Prolog

15.2K 517 141
                                    

Norwood w stanie Karolina Północna było spokojnym miastem.

Wszystko tam było znajome. Ludzie mówili sobie „dzień dobry" i zawsze wiedzieli, z kim się witali. Gdy uprzejme powitanie przeradzało się w równie uprzejmą pogawędkę, byli na tyle rozeznani w życiu swojego rozmówcy, że bez trudu orientowali się, kogo należało spytać o samopoczucie podupadłej na zdrowiu mamy, komu pogratulować narodzin dziecka, a kto powinien usłyszeć wyrazy współczucia z powodu utraty pracy.

Nikt nie pytał o drogę, nie zachodził w głowę jak dotrzeć do domu znajomego ze szkoły, gdy pierwszy raz został zaproszony na domówkę, ani nie potrzebował chwili, by przypomnieć sobie, co znajduje się na danej ulicy, gdy usłyszał jej nazwę.

Norwood było jak stara, dawniej uwielbiana piosenka, o której możesz zapomnieć na lata, a później usłyszeć w radiu pewnego słonecznego dnia i uśmiechnąć się na myśl, że wciąż pamiętasz każde słowo.

To było jedno z tych miejsc, w których się nie mieszkało, ale w których się żyło. I chociaż jednym żyło się dobrze, a innym nieco gorzej, każdy z dwóch tysięcy siedmiuset osiemdziesięciu siedmiu mieszkańców zgodziłby się z opinią, że w Norwood żyło się przede wszystkim spokojnie.

To nie było miasto, o którym słyszało się w porannych wiadomościach. Nie pojawiało się na krzykliwych nagłówkach gazet donoszących o sensacyjnych informacjach. Wielu mieszkańców hrabstwa Stanly zapewne nawet nie zdawało sobie sprawy z jego istnienia. Nie było tam nic wartego uwagi.

W Norwood nigdy nie dzieje się nic złego – to słowa, które każdy z mieszkańców wypowiedział w swoim życiu przynajmniej raz. Czasem miały charakter przekonania, według którego dorośli wychowywali swoje dzieci, bo sami tak właśnie zostali wychowani. Innym razem były sposobem, w jaki spragniona sensacji młodzież wyrażała swoją frustrację z powodu życia w tak nudnym mieście. 

Jednak w ten czy inny sposób stanowiły coś na kształt niepisanej zasady, która mówiła, że w mieście nikt nie dopuszczał się zbrodni, i którą wszyscy przestrzegali. Mniejsza o konsekwencje prawne, one dotknęłyby tylko pojedynczej jednostki, ale przestępstwo pogwałciłoby ten spokój, który dla wielu mieszkańców był niemal świętością, burząc wszystko, w co tak głęboko wierzyli. 

I może to wszystko byłoby śmieszne i naiwne, gdyby nie fakt, że w Norwood naprawdę nigdy nie działo się nic złego. Żyjący tam ludzie mieli więc pełne prawo, by czuć się bezpiecznie i wierzyć, że ich małomiasteczkowe przykazania mają jakąkolwiek moc sprawczą.

Do czasu, gdy ktoś postanowił to zmienić.

Teraz już nic z tego nie jest prawdą.

Teraz Norwood w stanie Karolina Północna już nie jest spokojnym miastem.

My Beloved Monster - JUŻ W KSIĘGARNIACH Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz