyła przed siebie. Chłopcy szli po jej prawej stronie.

-Tak w ogóle to jestem Miles.

-Miło mi, Prudencja - podała mu rękę.

-No tak, wiem. Wszyscy w tej szkole cię kojarzą.

-Serio? - spytała zaskoczona. - Niby dlaczego mieli by mnie kojarzyć?

- Przecież to ty w zeszłym roku zrobiłaś krwawą miazgę z nosa jakiegoś gościa, prawda?

-Zrobilas to? - odezwał się zaskoczony Brian.

- No tak, ale co w tym takiego fascynującego?

  Prudencja spojrzała na Milesa. Miał krótkie ciemne włosy ze stylową grzywką, niebieskie oczy i odstające, ale urocze uszy. Wyglądał na miłą i spokojną osobę. Dziewczyna zauważyła też, że przy nim Brian jest zupełnie innym człowiekiem.

- Jesteś dziewczyną i potrafisz się bić. Jesteś ładna i tajemnicza, dobrze grasz w siatkę i podobno masz swój zespół. Każdy wie o tobie chociaż tyle.

  Prudencja zaczerwieniła się i tylko wzruszyła ramionami. Cała trójka była już prawie przy reszcie uczniów, ale postanowili usiąść na małej kanapie w czytelni.

-Wiesz Brian, muszę cię chyba przeprosić - powiedziała Prudencja.

-Mnie? A niby za co?

-No wiesz, za to, że tak na ciebie naskoczyłam jakiś czas temu.

- Przestań, należało mi się. Czasem trajkoczę jak najęty - zaśmiał się.

-I w życiu bym nie pomyślała, że jesteś gejem.

-Dlaczego?

-Bo wyjątkowo przekonująco gapiłeś się na cycki Lizzy.

-Hej - obruszył się Miles. - Serio to zrobiłes?

-Wcale nie! - zaśmiał się Brian. - Stwarzałem pozory.

  Cała trójka wybuchła śmiechem. Prudencja już zapomniała, jak miło można z kimś porozmawiać bez skakania sobie do gardeł. Gawędzili razem jeszcze chwilę, kiedy zadzwonił dzwonek. Dziewczyna razem z Brianem miała już w planie tylko WF, więc przy schodach w dół trójka się rozdzieliła.

  Po lekcji Prudencja i Brian wyszli wspólnie ze szkoły. Zmierzali w przeciwnych kierunkach, więc pożegnali się.

-I jeszcze raz ci dziękuję, Prudencjo. Za to, że nie chcesz o tym nikomu powiedzieć.

-Nie ma sprawy. Nie wygadam się. A właśnie! Mógłbyś nie mówić do mnie 'Prudencjo'? Nie lubię swojego imienia. Wszyscy mówią do mnie po prostu Yoko.

-Okay. Niech będzie Yoko. Ale masz na prawdę świetne imię.

-Wiem, ale od jakiegoś czasu przechodzi fazę znienawidzenia siebie - usmiechnęła się. - Do jutra!

-Tak, do jutra - odpowiedział Brian, cmoknął Prudencję w policzek i odszedł.

  Obok nich przemknął zdenerwowany Stanley.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz