Jenna nie dała Newtowi za wiele czasu na przetrawienie słów, które wyjątkowo go poruszyły. Nie zdążył nawet rozważyć, o kim mówiła, gdy odezwała się znowu:
- Nadal nie uważasz, że jestem... Kimkolwiek, za kogo uważa mnie twój brat? A nawet moja matka? - zapytała bezradnie, po czym nagle kiwnęła głową sama do siebie. - Kryminalistka, tak, to jest to słowo...
Newt spotkał się z nią wzrokiem na ułamek sekundy, a następnie pokręcił głową.
- Nie. Też trochę cię znam. Wiem, że nie jesteś zła. Przebiegła, tak, ale nie zła.
Jenna przełknęła ślinę. Z trudem przychodziło jej uwierzyć, że mówił szczerze, bo ona zaczynała się źle czuć sama ze sobą, po raz pierwszy od lat.
- Leta miała rację... - powiedziała od razu, przypominając sobie jej jedyne słowa, z którymi się zgadzała. - Każdemu potworowi wybaczasz.
- Nie, ty jesteś po prostu... Środkową głową - kontynuował Newt, dezorientując Jennę.
- Jestem czym...?
- Wiesz, jak widłowąż ma trzy głowy, lewa planuje, prawa ocenia, a środkowa jest po prostu marzycielem, a ty też jesteś pośrodku, jesteś trochę jak lewa, trochę jak prawa, bo niektórzy uważają, że to złe, co robisz, jak mój brat, ale tak naprawdę jesteś dobra i... - Newt urwał, czując, że kolejny raz plącze się w swoich słowach. To było coś, za co oberwałby od Jacoba, tego był pewien.
Mimo tego, Jenna uśmiechnęła się delikatnie.
- Tyle lat w zawodzie magizoologa i nigdy nie słyszałam takiego porównania. Czy ktoś jeszcze go używa poza tobą?
Uśmiech udzielił się Newtowi, który spuścił wzrok.
- Bardzo możliwe, że tylko ja.
Choć jeszcze chwilę wcześniej Jenna była przybita, teraz śmiała się już, któryś raz pytając samą siebie, czy to, co czuła, to były te motylki w brzuchu, o których wszyscy zawsze mówili...?
- Dziękuję ci. Dziękuję, że we mnie wierzysz, bo wiele osób nawet nie chciało spróbować - powiedziała szczerze, zawstydzając go nieco.
- Nie ma za co...
Nastała cisza, w czasie której z twarzy Newta nie schodził uśmiech. Miał przezczucie, że jednak zrobił coś dobrego, że jednak popychał to wszystko w dobrym kierunku.
- Mogę ci za to chociaż zrobić herbatę - zaoferowała Jenna, wstając, by podejść do kuchenki. Wtedy Newt odważył się unieść głowę i spojrzał na list, który wciąż leżał na stole.
- A co odpiszesz... Jemu? - zapytał, nie umiejąc się powstrzymać.
Jenna nieznacznie zerknęła za siebie, również tam, gdzie leżał list.
- Prawdę, w zasadzie - powiedziała po chwili zastanowienia. - Że nic mi nie jest i że... Na razie jeszcze muszę zostać w Anglii. Tak, tak mu napiszę - dodała stanowczo.
Newt ucieszył się, że nigdzie się nie wybierała i że nie wspomniała nic personalnego o tamtym mężczyźnie. Z tego co opowiadała, czuł się przy nim dość... Mały, w metaforycznym sensie, ale w dosłownym trochę też. Martin zdawał się mieć nie tylko mięśnie i przystojną twarz, ale i władzę oraz posłuch, czyli wszystko, czego Scamander, jak sam uważał, nie miał.
- Muszę chyba zejść do zwierząt... - powiedział, zerknąwszy na zegarek, by jakoś wymazać tamte myśli. - Już czas na kolację dla niektórych.
- Zaraz przyniosę ci herbaty na dół, w takim razie - zaoferowała Jenna od razu, nawet nie odrywając wzroku od kuchenki. - I pomogę ci.
Newt nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś o niego dbał w tak nienamolny sposób. Zaczynał się obawiać, że się do tego zbytnio przyzwyczai.
- Nie musisz, naprawdę... - powiedział Newt, nie chcąc jej zbytnio kłopotać.
- Ale chcę - odparła Jenna i posłała mu krótki uśmiech.
Ostatecznie stało się tak, jak Ślizgonka zaplanowała. Przyniosła Scamanderowi herbatę, a następnie oporządziła z nim wszystkie zwierzęta. Z jakiegoś powodu wyjątkowo szybko się zmęczyła; sądziła, że po części może przez psychiczne zmęczenie tak bardzo chciało jej się spać. Choć starała się o tym zapomnieć, myślała o Martinie i o tym, co powiedziała Newtowi.
Zasnęła z momentem przyłożenia głowy do poduszki, nawet jeśli nie było jeszcze tak późno; z tego wszystkiego nawet zapomniała zamknąć drzwi od pokoju, dlatego Newt wszedł tam bez pukania.
- Zost... - zaczął, ale natychmiast urwał, orientując się, co działo się w pomieszczeniu.
Jenna spała, ponownie w tej czarnej koszuli, która odsłaniała tak wiele; przykryta do połowy, leżała na plecach z prawą ręką przy głowie, a do jednego z jej palców przyczepiony był Jasper. On drzemał tuż przy niej, nie wystając nawet poza białą poduszkę.
Newt patrzył na nią, słysząc w uszach bicie własnego serca; wszystko w tym obrazku w jakiś sposób na niego oddziaływało. Ten nieśmiałek, z którym spała, bo obiecała ochronić go przed koszmarami - Scamander wiedział, że dla wielu osób byłoby to absurdalne. Speszony, wzrok odwracał od jej nadmiernie odsłoniętego dekoltu w tamtej pozycji, by spojrzeć na jej twarz. Oczy miała zamknięte, te oczy, które przypominały mu salamandrę, a jej włosy, rozpuszczone i czarne niczym smoła, rozrzucone po poduszce jak macki jakiejś kreatury.
Marmit, pomyślał Newt. Wyglądają jak macki marmita. Nabrał wtedy nagłej ochoty ponownego odwiedzenia zwierzaka, którego miał w swojej walizce.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był pewien, że dla niej trochę oszalał. I teraz, gdy była tak blisko, codziennie się zastanawiał, co z tym zrobić.
Pomyślał o ich rozmowie z tamtego dnia i nadal nie rozumiał, dlaczego miałby ją znienawidzić. Tak, chodziło o tę całą mafię, ale on sam wiedział, że jeśli o prawo chodziło, nie był święty - ba, wraz z Jenną dzielił te same poglądy o Aurorach, gardził nimi za to, że zabijali wszystko, czego tylko się bali i nie rozumieli, w tym ludzi i zwierzęta. Im więcej się o niej dowiadywał, tym raczej bardziej go do niej ciągnęło, nie odwrotnie.
Wyrwał się z zamyślenia po chwili; nie patrzył już nawet na Jennę, a w kąt pokoju. Zorientował się, że dziwnie było tam tak stać, a więc wycofał się pospiesznie i zamknął drzwi najciszej jak potrafił.
Sam nie chciał jeszcze spać. Ruszył więc z powrotem zwierząt, tak po prostu z nimi pobyć, bo wszystkie były już oporządzone. Scamander schodził powoli po schodach z Pickettem na ramieniu, gdy przypomniało mu się, jak Jacob zachęcał go do zrobienia Jennie jakiegoś prezentu. Newt stwierdził, że będzie to dobry pomysł dać go jej jakoś teraz, żeby poczuła się lepiej.
- I co ja mam dać Jennie, Pickett? - zapytał, wzdychając, gdy znalazł się na samym dole. - Nie, nie biżuterię, ona nie lubi takich rzeczy... - dodał, jakby nieśmiałek mu odpowiedział.
Newt zmierzał do marmita, o którym wcześniej pomyślał, jednocześnie wciąż się zastanawiając.
- Może ktoś ma tu lepszy pomysł? - zapytał głośno, jakby zwierzęta mogły mu odpowiedzieć. - Co spodoba się Jennie najbardziej...?
Newt w głowie miał tylko tyle, że Jenna uwielbiała zwierzęta, tak jak on. Ale czy to byłoby dobrym pomysłem, by podarować jej jakieś zwierzę...? Czy to byłoby w ogóle wyjątkowe, jeśli ciągle miała z nimi styczność?
Pozostawało to przedyskutować właśnie ze zwierzętami.
~
Ku wyjaśnieniu: według polskiej HP wiki polska nazwa zwierzęcia Marmite to również marmite, ale że po polsku brzmi to bardzo dziwnie i odmiana robi brr, spolszczyłam to do marmit po prostu.
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...