Rozdział 13.

85 15 0
                                    

Wtedy ich zobaczyła. Szło przed nią trzech chłopców, których od razu rozpoznała. Nie widzieli się już kilka tygodni, więc Prudencja cała się rozpromieniła. Pisnęła radośnie i pobiegła w ich stronę. Przytulała ich wszystkich do siebie.

-Dlaczego nie powiedzieliście mi, że przyjedziecie? - spytała.

-Bo to miała być niespodzianka, geniuszu - odpowiedział Rob.

-I chyba się udała - dodał Matthew, uśmiechając się.

-No jasne! - wykrzyknęła. - To dokąd idziemy? Ojciec pewnie już wrócił, ale mam to gdzieś. Chodźmy do mnie.

-Jesteś pewna? Będziesz mieć przez nas kłopoty - powiedział zmartwiony Dick.

-Nie będę miała żadnych kłopotów. A nawet gdyby, to trudno. Idziemy, panowie!

Chłopcy w końcu się zgodzili. Rozmawiali jeden przez drugiego. Prudencja bardzo się ucieszyła na ich widok. Spojrzała na ich znajome twarze, wiecznie podarte spodnie i starte kurtki, na długie włosy i kilkudniowy zarost. Bardzo jej ich brakowało. Brian i Miles mogli rozmawiać i uczyć się z nią godzinami, ale to nie to samo, co Mat, Rob i Dick. Razem tworzyli zespół. Nie tylko ten na scenie, ale przede wszystkim w życiu. To byli jej bracia.

Cała czwórka była już pod bramą domu dziewczyny. Przed nią zobaczyła, niestety, samochód Davida Carlstone, ojca Stanleya. Wyminęła go jednak bez większej uwagi i otworzyła drzwi. Z kuchni dobiegał gwar kilku głosów. Domyśliła się, że rodzina Stanleya przyjechała do nich od razu po powrocie z Brighton.

-Chyba masz gości, Yoko. Może wpadniemy kiedy indziej - powiedział niepewnie Matthew.

-Dajcie spokój, chodźcie.

Chłopcy poszli za Prudencją. Przez wielkie otwarte drzwi do kuchni cała czwórka zauważyła gospodarzy i gości. Mat, Rob i Dick grzecznie się ukłonili i przywitali ze wszystkimi. Jakiekolwiek by panowały stosunki miedzy Prudencją a jej ojcem, on bardzo lubił chłopaków. Znał ich bardzo długo. Mieszkali wszyscy przy tej samej ulicy w Windsor w Berkshire. Jeszcze przed kilkoma miesiącami osiemnastolatka mieszkała tam razem z ojcem i mamą. Wyprowadzili się dopiero po jej śmierci.

-Witajcie, chłopcy! - przywitał się ojciec, pan Hartfield. - Kiedy ja was ostatnio widziałem?

-No już będzie trochę tygodni - odpowiedział Dick. - Jak pan się miewa?

-Ja wyśmienicie, a co u was? Jak idą studia?

-Zdecydowanie za dużo nauki - zaśmiał się Matthew.

-Takie uroki szkoły. Chodźcie, opowiecie mi jak wam się wiedzie.

-Może kiedy indziej - powiedziała cierpko Prudencja. - Masz swoich gości, zapomniałeś? Chodźcie, chłopaki.

-No więc może innym razem, panie Hartfield - powiedział nieśmiało Rob.

Mark Hartfield wrócił do swoich gości, a dziewczyna zabrała chłopców na górę, do swojego pokoju.

-Tylko się nie przestraszcie, bo dawno nie sprzątałam. Ale w sumie to wasza wina, bo mnie nie uprzedziliście - powiedziała karcącym głosem Yoko.

-Jesteś chyba jedyną dziewczyną jaką znam, która potrafi mieć taki syf w pokoju - powiedział Dick, patrząc na rozrzucone ubrania i sterty książek, zasłaniające połowę podłogi.

-Wal się, kotek. Ostatnio nie miałam weny do sprzątania.

-Tej weny ci brakuje chyba od dłuższego czasu, sadząc po stanie twojego pokoju.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz