Zeszłam na dół i ogarnęłam tam trochę. Weszłam do gabinetu Andrésa. Siedział przy biurku, już w ubraniach i coś notował. Nawet na mnie nie spojrzał. Widocznie był trochę zły przez ten poranek. Podeszłam do niego.
- Coś się stało? - podniósł w końcu swój wzrok. Siedział w zwykłej, białej polówce i krótkich czarnych spodenkach. Przeważnie chodził w tych swoich koszulach.
Gdy wychodziliśmy to bardziej się odstawiał. Ta jego elegancja... Z resztą podobało mi się to. Pasowaliśmy do siebie. Również dbałam o siebie. - Tak seksownie wyglądam, że zaniemówiłaś? - przywrócił mnie do świata żywych.- Nie. - powiedziałam, choć nie było to prawdą. - Mam mały problem. - wymyśliłam.
- O co chodzi? - uniósł brew do góry.
- Nie mogę sięgnąć do jednej z szafek. - skłamałam. Chciałam jakoś nawiązać z nim kontakt, a nie miałam zamiaru go przepraszać. Nie było takiej opcji. Nic złego nie zrobiłam.
Andrés wstał. Pociągnęłam go za dłoń i pokazałam mu pierwszą lepszą szafkę, do której rzeczywiście bym nie sięgnęła. Oby coś w niej było. Nie chcę wyjść na idiotkę. Andrés stanął za moimi plecami. Otworzył szafkę. Lekko się wypięłam i otarłam o niego. Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna że się uśmiecha. Po chwili wyjął z szafki jakieś pudełko.- Proszę. - podał mi je, gdy odwróciłam się w jego stronę. - Tym razem nie wspinałaś się po blatach? - zaśmiał się wrednie.
- Nie. - przewróciłam oczami. - Dostałam wtedy nauczkę. Nie chcę znów skręcić kostki. - zamilkłam na chwilkę.- Dziękuję, najdroższy. - pogłaskałam go po policzku. Otworzyłam pudełko, a oczom ukazały mi się zdjęcia przyrodniego brata. Tego się nie spodziewałam.
- Mieliśmy go odnaleźć, ale skoro jest gliną, to... - zaczął i stanął obok mnie. Chwycił zdjęcie i przyglądał mu się przez dobrą chwilę. - Weźmy to do Sergio. Z tego co wiem, to widział niektórych policjantów, którzy zajmowali się naszą drobną akcją. Może czegoś się dowiemy. - odwrócił się w moją stronę. Włożył zdjęcie do pudełka. - Czemu chciałaś to zobaczyć? - przeniosłam swój wzrok na niego, byłam nieco zmieszana.
- Myślałam, że może przypomni mi się coś z ucieczki. Że może tam był. - wzruszyłam ramionami i zamknęłam pudełko. - Przepraszam, że znów zaczynam ten temat. Po prostu dziwnie mieć taką dziurę w pamięci.
- Byłaś wtedy w szoku. - objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - Poza tym oberwałaś. Może to głupie, co powiem, ale też chciałbym nie pamiętać o tych wydarzeniach. Cholernie się o ciebie bałem. - pocałował mnie lekko. - Ale udało się, ty moja bohaterko. Nie powinienem był ci wtedy na to pozwolić. Mogłaś umrzeć. Nigdy już na to nie pozwolę.
- Jesteśmy już bezpieczni. - wtuliłam się w niego. Milczeliśmy przez chwilę. - Chodź, spakujemy trochę tych rzeczy. - poszliśmy do naszego pokoju.
- Tylko nie bierzmy pięciu walizek. Ciekawe, jak to przewieziemy... - mówił. - Dobrze wiesz, że to nie będzie zwykła podróż. Musimy najpierw... - chciał tłumaczyć.
- Tak, wiem. - powiedziałam i rzuciłam dwa plecaki w jego stronę. - Weźmiemy trochę najważniejszych rzeczy. Klęknęłam i rzucałam najważniejsze rzeczy na łóżko. Andrés kucnął przy mnie. Klepnął mnie w tyłek i udawał, że jest zainteresowany tym, co robię. - Miałeś mi pomóc, a nie się na mnie patrzeć. - ułożył się na podłodze i podparł się na lewej ręce. Chwycił jakąś koszulę i rzucił na łóżko. - Tego nie bierzemy. - wstałam, złożyłam koszulę i odłożyłam na miejsce.
- Widzisz, nawet nie mam jak ci pomóc. - westchnął ciężko i powrócił do nic nie robienia. - Pięknie wyglądasz. - powiedział w pewnym momencie. Odwróciłam się w jego stronę i cmoknęłam go w policzek. Gdy jednak miałam powrócić do swoich zajęć, ten przyciągnął mnie do siebie i teraz leżałam na nim. Przywarł do mojej szyi.
CZYTASZ
To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]
Fanfiction>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyjaciela - Martina. Poznając aroganckiego, pewnego siebie, a zarazem nieziemsko seksownego i czarującego - Andrésa de Fonollosę - wszystko zacz...