Rozdział 19.

78 14 0
                                    

  Prudencja drżała. Nie tyle ze strachu, co z szoku. Stała jak skamieniała, patrząc na leżącego Vincenta. Wokół jego głowy zaczęła się tworzyć coraz większa kałuża krwi.

-O kurwa - usłyszała obok siebie głos Stanleya.

-Całkowicie się zgadzam - odpowiedziała.

-Nie martw się, zaraz cos wykombinuję.

-Coś wykombinujesz? - krzyknęła roztrzęsionym głosem. - Niby jak zamierzasz coś zrobić? On nie żyje, do cholery! Zabiłam go. Jezu, ja go zabiłam!

-Nie wrzeszcz tak - zdenerwował się chłopak. - Zamknij się na moment i weź się w garść. On jeszcze żyje. Uspokój się i rozglądaj, czy nikt nie idzie - powiedział rzeczowym tonem.

-Jeśli jeszcze żyje, to musimy dzwonić na pogotowie! Też go nie lubię, ale on zaraz się wykrwawi.

  Stanley odwrócił się do Prudencji i złapał ją za ramiona, potrząsając lekko.

-Uspokój się, okay? Vincent umiera, a ty swoim zachowaniem mi nie pomagasz. Odetchnij głęboko, dobrze?

  Dziewczyna skinęla ledwie zauważalnie głową. Stan przykucnął obok rannego Vincenta. Robił to, co zawsze. Skupił się na życiowej energii. Musiał jej oddać wyjątkowo dużo, by Vincent nie umarł. Zamknął oczy. Siedział tak kilka minut, aż wreszcie poczuł delikatny ruch pod swoimi dłońmi. Tak! Na to czekał.

  Prudencja z nieskrywaną ciekawością patrzyła na dwóch chłopaków. A więc jednak miała rację. Stanley potrafił uzdrawiać. Po pewnym czasie zauważyła, ze zabiera ręce z ciała Vincenta, którego powieki drgnęły, by w końcu się otworzyć.

Vincent

  

-Hej, co jest? Dlaczego ja leżę na ziemi? I dlaczego boli mnie głowa? No i kim wy, do cholery, jesteście? - spytałem, wiedząc dwójkę osób, pochyloną nade mną.

-Jak się czujesz? Wszystko okay? - spytała dziewczyna, która bacznie mi się przyglądała.

-Tak! Okay! Ale co tu się działo? Co wy mi zrobiliście?

  To przestawało być śmieszne. Próbowałem wstać. Zauważyłem, że wokół mnie jest mnóstwo krwi. I to najprawdopodobniej mojej krwi! Wstałem i popatrzyłem na tą dwójkę. Chłopak wyglądał znajomo. Ale co on tu robił?

-To ty, Stanley? Skąd..ja... Wyjaśni mi ktoś, co tu się, kurwa, dzieje?

-Oczywiscie, że to ja! A niby kogo się spodziewałeś? Przewróciłeś się i rozbiłeś sobie głowę. Lepiej już chodźmy, bo rodzice czekają. 

-Jacy rodzice? I kim jest ta dziewczyna?

-Nie poznajesz mnie? - spytała głębokim głosem.

  Była wysoka i zgrabna. Miała ponętne biodra i dekolt, odsłaniający kawałek piersi. Kiedy mówiła, dostrzegłem aparat na dolnej szczęce i wydawało mi się, że zauważyłem kolczyk na jej języku. Miała okrągłe okulary i zdezorientowany wzrok.

-A skąd miałbym cię znać?

-No wiesz, od kilku tygodni chodzimy do jednej klasy - powiedziała, patrząc na mnie podejrzliwie.

  Zacząłem się śmiać.

-Żartujesz, prawda? Przecież to niemożliwe.

-Jezu, ty nic nie pamiętasz? - spytał nagle Stan.

-Ale co ja mam niby pamiętać? I w ogóle, dlaczego ty ze mną rozmawiasz? Przecież się nie znosiliśmy.

-I nadal tak jest.

loneliness in paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz