54.

811 32 7
                                    

Ułożyłam się wygodnie na łóżku i chciałam trochę odpocząć. Poleżeć sama w spokoju.

- Clara? - usłyszałam, że Andrés się zbliżał. Zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Usiadł obok mnie i dotknął mojego policzka. - Wiem, że udajesz. - usłyszałam tuż przy uchu. Otworzyłam oczy, ale nie odwróciłam się do niego.

- Jestem zmęczona. - powiedziałam. Chwyciłam za koc i chciałam się przykryć. Złapał za niego.

- Zrobiłem kolację. - oznajmił. Kiwnął głową, żebyśmy zeszli do kuchni. Rzadko coś przyrządzał, choć jeśli już coś zrobił, to było wykonane perfekcyjnie.

- Nie jestem głodna. - skłamałam. Ponownie się położyłam i przykryłam kocem. - Zjedz sam.

- Przestań, nie bądź zła. - westchnął ciężko. - Nie zachowuj się, jak dziecko.

- Sam zachowujesz się jak dziecko. - oburzyłam się. - Źle się czuję i chcę odpocząć. Tak trudno to zrozumieć?

- Chodź. Jeśli się źle czujesz to wypijesz chociaż hebratę. - powiedział łagodnie. Spojrzałam na zachodzące powoli słońce. - Będzie ci lepiej. - wyciągnął dłoń w moją stronę. Nie chwyciłam jej, ale zeszłam na dół. Usiadłam przy nastawionym stole.
Andrés porozstawiał świeczki i porozsypywał płatki róż. Pewnie chciał mnie przeprosić, a ja jak zwykle odegrałam jakiś cyrk. Byłam wściekła na siebie. Zerknęłam w jego kierunku. Przygotowywał mi właśnie herbatę. Na środku stołu stała pieczeń, a obok nasze ulubione wino i dwa kieliszki.
Uhh, jestem idiotką. Schowałam twarz w dłoniach i ubolewałam nad własną głupotą. Usłyszałam, jak Andrés stawia przy mnie kubek z gorącym napojem. Odchyliłam głowę w jego stronę. - Co cię boli? Chcesz jakieś tabletki? - spytał czule. Pokręciłam głową na nie. Upiłam łyk herbaty i patrzyłam, jak bierze się za krojenie soczystego mięsa. - Na pewno nie chcesz? - spojrzał na mnie.

- Nie. - skłamałam, choć aż ślina mi ciekła na jego widok. Narzekałam na dumę Andrésa, a sama byłam jeszcze gorsza.

- Jak chcesz... - westchnął. - Schowam wino. Wypijemy innym razem. Jeśli źle się czujesz, to możesz iść się położyć. Zjem, ogarnę to. - machnął ręką. - I przyjdę do ciebie.

- Możemy się napić tego wina. - powiedziałam i chwyciłam po swój kieliszek. - Dobrze mi zrobi. - dodałam, gdy patrzył na mnie zdziwiony. Wstał po chwili i nalał nam czerwonego trunku. Kubek z herbatą powędrował na bok, a ja zajęłam się alkoholem. Andrés zabrał się za jedzenie.

- Nawet nie spróbujesz? - uniósł brew do góry. Czytał ze mnie, jak z książki i pewnie już wiedział, że coś kręcę. Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach. Chwyciłam jego widelec, na którym znajdował się kawałek mięsa i wpakowałam go sobie do ust. O cholera! Mógł zostać kucharzem, a nie złodziejem. Parsknęłam sama do siebie. - Czemu się śmiejesz? O czym pomyślałaś? - zapytał i objął mnie w pasie.

- Trochę za słone te mięso, ale ogólnie może być. - zmyśliłam i uśmiechnęłam się lekko do niego. Chciałam odejść na swoje miejsce, ale trzymał mnie mocno.

- Odpowiedz na pytanie. - poprosił, choć jego ton był rozkazujący.

- Mogłeś się podjąć kariery kucharza, a nie złodzieja. - sam wybuchnął śmiechem. Chwyciłam jego sztućce i ukroiłam sobie jeszcze.

- Czyli jednak ci smakuje. - powiedział sam do siebie z uśmiechem. Odeszłam na swoje miejsce i mimo wszystko zaczęłam jeść.

- Gdybym wiedziała, że tak się postarasz, to ubrałabym coś odświętnego. - zaczęłam, gdy chciał rzucić zbędnym komentarzem. On siedział w śnieżnobiałej koszuli, z zagiętymi rękawami. Na to miał założoną ciemnoszarą kamizelkę w kratę, a do tego dopasowane spodnie. A ja? Czarny, długi sweter do kolan.
Chwyciłam po mój kieliszek i upiłam łyk wina.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz