fragment 1

16 2 0
                                    

Ci którzy mówią, że to najszczęśliwszy dzień w życiu każdej kobiety nie mylą się. Ale właśnie w taki dzień coś może nieoczekiwanie wyrwać z radosnego nastroju. Udaję właśnie niezmierne szczęście, lecz w rzeczywistości odczuwam jedynie rozgoryczenie. Stoję z moim ukochanym (i już mężem!) w wielkiej sali i odbieram życzenia, zaraz rozpocznie się moje wesele. Patrzę na prezent ślubny, który sprawia mi po prostu wielką przykrość. Tak naprawdę wolałabym w ogóle nie dostać prezentu, ale nie mogę przecież dać tego po sobie poznać. Nie wystarczy jednak, że opisze co otrzymałam, by wyjaśnić przyczyny mojego rozczarowania. Muszę cofnąć się nieco w czasie i opowiedzieć znacznie więcej.

Niewiele ponad rok temu przeprowadziłam się w poszukiwaniu pracy do dużego miasta. Było to krótko po obronie pracy magisterskiej i odbiorze dyplomu potwierdzającego ukończenie studiów z oceną bardzo dobrą. Studia, poszukiwania w bibliotekach, wyjazdy naukowe i całonocne dyskusje były całym moim życiem, ale okazało się, że musiałam bardzo szybko dorosnąć. Znalezienie pracy w moim wymarzonym zawodzie graniczyło z cudem, a nieliczne oferty były marnie płatne.

Tak oto odpowiedziałam na ofertę pracy w dziale marketingu produkcyjnej firmy, pomimo że w moim przekonaniu o marketingu nie miałam zielonego pojęcia. W czasie rozmowy kwalifikacyjnej okazało się jednak, że zdaniem mojego przyszłego pracodawcy nie to jest najważniejsze i dostałam etat. Wynajęłam mieszkanie w dużym mieście i z pewnym smutkiem ostatecznie wyprowadziłam się z mojej rodzinnej miejscowości. Pierwszego dnia pracy zostałam ciepło przyjęta przez pozostałych pracowników.

Cały czas jednak miałam wrażenie, że nie jestem tą osobą, której szukali, a wykonywana przeze mnie praca nie jest pełnowartościowa. Wprawdzie z zaangażowaniem dzwoniłam do potencjalnych kontrahentów, przedstawiając naszą ofertę, jednakże nie skutkowało to żadnym zleceniem. Słyszałam, że to typowe w tej branży, że muszą się zastanowić, ale jednak cały czas wydawało mi się, że po prostu żaden ze współpracowników nie chce sprawić mi przykrości. Nic więc dziwnego, że pomimo ich słów cały czas czułam, że brakuje mi niezbędnych umiejętności.

Zastanawiałam się, czy lepiej czytać fachową literaturę, czy szukać jakiegoś przystępnego kursu w Internecie, gdy w skrzynce na listy znalazłam zaproszenie na ekskluzywny pokaz garnków w nadchodzący weekend. Do zaproszenia dołączony był jeden kolczyk (srebrny w motyw kwiatowy), a także informacja, że każdy uczestnik otrzyma drugi na koniec pokazu. Zapewne mieszkanie zajmowała wcześniej jakaś starsza kobieta, lecz w mojej głowie pojawiła się myśl, że mogę to potraktować jako darmową lekcję marketingu, zwłaszcza że kolczyk był nawet całkiem ładny, a zaproszenie nie było imienne. Zapisałam w kalendarzu owe ekskluzywne wydarzenie. 

Drugi kolczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz