Rozdział 4

3.7K 124 22
                                    

-Na którą godzinę masz umówione spotkanie? - dopytywała mama, przygotowując obiad. Oparłam się o kuchenny blat plecami.

-Burmistrz mówił, że mam przyjść na sale treningową na czternastą godzinę.- spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.- Tam będzie na mnie czekać dyrektor placówki sportowej.

-Denerwujesz się ?- zerknęła na mnie przez ramię.

-No pewnie. Nie mam zielonego pojęcia co mnie tam czeka, po za tym mam pracować jako psycholog sportowy.

-Przygotowałaś się?

-Tak, od dwóch dni nic innego nie robię jak tylko czytam informację na ten temat. - westchnęłam.

-Dasz sobie radę skarbie i mimo, że nie jest to nic związane z psychologią dziecięcą, to myślę, że i tak warto poszerzać horyzonty. Lepiej wiedzieć więcej niż mniej. Pamiętaj. - pokiwałam głową. Mama miała rację, trzeba się rozwijać. Z początku, gdy zadzwoniłam do Burmistrza z informacją, że chętnie skorzystam z jego propozycji, byłam lekko zawiedziona, że nie ma ten staż zbyt wiele wspólnego z moim ukończonym kierunkiem, jednak postanowiłam spróbować. Na drugi dzień otrzymałam telefon zwrotny, że się udało i następnego dnia mam spotkanie z dyrektorem klubu sportowego. W sumie nawet nie wiedziałam, że coś takiego tutaj istnieje i działa na taką skale, aby potrzebować psychologów sportowych, jednak od mojego wyjazdu wiele się zmieniło.

-Idę dokończyć się szykować.

-Zaraz będzie obiad. Zjesz przed wyjściem? - nagle ścisnął mi się żołądek w odmowie.

-Nie, zjem, gdy wrócę do domu. -mama kiwnęła głową na zgodę. Cieszyłam się, że nie zachęcała mnie dłużej i bez tego chciało mi się wymiotować. Od dwóch dni targają mną nerwy i niepewność. Nie chciałabym podczas rozmowy zwymiotować komuś na stół. Tak się działo ilekroć się czymś denerwowałam, żołądek ściskał się niemiłosiernie powodując mdłości. Wzdrygnęłam się na samą myśl.

Wróciłam do pokoju, podeszłam do łóżka na którym leżało przygotowane przeze mnie wcześniej ubranie, strzepnęłam niewidoczne pyłki i podeszłam do lustra.
Włosy zdążyłam wyprostować wcześniej, dokończyłam makijaż, ściągnęłam ciuchy, zostając jedynie w koronkowej bieliźnie, następnie wciągnęłam na siebie obcisłą spódnicę, zapięłam zamek ciągnący się do mojej talii, po czym włożyłam beżową elegancką bluzkę, wkładając jej brzeg pod spód. Wróciłam do posłanego wcześniej miejsca spania, usiadłam na nim i podniosłam z ziemi czarne szpilki i włożyłam je na stopy.
Podeszłam do lustra, odrzucając włosy na plecy i przyjrzałam się odbiciu.
Było idealnie, spódnica przylegała do skóry, idealnie konturując moje kształty, a luźna bluzka tylko podkreślała moją talię.
Zaczerpnęłam dwa głębokie wdechy, dokładnie patrząc czy nic z moim ubiorem się złego nie dzieje. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie, sprawdziłam aktówkę, czy na pewno mam wszystkie moje dokumenty związane z ukończeniem studii, po czym wsadziłam do bocznej kieszeni skórzanej torby telefon i zapięłam ją.
Poczęstowałam moją skórę odrobiną perfum, kwiatowy słodki zapach wzniósł się w powietrze, po czym po szybkim pożegnaniu się z mamą, wsiadłam do samochodu taty i ruszyłam we wskazane miejsce spotkania.
Ręce pociły mi się niemiłosiernie, włączyłam klimatyzację i skierowałam nadmuch sobie na twarz. Zawsze się denerwowałam przed tego typu spotkaniami, chociaż zdenerwowanie to mało powiedziane, to była narastająca panika, która zmuszała mnie do odwrotu, jednak nie miałam zamiaru jej ulec.
Nie tym razem.

Droga okazała się być zbyt krótką, aby być w stanie opanować moje nerwy. Gdyby była taka możliwość dokupienia sobie jakieś cechy osobowości, to wybrałabym odwagę.
Zawsze zazdrościłam tej cechy Carmen, dziewczyna od małego była pewna siebie, wygadana i nie lękała się przed niczym, ja miałam zdecydowanie brak tego atrybutu.

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz