-Wstawaj! - rozległ się zniecierpliwiony głos dochodzący z głębi pokoju. - Wstawaj, mówię! Nie mam całego dnia!
Spod kołdry wychyliła się głowa Prudencji. Przetarła twarz i sięgnęła po okulary leżące na szafce.
-O co ci chodzi, do cholery? Jest so-ooo-bota- powiedziała, ziewając. Spojrzała na zegarek i westchnęła - A do tego siódma rano. Czy ty się dobrze czujesz?
Usiadła na łóżku i popatrzyła na Edith ubraną w płaszcz i wysokie botki.
- Wyśmienicie. Mam ci tylko powiedzieć, że wyjeżdżamy na weekend. Wrócimy w poniedziałek. Ojciec zostawił ci pieniądze i masz nie puścić domu z dymem - wyrecytowała pośpiesznie.
-Na pewno tego nie zrobię, bo ciebie nie będzie w środku - odpowiedziała z sarkazmem Prudencja.
-Zabawne - uśmiechnęła się głupio. - W sumie tyle mam ci do powiedzenia, ale ojciec coś od ciebie chce. I radzę się pośpieszyć, bo zaraz wyjeżdżamy - dodała z wyższością.
Edith wyszła z pokoju stukając obcasami. Osiemnastolatka poszła boso za nią, wkładając po drodze bluzę. W krótkiej koszulce i spodenkach było jej zimno. Październikowy wiatr wdzierał się do domu przez nieszczelne okna. Prudencja zobaczyła swoje odbicie w wielkim lustrze i z przerażeniem spojrzała na swoje włosy. Postanowiła, że jeszcze dziś uda się do fryzjera.
Osiemnastolatka zeszła po schodach do kuchni. Im bliżej podchodziła, tym bardziej czuła, że ktoś jest w ich domu. Słyszała głosy dochodzące zza zamkniętych drzwi. Weszła po cichu i ujrzała swojego ojca i Margaret. Zdjęła okulary, by przetrzeć szkła rąbkiem bluzki. Prawie po omacku dotarła do stołka, na którym usiadła, wciąż wycierając okulary. Nagle jej ojciec chrząknął, jakby zawstydzony. Prudencja nie miała pojęcia o co chodzi.
-Prudencjo, czy możesz założyć okulary? - spytał nagle.
-A czy mogę wiedzieć, co ty do cholery masz do moich okularów? - powiedziała opryskliwym tonem.
Nagle odezwała się Margaret natarczywym szeptem, zbliżając się do niej.
-Załóż je w tej chwili i zachowuj się. Gdybyś nie była tak ślepa, to byś zauważyła, że nie jesteśmy sami.
Dziewczyna podniosła głowę, ale zobaczyła przed sobą tylko jakieś ciemne rozmazane kształty. Przypomniała sobie o okularach, o które toczył się spór i wreszcie założyła je na nos. Jakie było jej zdziwienie, kiedy uzmysłowiła sobie, na kogo patrzy.
-O kurwa - mruknęła cicho. - To znaczy: dzień dobry - wydukała w stronę rodziców Stanleya, siedzących przy długim stole.
Pan Carlstone patrzył z niesmakiem na Prudencję, a jego żona była wręcz oburzona. Obok nich siedział chłopiec w wieku około szesnastu lat. Wpatrywał się w długie nogi, których nie zakrywały króciutkie szorty. Prudencja zaczerwieniła się lekko. Po chwili jej twarz przybrała o wiele ciemniejszy odcień, kiedy zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie stanika. Owinęła się szczelniej bluzą, a jej ojciec pośpieszył z wyjaśnieniem.
-To jest młodszy syn państwa Carlstone'ów, Michael. Jedziemy wspólnie na weekend do Brighton. Razem z Davidem mamy ważne spotkanie w sprawie firmy w niedzielę, więc postanowiliśmy zabrać się na krótkie wczasy.
-I dlatego budzicie mnie w sobotę o siódmej? Mogłeś mi o tym powiedzieć wieczorem - powiedziała z lekkim wyrzutem Prudencja.
-Wczoraj wróciłem późno i nie miałem okazji, więc mówię ci teraz - powiedział, po czy wyjął z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki portfel. - Zostawię ci sto funtów - wręczył dziewczynie banknot - i ma ci to wystarczyć do poniedziałku. Lodówka jest pusta, więc musisz iść na zakupy. Proszę cię, żebyś pilnowała domu i nie wracała po nocy. Rozumiesz?
CZYTASZ
loneliness in paradise
RandomOsiemnastoletnia Prudencja właśnie przeprowadziła się do Londynu. Jest młodą aspołeczną rockmanką. Czy odnajdzie się w nowej szkole? Kim będzie dla niej długowłosy Stanley?