Rozdział 8.

85 21 0
                                    

  Wrzesień minął Prudencji wyjątkowo szybko. Nim się obejrzała, był już środek października. Londyńska pogoda dała się we znaki wraz z chłodnymi wiatrami i zacinającym deszczem. Przez ten czas dziewczyna zaprzyjaźniła się z Brianem i Milesem. Nie zdradziła nikomu ich tajemnicy i nie miała zamiaru tego robić. Sama jednak próbowała namówić chłopców, by nie wstydzili się tego, kim są. Na razie nie chcieli jednak ujawniać swojej orientacji.

  Podczas wielu pogawędek z nowymi przyjaciółmi, dziewczyna zauważyła dość dziwną rzecz. Wiedziała, że w szkole raczej nikt jej nie lubi. Była jednak zaskoczona tym, że Stanley był wobec niej wyjątkowo niemiły. Na początku był raczej obojętnie nastawiony do jej osoby. Od jakiegoś czasu żywił do niej jawną niechęć. Pewnego chłodnego dnia Prudencja, wracając ze szkoły trzymała przed sobą swój otwarty plecak. Próbowała w nim znaleźć słuchawki, jednocześnie idąc chodnikiem. Niespodziewanie poczuła czyjeś twarde ramię potrącające jej bok. Dziewczyna była tak zaskoczona, że przez przypadek wypuściła z rąk plecak, z którego wysypała się cała zawartość wprost na mokry od porannego deszczy chodnik.

-Kurwa! - zdenerwowała się. Zobaczyła, że osobą, która ją potrąciła był Stanley. Chłopak nie przejął się jej sytuacją. Co więcej, zatrzymał się, popatrzył na dziewczynę, jakby była małym niezdarnym dzieckiem i głośno parsknął.

  Prudencja pochyliła się nad swoimi rzeczami i powiedziała:

-Okropnie zabawne, idioto. I nauczyłbyś się wreszcie chodzić. Najwyższa pora.

-Strasznie mi przykro - powiedział drwiącym tonem, a na jego twarzy wykwitł kpiący uśmieszek. - Może ci pomogę?

-Pomożesz mi, jeśli się ode mnie odpierdolisz.

-Takie słownictwo nie przystoi kobiecie - powiedział, patrząc na Prudencję zbierającą swoje rzeczy.

  Stanley pochylił się i podniósł szybko zeszyt, który otworzył się na jednej ze stron. Na nieszczęście osiemnastolatki, był to zeszyt z jej wierszami. Chłopiec odkrył przeznaczenie notatnika i zaczął cytować na głos ustępy jej wierszy. Zdenerwowana Prudencja wstała i zaczęła skakać wokół niego:

-Oddawaj! Oddawaj, kretynie!

  Stanley bawił się doskonale. Uniósł rękę z zeszytem tak wysoko, że nawet Prudencja nie mogła go dosięgnąć.

-Oddam, jak ładnie poprosisz - zaśmiał się.

-O nic cię nie będę prosić! To należy do mnie. To moja własność, ty chuju!

-Nie, nie nie! Tak nie będziesz się do mnie odzywać. Teraz chyba ci nie oddam zeszytu, bo jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką.

-Dlaczego ty jesteś taki popierdolony? Oddaj mi to, do cholery!

-Poproś!

-Nigdy w życiu! - krzyknęła i uderzyła go kolanem prosto między nogi.

  Stanley jęknął z bólu i osunął się na chodnik. Zeszyt wypadł mu z rąk. Prudencja wykorzystała okazję i szybko odebrała swoją własność. Chłopak próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wydobywany się tylko niedokończone groźby.

-Ty...ty...

-Ja, kurwa! Ja! I jeśli jeszcze raz coś takiego zrobisz, to następnym razem uderzę tak, że pozbawię cię płodności - i odeszła w stronę domu.

  Następnego dnia od rana po szkole krążyły pogłoski dotyczące wczorajszych wydarzeń. Kiedy Prudencja mijała grupki uczniów, ci z zaciekawieniem się jej przyglądali, szepcząc miedzy sobą. Słyszała strzępki ich rozmów, bo nie kwapili się, by ściszyć głosu.

-Słyszeliście, co się wczoraj stało?

-Podobno uderzyła tego nowego...

-Od dawna podejrzewałem, że ona jest chora psychicznie.

  Takie pomruki towarzyszyły jej w drodze do klasy. Dziewczyna weszła do sali matematyki i przywitała się z Brianem, który od razu zaczął ją wypytywać o rzekome zajście.

-To prawda, o czym wszyscy w szkole mówią? Naprawdę go uderzyłaś?

-No tak, ale byłam serio wkurzona. I skąd wszyscy się o tym dowiedzieli? Nie sądzę, żeby Stanley się chwalił, że pobiła go dziewczyna.

-To nasze męskie ego - zaśmiał się.

  W tej chwili do klasy wszedł właśnie Stanley.

-Oho! O wilku mowa - powiedział cicho Brian.

  W klasie wiele głów odwróciło się za przechodzącym chłopakiem w celu odnalezienia jakichkolwiek oznak pobicia. Na pierwszy rzut oka nic nie wskazywało na to, żeby poprzedniego dnia ktoś go uderzył. Prudencja jednak pomyślała w duchu, że inni nie wiedzą, gdzie tych oznak szukać. Spodziewali się pewnie wielkiego ciemnofioletowego siniaka na połowę twarzy. Dziewczyna skierowała wzrok niżej i zauważyła nieco dziwny chód Stanleya. Kroki stawiał tak, by przypadkiem nie otrzeć o siebie nóg przy czym krzywił twarz w grymasie bólu. Prudencja popatrzyła z satysfakcją na chłopaka i tym razem to ona uśmiechnęła się kpiąco. Chłopak przechodząc obok niej mruknął tak cicho, żeby tylko ona mogła to usłyszeć:

-Pożałujesz.

  Prudencja wybuchła głośnym śmiechem, a wszystkie oczy skierowały się na nią. Ta jednak nie zwróciła uwagi i już do końca dnia miała tak dobry humor, że nic nie zdołało go popsuć.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz